#goodlife 9. Zmęczone szczęście
Potwierdza się, że głową się wygrywa lub przegrywa zawody. Okazuje się, że taka sama może być przeszkoda podczas treningu, o czym przekonał się Paweł w walce o lepsze życie.
Paweł Wolak jest uzależniony. Ważył 110 kilogramów. Podbiegnięcie do autobusu było dla niego mega dużym wysiłkiem. Postanowił jednak podjąć jeszcze jedną próbę, może ostatnią i zawalczyć o życie. Takie jak on chce i jakie sobie zamarzył, które sam zaplanuje. Paweł rozpoczął na łamach TriathloLife.pl opisywać walkę o lepsze życie. Dzisiaj IX część.
Kolejny tydzień zapowiada się bardzo ciekawie jeżeli chodzi o treningi. W niedzielę wieczorem otrzymuję rozpisany przez Tomka kolejny tydzień – czekają mnie dwa testy i siedem treningów. Czyli na bogato. Uwielbiam mieć konstruktywnie wypełniony czas i tak naprawdę wystarczy sobie tylko wszystko odpowiednio zorganizować i te 24h, to naprawdę wiele czasu.
Wtorkowy test wykonuję na trenażerze, gdzie po 40 minutach mam kałużę potu na macie pod rowerem. Dałem z siebie tyle ile mogłem i znowu to „zmęczone szczęście”. Środa to luźna jazda na trenażerze po teście. Jeździ mi się przyjemnie przez 90 min. Wpadam w trans. Dużo łatwiej mi się skupić na myślach niż podczas jazdy na dworze, przez co mam finalnie wiele ciekawych i głębokich przemyśleń.
Wiele osób jest zanudzonych trenażerem, jednak myślę, że to jest kwestia zorganizowania sobie myśli.
Ja będę się starał właśnie podczas takiej jazdy prowadzić odcięty od wszystkiego głębokie przemyślenia. Po rozjeździe robię trening: 5 serii, 4 ćwiczenia na gumach pływackich – poprawiłem trochę technikę dzięki kilku filmikom, przez co teraz w końcu ręce mi opadają po treningu.
Perfekcjonizm zakłócił test
Czwartek dzień testu biegowego, w lesie i bez maski! Wchodząc do lasu czuje się jakby gdzieś w okolicy był jakiś festyn rodzinny. Wbiegam w głąb lasu i rozpoczynam test. Pogoda jest piękna, biegam ubrany na krótko, jest ciepło, przyjemny lekki wiatr. Rozpoczynając test trochę się irytuję, gdyż cyferki na moim zegarku się nie zgadzają – mam przebiec po 1km w każdej strefie, jednak nie mogę zejść poniżej 120 HR, a prawię już idę. I tak robię 3 pierwsze kilometry. Bardzo się zawsze irytuję biegając tak wolno, męczy to strasznie moją głowę. Nie jest tak jak powinno być, cały czas zerkam na ten zegarek, jest we mnie sporo napięcia. Ostatnie dwa kilometry robię na wysokim tętnie, jednak również niezadowolony z siebie. Jestem bardzo zmęczony tym testem fizycznie i psychicznie – myślę, że główną rolę odegrała tu moja głowa i przenikający mnie momentami perfekcjonizm. Coś się nie zgadzało, czas mnie gonił, no i nitka pociągnęła za sobą wszystko jak leci. Więcej luzu – tak mi powiedział trener… Doskonale sobie zdaję z tego sprawę, czasami jestem zbyt spięty, zbyt wiele biorę na głowę, przesadzam ze szczegółami i chcę zbyt „idealnie”. Sytuacja książkowo pokazuje „wpływ głowy na trening”. Ale godzę się z tym, przecież jutro jest kolejny, lepszy dzień.
Więcej luzu, więcej snu
Po wczorajszym teście mam luźne wybieganie w lesie – jest piękna pogoda, jednak czuję się mimo wszystko jakiś wolniejszy, słabszy i bardziej zmęczony niż jakiś czas temu. Myślę, że może mieć na to wpływ również mój słaby i krótki sen w tym tygodniu. Zamierzam tego bardziej pilnować. Po biegu stabilizacja. Brzuch już coraz lepiej znosi te ćwiczenia. Nadchodzi sobota, a wraz z nią zabawa biegowa. Po rozbiegu takie dwie serie piramidy 15,25,35,45,55,60 sekund i w dół w śr. tempie 3:40.
Tym razem wybieram asfalt w lesie. Piękna długa, prosta, płaska rowerówka i ludzi praktycznie nie ma. No i takie interwały, to jest to, co mi daje największego kopa! Utrzymuję tempo do samego końca. Czuje się wyśmienicie, trening zresetował moje obniżone samopoczucie z kilku dni. Wieczorem spacer po pustej toruńskiej starówce, a po północy kończę trening na gumach pływackich. To był naprawdę piękny dzień. Niedziela ostatni dzień treningu przed dniem przerwy. Dzisiaj tylko trenażer. W sumie godzina jazdy złożona z interwałów i 15 minutowego „hardcore” – finalnie spływam z roweru, ale jednak czuję, że dałem z siebie wszystko w granicach zdrowego rozsądku. Właśnie takie chwile mnie dowartościowują, gdzie przekraczam swoje kolejne granice. Jest to uczucie pokonania następnego bossa, któremu zabieram jego moce by zmierzyć się z kolejnym – już trochę mocniejszym. Resztę niedzieli spędzam ze znajomymi oraz podziwiając piękny, wiosenny Toruń.
CDN.
Paweł Wolak
Czytaj wcześniejsze wpisy Pawła:
#goodlife 1. Rozpoczął walkę o dobre życie. Bez narkotyków!
#goodlife 2. Zamiast narkotyków eksplozja endorfin
#goodlife 3. Kiedy rozsądek przegrywa z Pawła ego
#goodlife 4. Uwielbiam Walczyć o każdą sekundę
#goodlife 5. A na koniec tygodnia duma i czysta głowa
#goodlife 6. Podczas wysiłku ulatnia się to, co złe i toksyczne
#goodlife 7. Zakaz. Nie pobiegam, ale wygram coś ważniejszego