Natalia Bihun: Triathlon motywacją do ciągłej poprawy
Na co dzień jest doradcą finansowym, a w triathlonie od 2015 roku. Pomimo panującej pandemii koronawirusa Natalia Bihun nie przekreśla sezonu. Wystartuje we wszystkich przełożonych zawodach, na które była zapisana w pierwszych terminach.
Jak zaczęła się Twoja przygoda ze sportem?
Jeszcze w szkole podstawowej, kiedy moja nauczycielka wychowania fizycznego, jednocześnie nasza wychowawczyni Pani Renata złożyła klub aerobiku sportowego. Tam jako młode dziewczynki miałyśmy okazję poznać kroki aerobiku w układach choreograficznych. Po dwóch latach zapisała naszą sześcioosobową drużynę na zawody w Mistrzostwach Dolnego Śląska w aerobiku rekreacyjnym. Zajęłyśmy drugie miejsce, jaka to była radość dla nas.
Co było dalej?
Kiedy zaczęłam chodzić do szkoły średniej, niestety żaden nauczyciel zajęć sportowych nie porwał mnie do dalszych ćwiczeń, czy aktywności na „wyższym poziomie”, mając na myśli udział w zawodach, tak jak to miało miejsce w szkole podstawowej. Przestałam aktywnie trenować. Wiem przez tamte doświadczenia, jak ważnym w życiu człowieka na etapie szkoły średniej i gimnazjum jest nauczyciel w-fu. To on determinuje dalsze nasze wybory. Odkrywa często w nas talent, wysyłając na zawody, czy pokazując, na ile nas stać. Niestety, ja nie miała tego szczęścia.
Jak wyglądał Twój kontakt ze sportem już w dorosłym życiu?
W dorosłym życiu zaczęło się od truchtania, zwykłego marszo-biegu „wokół komina”, kiedy już byłam na studiach i wiedziałam, że chcę robić coś dla siebie. Po prostu chciałam się ruszać. Pamiętam, pierwsze zawody „Przewietrz się na Olimpijskim”. Pokonałam osiem kilometrów w niecałe 45 minut, a pierwszą dychę „Bieg dla Maćka” przebiegłam w niecałe 52 minuty. Dały mi niesamowitą radość, że mogłam pobiec dla kogoś, wesprzeć go, a tym samym pobiec tak długi dystans, jakim było 10 kilometrów.
Zobacz też:
Maksymiuk umiarkowanie zadowolona po sezonie ROZMOWA
Kiedy przyszła pora na triathlon?
Dość niedawno, bo w 2015 roku. Obecnie zaczynam już piaty sezon startów w tri. Głównym powodem był start na nocnym półmaratonie wrocławskim. W 2014 roku pobiegłam go gorzej o dwie minuty, niż w pierwszej nielegalnej edycji w 2013 roku. Postanowiłam coś z tym zrobić! Zaczęłam szukać klubu, ludzi do trenowania i trenera, aby ktoś pomógł mi zacząć lepiej biegać, technicznie i wydolnościowo. Wiedziałam, że bez dobrej opieki i planu nie uda mi się sprawniej i szybciej biegać. Zapisałam się na pierwszy trening otwarty do Grupy Triathlonowej GTRAT. Od stycznia 2015 roku moje życie wygląda zupełnie inaczej.
Jak wyglądały Twoje przygotowania do debiutu?
Przygotowania zaczęły się w styczniu, a start był w maju. Miałam osiem godzin treningów tygodniowo. Sprawiły, że byłam w stanie pokonać ten dystans z czasem poniżej 2:50, trenując po dwa razy w tygodniu kolarstwo i bieganie, z czego jedno było dłuższym wybieganiem oraz dwa baseny. Dodatkowo miałam jedną jednostkę na sali gimnastycznej.
Kto Ci w nich pomagał?
Trener Paweł Kotowski jest pierwszym trenerem z Grupy Triathlonowej GTRAT. Wstępując do klubu, już od początku wiedziałam, że chcę trenować z innymi ludźmi. Samotne trenowanie nie dawało tylu radości, podczas treningów trener zwracał uwagę – początkowo nawet dość często na moją technikę biegowo, pływacką, a także rowerową. To dzięki niemu do dziś pamiętam, aby kolan nie dawać do środka podczas jazdy rowerem! Obecnie trenuje mnie w grupie zaawansowanej trener Jakub Adam, nadal w grupie GTRAT, którą polecam do wspólnych treningów.
Kiedy zadebiutowałaś i jak wspominasz ten start?
Debiut w tri był jak u wielu w Sierakowie na dystansie ¼. To było w maju 2015 roku. Sieraków jest wspaniałą imprezą. Tam zawsze przyjeżdżam z sentymentem. Towarzyszył mi duży stres przed zawodami. Miałam rano problemy, aby coś zjeść, ale miałam łatwiej, bo spotkałam znajome twarze, które jak ja brały udział w tych zawodach. Pamiętam te uśmiechy do dziś. Atmosfera i ten las, w którym odbywają się zawody. Naprawdę uwielbiam to miejsce.
Czytaj także:
100 maratonów w wieku 70 lat i mistrzostwo Polski na dystansie długim
Co czułaś po przekroczeniu linii mety?
Czułam się, jakbym zrobiła coś fantastycznego dla siebie i własnego ciała. Dodatkowo postanowiłam nauczyć się dobrze biegać, a potrafiłam po niecałym pół roku wystartować w zawodach tri i mieć z tego ogromną radochę! Za linią mety część osób z grupy GTRAT już czekała na mnie do wspólnego zdjęcia w naszym klubowym nowy trisuit, z którego byłam bardzo dumna.
Jak dalej potoczyła się Twoja przygoda z triathlonem?
Przyznam, że wkręciłam się na maksa. Zaczęłam mocno w siebie inwestować. Poświęciłam cały czas wolny na treningi. W tygodniu częściej widziałam kolegów i koleżanki z grupy, aniżeli najbliższych. Kupiłam lżejszy rower szosowy. Po kilku latach przeniosłam się na ultra lekki rower czasowy, mając czasowy kask na głowie. Zaczęło to wyglądać mocno profesjonalnie. Po latach, obserwując znajomych, zaczęłam doświadczać nowych startów od ¼, ½, ekstremalne dystanse i górskie ½, aż do pełnego dystansu IM.
Przez wiele lat triathlon był uważany za typowo męską dyscyplinę. Zgadzasz się z takim podejściem?
Tak, nie sposób się nie zgodzić, ale to prawda „był uważany”. Obecnie zauważam na starcie i na mecie coraz więcej kobiet. Co więcej, spora grupa kobiet robi już lepsze czasy od mężczyzn. Kobiety zauważyły, że triathlon nie jest taki trudny dla nas jako sport wydolnościowy. Przekonałyśmy się, że to działa.
Wolisz trenować indywidualnie, czy w grupie?
Zdecydowanie w grupie, przyznam, że nie potrafię tak szybko biegać i pływać, jak podczas wspólnych treningów interwałowych, kiedy gonię chłopaków od nas z klubu, a tych samych potem na basenie w nogach lub przed niektórymi nawet uciekam. Ludzie dają energię, taką silną więź, z niektórymi już jak z rodziną, wiele wspólnych spotkań nawet poza treningami.
Zajrzyj do:
Izabela Sobańska: Zadebiutuję w Ironman
Z którymi zawodami masz najlepsze wspomnienia?
Górski lokalny triathlon o nazwie Seidorf Mountain Triathlon. Tam byłam w raju, przepiękne pływanie w małym zalewie o wschodzie słońca w tle widok gór, rower ścieżkami Kotliny Jeleniogórskiej, Rudawski Park Krajobrazowy, te nasze Karkonosze. Do tego dochodzi wspaniała atmosfera po zawodach, szampan dla każdego, na żywo muzyka, no i ręcznie robione z metalu statuetki. Chyle czoła organizatorom do dziś!
Jak w tym wszystkim wspiera Cię rodzina?
Nie mam jeszcze rodziny, a moi rodzice przyzwyczaili się do ciągłego noszenia statuetek z zawodów. Mój tata kiedyś nazwał je „kolejnym łapaczem kurzu”. Opowiadam im często o zawodach, mama z przerażeniem, a tata z zaciekawieniem słuchają. Na szczęście mój życiowy partner trenuje triathlon tak samo, jak ja. Więc nie mam się o co martwić!
W jaki sposób udaje się godzić obowiązki rodzinne, zawodowe z triatlonem?
Obowiązki zawodowe udaje się pogodzić rewelacyjnie z trenowaniem. Zarówno praca przedsiębiorcy, jakim jestem, ciągłe reagowanie na sytuacje, na wydarzenia w firmie powoduje, że łatwo znoszę zmiany w organizmie, jakie zachodzą podczas intensywnego trenowania. Pełny grafik powoduje, że staję się mocno zorganizowana. Nie mam problemów z długoterminowym planowaniem. Sama ustalam terminy spotkań, wiedząc, że wczesnym rankiem mam basen, potem serie spotkań w biurze, a na wieczór bieganie lub rower. Wszystko da się ogarnąć. Triathlon jest jedną wielką logistyką.
Z jakimi spotykasz się reakcjami w pracy odnośnie Twoich triathlonowych startów?
Z podziwem, szczególnie ze strony kolegów i kierownika. Podziwiają, jak można wstać o piątej iść pływać na glinianki z grupą. Potem pójść na siłownie umyć się, w restauracji zjeść śniadanie i być gotowym na spotkanie na dziewiątą z klientami. Serio, inspiruję ich do działań, a nie demotywuję.
Czym jest dla Ciebie triathlon?
Obecnie jest motywatorem do ciągłego rozwoju ciała. To dzięki zajęciom pływackim, biegowym, rowerowym i siłowni zauważam, jak znakomicie rozwija się moje ciało, mięśnie. Co więcej, poprawiła się wydolność oraz odporność organizmu. Triathlon jest swego rodzaju przetrwaniem w ciężkich sytuacjach życiowych, zdrowotnych, zawodowych.
Jak wygląda Twój przykładowy plan tygodniowy uwzględniając prace i treningi?
Poniedziałek:
Praca od ok 10-11, po spotkaniach zazwyczaj ok 18-19 trening 1 h roweru, 1 h siłowni. Staram się zrobić jedno za drugim.
Wtorek:
Z rana wspólny basen na siódmą. Po tym mam od około 10 spotkania w biurze, przygotowanie ofert, telefony, spotkania popołudniowe, na 18 biegnę na wspólny trening biegowy.
Środa:
Staram się być wcześniej w biurze, by tak dzień zaplanować, aby już ok 17-max 18 być na rowerze, bo szykuje się około dwugodzinne pedałowanie w tempie.
Czwartek:
Zanim do biura poranne bieganie z elementami sprawności, po czym odpoczynek, wizyta w biurze ok 11, spotkania i kolejne zajęcia na siłowni z core stability, ćwiczenia z obciążeniami.
Piątek:
Również poranne motywacyjne pływanie na szóstą z trenerem na basenie. Po tym często grupowo idziemy na pyszne śniadanie. Mija nam czasem 1,5 h i każdy rozchodzi się do obowiązków. Piątek poświęcam na pisanie artykułów, czytanie wydarzeń w świecie finansów, po czym jest pora na zasłużony wieczorny odpoczynek.
Sobota:
Szykuję się z rana na 2-3 godzinny rower z elementami przyśpieszenia. Cieszę się zawsze na te treningi, gdyż są one w grupie. Panuje dobra zabawa i można się pościgać lub pojechać w nowe miejsca, często jeszcze nieodkryte.
Posłuchaj też:
Katarzyna Skoczylas i Paweł Mitruś. Ślub, wesele i mistrzostwa świata PODCAST #11
Jakie obecnie stawiasz sobie cele związane z triathlonem?
W planach na 2020 było połamanie 10 godzin w pełnym dystansie, podczas IM w Klagenfurcie. W 2018 roku zabrakło mi 23 minut, a na dystansie ½ chciałam zdobyć kwalifikacje na mistrzostwa świata w Nowej Zelandii. Zobaczymy, czy będzie gdzie startować. Poza zawodami chcę nadal trenować, inspirować na blogu na fb innych, by byli aktywni. Siła bierze się z naszej aktywności, a nie bierności.
Obecnie zmagamy się z pandemią koronawirusa. Jak to się odbiło na treningach i Twojej pracy?
Staram się tak organizować trenowanie, aby stale realizować złożenia treningowe trenera. Obecnie poza basenami, uzupełniamy treningi pływackie na sucho. Biegam samotnie na dworze w miejsca, gdzie nie ma skupisk ludzi. Ewentualnie korzystam z bieżni mechanicznej. Jeśli chodzi o rower, to trenuję na trenażerze. Wszystko da się zrobić, można w domu tak treningi siłowe i wydolnościowe ustawić w ten sposób, że ciało nie poczuje dużej zmiany. Zdecydowanie brakuje mi ludzi, rywalizacji i utrzymywania wspólnego tempa.
Jak ta sytuacja odbiła się na Twoich planach startowych?
½ IM we Francji, gdzie chciałam ubiegać się o slota na Nową Zelandię, przełożyli na koniec września. Nie wiem jeszcze, co będzie z pełnym dystansem. Jednak zakładam, że zostanie przeniesiony na kolejny rok, a na teraz wiem, jak ważne dla organizatorów zawodów jest niewnioskowanie o zwrot opłaconego startu. Chcę ich wspierać. Wszystkie dystanse, które mam opłacone, odbędę w nowych terminach. Najbardziej mi szkoda tylko odwołanego obozu na Majorce oraz niewypicia kawy z widokiem na zatokę St Vincent.
Jak sobie radzisz z wieloma nałożonymi ograniczeniami?
Słabo je znoszę emocjonalnie. Buntuję się wobec wprowadzanych zmian. Uważam, że nie potrzeba ani z punktu medycznego oraz politycznego, a w szczególności z punktu gospodarczego doprowadzić nas młodych oraz pracujących ludzi, mających pasje, talent, rozwijających się zawodowo, artystycznie, sportowo, życiowo do zamykania nas w domach. Moim zdaniem lepszym pomysłem byłoby izolować i chronić w specjalnych ośrodkach osoby starsze, schorowane, czy młode z chorobami. Powinno się młodym i zdrowym osobom pozwolić wrócić na zawodowe i życiowe ścieżki, zanim nie jest za późno. Na co dzień staram się funkcjonować normalnie. Nie przerywam treningów, a pracuję zdalnie z klientami. Przygotowuję oferty online, poprzez wideokonferencje. Prowadzę spotkania celem omówienia dokumentów kredytowych.
Czy obecnie myślisz o tegorocznym sezonie, czy ten aspekt zszedł na dalszy plan?
Oczywiście, że myślę. Zawody i organizowanie imprez dają ludziom nadzieję, chęci i światełko do trenowania, podtrzymywania formy i dbania o siebie. Oczywiście nie za wszelką cenę, nie nadwyrężając przy tym organizm. Tylko trenując z myślą, że jak to już się wszystko skończy, to będziemy niebawem wszyscy stać, każdy na mecie i wygranej z obecną sytuacją.
Czy masz marzenia dotyczące tego sportu?
Tak, aby mi się nigdy nie znudził. Chciałabym, aby wciąż dawał mi te emocje odkrywania tras biegowych i rowerowych, poznawania ludzi, ich emocji po zawodach, cieszenia się z każdej przekroczonej mety, chęci wypicia szampana po zakończeniu zawodów, braku wyrzutów sumienia po zjedzeniu pizzy XXL i deseru, bo to daje mi triathlon. Chciałabym bardzo móc wrócić do sezonu startów, by sprawdzić siebie, co potrafi ciało, które trenowało systematycznie kolejny prawie rok. Chcę się przekonać, co potrafi głowa, która znosiła wszystkie wymówki i przekleństwa podczas bolesnych treningów. Dążę do sprawdzenia siebie, czy jestem w stanie wystartować z najlepszymi triathlonistami na świecie.
Rozmawiał: Przemysław Schenk
foto: Natalia Bihun/FB
Hej Natka, wysłałaś już rodziców do “specjalnego ośrodka”? Sądząc po twoich zdjęciach to oni chyba już są po 70-tce, więc chyba im się należy… a tak w ogóle to taką formę “izolacji” już ktoś wymyślił… Niemcy mianowicie… Wyrazy współczucia dla rodziców…