#goodlife. Zamiast narkotyków eksplozja endorfin
Widziałem na żywo ludzi biorących udział w IRONMANIE 70.3. Miałem ich totalnie gdzieś. Uważałem za chorych. Wyśmiewałem, że biegają w tak upalny dzień, a ja leżę nad rzeką w cieniu. Tak jeszcze niedawno myślał Paweł. A dzisiaj? Nie może się doczekać debiutu w triathlonie.
Paweł Wolak jest uzależniony. Ważył 110 kilogramów. Podbiegnięcie do autobusu było dla niego mega dużym wysiłkiem. Postanowił jednak podjąć jeszcze jedną próbę, może ostatnią i zawalczyć o życie. Takie jak on chce i jakie sobie zamarzył, które sam zaplanuje. Przed tygodniem Paweł rozpoczął na łamach TriathloLife.pl opisywać swoją walkę o lepsze życie (poniżej tekst o tym). Dzisiaj druga część pod znamienny tytułem: Zamiast narkotyków eksplozja endorfin.
Zakochałem się w bieganiu
W lipcu zacząłem pierwsze 10 km wybiegi – robiłem to w około 60 min, uwielbiałem przybiegać cały zalany potem, gdzie koszulka była sztywna od soli. Czułem wtedy jak wychodzą ze mnie wszystkie toksyny. Mój umysł był coraz bardziej otwarty, fizyczność pozwalała biegać szybciej, piękna leśna trasa na Barbarkę, wraz ze świadomością mojego ciągłego progresu uwalniała ze mnie wręcz wodospady endorfin, zakochałem się w bieganiu, i czułem ogromną wdzięczność za to co się aktualnie dzieje w moim życiu. Za namową przyjaciół z naszego klubu biegacza, postanowiłem wystąpić na ulicznych zawodach. To był sierpień, II edycja toruńskiego Biegi Wolności. Pięć kilometrów przebiegłem w23:25 min. Byłem tak mocno podekscytowany atmosferą nocnego biegu, do tego Ci wszyscy wspierający kibice na trasie, a gdy znajomi zaczęli krzyczeć moje imię, wzruszyłem się z myślą o tym jak bardzo piękne jest teraz moje życie!
Pierwszy medal i nowa droga
Z czasem jakim wykręciłem, trzymając w ręku pierwszy medal, wiedziałem, że właśnie w tym momencie rozpocząłem moją nową drogę. Atmosfera nocnego biegu, pełno osób które były tam dla mnie i mnie wspierały, poczucie przynależności do naszego klubu biegacza, zmęczenie, eksplozja endorfin, to wszystko napędzało w mojej głowie tego wieczoru całą masę pomysłów, że będzie może za rok półmaraton, jeszcze później maraton, a po wielu latach może nawet jakiś IRONMAN. Wtedy śmiałem się sam w sobie…
No i się zaczęło. Od zwiększania dystansów, tempa, liczby treningów, a w głowie na trasach powstawały coraz to nowsze cele i marzenia. Po krótkim czasie przebiegłem swoje 18km, co finalnie zaowocowało ryzykowną decyzją o półmaratonie w grudniu. W międzyczasie listopad i III edycja Toruńskich Biegów Wolności na 5km. Czas poprawiony na 22:11 minuty, następnie XXI Bieg Niepodległości w Pigży na 11km i 50:24 min.
Bieganie kompanem życia
Ciągły progres. Wiem, że bieganie jest już nieodłącznym kompanem mojego życia, uwalnia mój umysł w sposób nieporównywalny do czegokolwiek na tym świecie. Konsekwentnie robię treningi 3-4 razy w tygodniu biegam po 10km-18km w tempie poniżej 5:00 min/km. Boję się kontuzji. Odczuwam w pewnym momencie problem z pasmem biodrowo piszczelowym, lecz słuchając najbliższych, zaczynam się porządnie rozciągać przed i po biegu, oraz inwestuje w wałek i roluje mięśnie – a bóle jak ręką odjął. Czuję się szybki, zwinny, silny, wręcz niezniszczalny, lecz mam w sobie wiele pokory i ostrożności. Nadchodzi 1 grudnia – rozpoczynam półmaraton Św. Mikołajów w Toruniu, biegnę w towarzystwie doświadczonego już kolegi który mnie prowadzi – Śp. Łukasza, oraz od 14km dołączył poza konkursem Janek, dzięki których wsparciu oraz wielkim słowom jakimi mnie motywowali, tak naprawdę się nie poddaję i wytrzymuję ogromny kryzys z bólem brzucha od 17km.
Tak to jest jak się nie testuje wcześniej żelów, a tym bardziej nie przepija porządnie. Kończę ledwo przytomny z czasem 1:42:02. Jestem mega dumny, ale i niezmiernie wdzięczny za wsparcie. Uważam, że bez tego mógłbym odpuścić w ciężkim momencie. Gdyby mi ktoś powiedział rok wcześniej, że przebiegnę półmaraton, wyśmiałbym go. Po pierwsze, że po co, a po drugie, że to nie wykonalne przeze mnie. Nieraz tyle samochodem mi się nie chciało jechać.
To są chorzy ludzie
Pamiętam jak będąc za granicą w Luksemburgu, widziałem kilkukrotnie na żywo ludzi biorących udział w IRONMANIE 70.3. Miałem ich totalnie gdzieś. Uważałem za chorych. Wyśmiewałem, że biegają w taki upalny dzień, gdzie ja leże sobie nad rzeką w cieniu. Teraz było to moim marzeniem. Coraz częściej dopuszczałem do głowy wzięcie udziału w tych zawodach. Z początku było to dla mnie wielką abstrakcją, a z drugiej strony, gdzieś głęboko w środku pragnąłem w jakiś sposób się zrewanżować za wszystkie złe rzeczy, które robiłem mieszkając w Luksemburgu. Rozważałem, że w ten sposób chciałbym kiedyś odkupić grzechy wobec tego miejsca. Wziąż udziału w IRONMANIE 70.3 właśnie w Luksemburgu. Czemu nie? Za klika lat? Przecież wszystko jest możliwe.
Tata kupił mi rower szosowy
W grudniu zainwestowałem w pierwszy zegarek. Trener Garmina przyszykował dla mnie 16 tygodniowy plan treningowy przed kolejnym półmaratonem w Gdyni – 29 marca 2020 roku. Zacząłem trenować 5 razy w tygodniu. Pierwsze interwały, wolne wybiegi, wszystko już w jakiś sposób półprofesjonalnie. IV i ostatnia edycja Toruńskich Biegów Wolności w styczniu 2020 zakończyła się czasem 20:50 min. Mój progres duchowy, psychiczny, fizyczny, większa stabilizacja życiowa, pozwoliły mi podjąć pewną decyzję. Chcę triathlon. Chcę Luksemburg. W szybkim czasie zwiększyłem treningi pływackie, zszedłem poniżej 2:00min/100m. Z każdym treningiem wydolność i tempo wzrastało ze zdecydowanie widocznym efektem po każdym dniu. Pewnego dnia mój tata zadzwonił do mnie, i oznajmił że kupił mi tanio szosowy rower. Byłem niewyobrażalnie podekscytowany. Tylko mnie to wszystko upewniło w kwestii decyzji co do startu w Luksemburgu w 2021 roku. Narzędzia mam już wszystkie, teraz tylko ciężka praca, której tak naprawdę pragnę.
CDN.
Paweł Wolak
Piękne marzenia są po to, aby je spełniać. Trzymam kciuki za ich realizację. Jesteś niesamowity.