#goodlife 8. Cieszę się, że mogę wylewać 7 poty
Pierwsze testy wydolnościowe przynoszą Pawłowi satysfakcję z jednej strony i złość z drugiej. Można rzec, że jest jak w życiu. Raz na górze, raz na dole. Najważniejsze jednak, to nie poddawać się w walce o lepsze życie.
Nareszcie zapowiada się bardzo aktywny tydzień – stwierdzam po otrzymaniu planu treningowego od Tomka. Przebywam w rodzinnym Ostrowcu Świętokrzyskim, więc będę mógł swobodnie robić jakieś treningi biegowe. Plan na cały tydzień jest ułożony ambitnie i czuję, że może być momentami ciężko – ale właśnie takie mam oczekiwania co do moich treningów! Dodatkowo przychodzi mi dzisiaj trenażer – także rower na zewnątrz sobie całkowicie odpuszczam na daną chwilę.
Trening w domu daje popalić
Na pierwszy ogień godzinna jazda na trenażerze 140 – 150 HR po czym ćwiczenia wzmacniające na gumach. Jestem bardzo pozytywnie zaskoczony płynnością funkcjonowania trenażera i wylewam siódme poty podczas treningu. Tak jak pisałem ostatnio, że wiatr jest moim przeciwnikiem – tak dzisiaj go potrzebuję. Jednak podmuch powietrza zdecydowanie daje orzeźwienie i chłodzenie. Ćwiczenia na gumach rozpisane przez Tomka również dają mi popalić i docieram do mięśni, których tak naprawdę wcześnie nie angażowałem w treningach. Po zatrzymaniu huśtawki emocji z poprzedniego tygodnia postanawiam we wtorek na spokojnie przeprowadzić rozbieganie po tygodniu pauzy.
Brat mnie wywozi za miasto i wracam sobie spokojnie ścieżką rowerową po obrzeżach robiąc 10km. Odczuwam lekkie roztrenowanie, tętno o 10 wyższe niż normalnie i trochę większe zmęczenie – ale cóż się dziwić skoro jeszcze nie miałem takiej przerwy od kiedy biegam! Jestem spełniony, ponieważ brakowało mi tego bardzo i się stęskniłem. Zrobiłem to również w zgodzie z sobą, stosując się do wszystkich zaleceń – biegałem sam, nie po lesie i nie po parku, a Policja która mnie jeszcze przepuściła na pasach utwierdziła w tym, że nie łamie prawa.
Po treningu wykonuję stabilizację, którą naprawdę ciężko mi się robi ze względu na wcześniejsze nie trenowanie mięśni brzucha, więc wylewam siódme poty. Kolejnego dnia odczuwam konkretne zakwasy jednak jest to dla mnie budująca informacja – wskazuje tylko na rozwój kolejnych stref ciała.
Ulubione interwały
Dzisiaj przede mną kolejne bieganie i ulubione interwały – początkowo wykonuję 40 min bieg w 3 strefie, następnie po rozciąganiu interwały 10x15x40 w 4 strefie. Właśnie tego mi brakowało – tej mocy, szczęścia i satysfakcji zdobytej w najzdrowszy możliwy sposób. Czwartek to pierwszy trening siłowy na trenażerze – po 15 min rozjeżdżaniu wykonuję 4x3min na tętnie 165. Pierwszy raz robię tak intensywny trening na rowerze i szczerze powiem, że ostatnie minuty to spora walka z głową i nogami. Po treningu zasłużony odpoczynek i wieczorem wykonuję kolejną stabilizację. Nadal czuję na brzuchu zakwasy po ostatnim treningu, ale już dużo lepiej mi idzie. Nie ukrywam – jest to ciężki dzień jednak satysfakcja na koniec jest nie do opisania, tym bardziej że to moje 33 urodziny, więc wieczór spędzam rodzinnie.
Las kusi, ale zostaje na legalnym asfalcie
Piątek to dzień biegu crossowego. Przez chwilę mnie kusi wbiegnąć w las, jednak zostaję przy legalnej trasie i wykonuję 6 km cross w 4 strefie na pętli po moim osiedlu. Czuje się bardzo dobrze, pogoda jest idealna, endorfiny zwiększają wydajność podczas biegu pod górę. Sobota kończy mój tygodniowy trening – na spokojnie rozjazd na trenażerze przez godzinkę i wieczorem trening na taśmach. Nie ukrywam – był to dla mnie intensywny tydzień, ale właśnie takie są moje oczekiwania. Cieszę się, że pomimo tego co się dzieje na świecie udało mi się spędzić aktywnie kolejny tydzień i co najważniejsze wywiązać z planu.
Jestem też bardzo wdzięczny za to, że mam możliwość kolejny dzień przeżyć jako czysta osoba, że potrafię o siebie zadbać, że jestem zdrowy, że mam możliwość rozwoju, trenowania, spędzania czasu z rodziną, że mam masę bezinteresownych przyjaciół i znajomych na których mogę zawsze liczyć. Jestem wdzięczny, że mogę prowadzić nowe lepsze życie…
Kolejny tydzień nowego życia
Mija kolejny tydzień mojego nowego życia, plany się trochę pokrzyżowały i jednak w wolny poniedziałek nie wrócę do Torunia ze względów czysto technicznych. Tak więc poniedziałek regeneracja, a we wtorek pierwszy test wydolnościowy przygotowany przez Tomka.
Po rozgrzewce na trenażerze wrzucam 20 min ostrego jednak stałego tempa i trzymam tak do końca. Dawno nie miałem takiego wysiłku, gdzie finalnie w ostatnich minutach zalewał mnie pot wraz ze łzami. Po wszystkim jednak czuję się fantastycznie i pragnę więcej. Cieszę się że mam moc, jednak mimo wszystko jest to chyba nienaturalna reakcja i często mam ją po wysokim wysiłku. Zamiast być kompletnie wypompowanym i nie mieć siły oraz energii – właśnie wtedy czuję, że mam jej jeszcze więcej, i mógłbym właśnie teraz robić same życiówki! Muszę się bliżej przyjrzeć temu zjawisku, czy to jedynie kreacja mojej głowy, czy rzeczywiście odblokowuję w ten sposób jakieś magazyny zachomikowanej mocy.
Kolejnego dnia wracam wieczorem do Torunia i mam robić wolny rozjazd – jednak nie przyszła mi jeszcze opona pod trenażer, a ta rowerowa się strasznie ściera więc nie będę jej niszczył bardziej. Na ulicę jest za późno i ciemno więc daje sobie spokój treningiem.
Jestem wkurzony i zmęczony
Czwartek to kolejny test wydolnościowy i znowu zbyt pewny siebie Paweł zakłada buffa na twarz – ponieważ trzeba mieć ją zakrytą i po rozgrzaniu chcę cisnąć 20min w tempie 4:10. Jednak po 2km mnie odcina i brakuje tlenu, kończę finalnie na tempie 4:30. Nie jestem z siebie w ogóle zadowolony – jestem umęczony i zły! Nie przypuszczałem, że tak lekkie przytkanie ust będzie miało aż taki wpływ – jednak jest tu podobnie jak przy zapchanym filtrze powietrza w aucie.
Tak na marginesie to dosyć często porównuję swoje reakcje i pracę do auta oraz jego działania, gdyż kiedyś motoryzacja była moją największą pasją i odnajduję wiele pasujących zależności. Modyfikowałem auta mechanicznie i wizualnie, również się ścigałem – teraz zostały jedynie wspomnienia i doświadczenie, które może jeszcze kiedyś wykorzystam.
Brzuch pęka w szwach
Zwiedziony testem mam ochotę go poprawić, jednak Tomek mówi, że na razie to nam wystarczy, a w następnym tygodniu coś mi jeszcze przygotuje. Piątek mam wolne wybieganie regeneracyjne po teście, czuję już piękną wiosnę, ale też dużo gorszą wydolność przez przytkane usta co mnie naprawdę irytuje. Dodatkowo po treningu Garmin mnie demotywuje spadkiem wydolności. Po naprawdę wolnym biegu (5:50 min/km to naprawdę ciężki bieg dla mojej głowy) robię stabilizację. Brzuch pęka w szwach, ale zaczyna mi to powoli sprawiać satysfakcję – także jest to kolejny jak najbardziej przyjemny sygnał.
Niespodzianka od życia
W sobotę powtarzam wolny bieg, gdzie trenuję głowę dużo bardziej niż wydolność moim zdaniem, po czym trening na gumach pływackich, które pożyczam od Tomka. Przy okazji świetna wiadomość – dowiaduje się, że mój trener mieszka dwa bloki ode mnie. Trening mimo początkowo „lajtowego” wyglądu, daje mi całkiem nieźle popalić. Na pewno muszę jeszcze popracować nad techniką, jednak wszystko idzie w dobrym kierunku.
W niedzielny poranek udajemy się z Tomkiem na rowery – jest to bardzo ciekawy 50 kilometrowy wypad, poznajemy tak naprawdę jakieś swoje historie, co moim zdaniem jest również ważne prócz samej technicznej relacji, ponieważ buduje zaufanie. Po treningu przychodzą w końcu do mnie znajomi z którymi się dawno nie widziałem i miło spędzamy popołudnie. Niedzielę uwieńcza piękna informacja od Ministra Środowiska o braku przymusu noszenia maseczki w lesie. Także kolejny tydzień zapowiada się już całkiem normalnie – nie pozostaje nic innego jak być wdzięcznym za to co mam, pamiętać o tym jak było źle i cieszyć się z tego jak teraz jest dobrze.
CDN.
Paweł Wolak
Czytaj wcześniejsze wpisy Pawła:
#goodlife 1. Rozpoczął walkę o dobre życie. Bez narkotyków!
#goodlife 2. Zamiast narkotyków eksplozja endorfin
#goodlife 3. Kiedy rozsądek przegrywa z Pawła ego
#goodlife 4. Uwielbiam Walczyć o każdą sekundę
#goodlife 5. A na koniec tygodnia duma i czysta głowa
#goodlife 6. Podczas wysiłku ulatnia się to, co złe i toksyczne
#goodlife 7. Zakaz. Nie pobiegam, ale wygram coś ważniejszego