Rozmowa

Patryk Scheppler: Miałem potencjał, by osiągnąć więcej, ale…

Przez pływanie trafił do triathlonu, gdzie zadebiutował w wieku 12 lat. W tym sporcie był do 2018 roku i od tamtej pory Patryk Scheppler spełnia się jako żołnierz.

W jakich okolicznościach trafiłeś do triathlonu?
Karierę triathlonową rozpocząłem tak naprawdę od samego pływania, w wieku siedmiu lat. Śmieję się zawsze, że prawdopodobnie z powodu otyłości rodzice zapisali mnie na zajęcia do sekcji pływackiej klubu sportowego GTT Diament Gniezno. Od razu spodobało mi się pływanie i na basen chodziłem systematycznie przez kolejne cztery lata. Gdy miałem 11 lat, klub zaoferował mi spróbowanie sił w triathlonie i jak to w reklamie McDonald: wpadłem na chwilę, pozostałem na dłużej.

Jak wspominasz początki w tym sporcie?
Było to dla mnie nowe, ale przyjemne doświadczenie. Od razu trafiłem do grupy, w której panowała super atmosfera. Z każdym kolejnym treningiem coraz bardziej kochałem ten sport. Z początku od wszystkich odstawałem, ale po kilku miesiącach zacząłem nadrabiać zaległości, a później byłem coraz bardziej zdeterminowany, żeby ścigać się z najlepszymi. Każdy nawet najmniejszy sukces i każda porażka motywowały mnie do jeszcze cięższej pracy. Od początku triathlon stał się moją pasją, nie tylko formą spędzania wolnego czasu.

Kiedy zadebiutowałeś w triathlonie?
Moimi pierwszymi zawodami, poza pływaniem oczywiście, był duathlon, potem aquathlon. Pierwszy raz w triathlonie wystartowałem w wieku 12 lat.

Jak Ci poszło pierwszy raz na zawodach?
Niezbyt dobrze, nie pamiętam nawet, jakie miejsce zająłem. Traktowałem to jako przetarcie i zapoznanie się z tą dyscypliną. Inaczej jest, gdy trenuje się jedną, maksymalnie łączy się dwie dyscypliny, a inaczej, kiedy musisz połączyć trzy dyscypliny, rozłożyć dobrze siły i sprawnie działać w strefie zmian.

Czy od razu po pierwszym starcie byłeś przekonany do kolejnych wyścigów?
Oczywiście! Pomimo że nie osiągnąłem dobrego wyniku. Miałem 12 lat, więc nic dziwnego, że najważniejsza była dobra zabawa, atmosfera i satysfakcja z ukończonego wyścigu.

Jak oceniasz wówczas dostępne możliwości dla młodych triathlonistów i poziom rozwoju triathlonu w Polsce?
Triathlon za moich czasów dopiero raczkował. Kiedy opowiadałem, co trenuję, musiałem tłumaczyć, czym jest ta dyscyplina. Miałem szczęście, że w moim rodzinnym mieście funkcjonował klub triathlonowy Diament Gniezno, który zajmował się trenowaniem młodzieży już od najmłodszych lat. Więc z mojej perspektywy możliwości były bardzo dobre. Gdy zacząłem osiągać lepsze wyniki, dostałem się do reprezentacji Wielkopolski, mogłem brać udział w zawodach wyższej rangi. Największą zaletą trenowania w kadrze były obozy sportowe, na które wyjeżdżało się nawet pięć razy w roku.

Jak zmieniało się Twoje postrzeganie triathlonu w przekroju całej kariery w tym sporcie?
Z jednej strony cieszę się, że ten sport jest coraz popularniejszy i dziś praktycznie każdy wie, na czym on polega. Z drugiej strony, kiedyś w triathlonie było więcej zabawy. Od pewnego czasu stał się sportem dla profesjonalistów i bogatych. Dawniej było bardzo dużo imprez sportowych niskiej rangi. Każdy każdego znał i miał sprzęt mniej więcej na takim samym poziomie. Obecnie zawodnicy inwestują bardzo dużo. Na przykład coraz częściej można zobaczyć rowery, które kosztują ponad 20 tysięcy złotych. Są imprezy, w których startuje po kilkuset, czy tysiące zawodników.

Czy wiązałeś przyszłość zawodową z triathlonem?
Triathlon zawsze był moją pasją, ale nigdy nie traktowałem go jako sposobu na życie. Już od czasów gimnazjum wiedziałem, że chcę wstąpić do wojska. W ostatniej klasie liceum zacząłem rozstawać się z tym sportem. Udzielałem się w nim sporadycznie, bo moim priorytetem wtedy było dostanie się do Wyższej Szkoły Oficerskiej we Wrocławiu. 

Z perspektywy czasu, czujesz, że udało się w triathlonie wykorzystać w pełni potencjał?
Myślę, że gdybym nie zakończył kariery sportowej, to miałem potencjał by osiągnąć dużo więcej. Jednak trzeba było myśleć o przyszłości, o tym, czym chciałbym się zajmować w życiu i dlatego trafiłem do Szkoły Oficerskiej.

Co uważasz za największy sukces w triathlonie?
Na pewno II miejsce podczas Ogólnopolskiej Olimpiady Młodzieży w 2012 roku, które było podsumowaniem kilku lat ciężkiej pracy oraz ukończenie Ironmana po czteroletniej przerwie.

W której płaszczyźnie triathlonowej czułeś się najlepiej?
Bieganie. Zawsze przykładałem największą wagę do tej dyscypliny, tym bardziej, że finisze na zawodach triathlonowych, ściganie się o ostatnie metry z innym zawodnikami, były dla mnie najbardziej emocjonujące i moim zdaniem, to zawsze tam rozstrzygały się ostatecznie losy wyścigu.

Który sezon był dla Ciebie najlepszy i dlaczego?
Rok 2018 był dla mnie wyjątkowy, ponieważ wróciłem wtedy po czterech latach przerwy na krótki czas do triathlonu. Ukończyłem kolejno zawody na dystansach 1/8, 1/4, 1/2 i na końcu mistrzostwa Polski na dystansie królewskim „Ironman”, gdzie zająłem w kategorii I miejsce. Był to dla mnie szczególny okres, ponieważ pierwszy raz przygotowałem się do zawodów sam. Jedyną moją pomocą była książka z planami treningowymi, zegarek z pulsometrem z GPS-em oraz samozaparcie. Na pewno sukces ten zawdzięczam charakterowi wypracowanemu w trakcie mojej początkowej kariery sportowej i doświadczeniu, dzięki któremu wiedziałem jak się odpowiednio przygotować.

Podczas czynnej kariery zawodniczej jakie dostrzegałeś plusy i minusy uprawiania triathlonu?
Na pewno z największych plusów mogę zaliczyć super atmosferę w klubie, wyjazdy na obozy sportowe, zawiązane przyjaźnie i znajomości, które utrzymuję do tej pory. Wspomnieć też trzeba o cechach charakteru, jakie wyrobił we mnie ten sport, w szczególności dyscyplinę, wytrwałość, ambicję, czy radzenie sobie z porażkami. Jeśli chodzi o największy minus, to z pewnością jest to ogrom czasu, jaki trzeba poświęcić na ten sport. 

Pod czym okiem trenowałeś i jak wspominasz tę współpracę?
Nie sposób wymienić wszystkich, ze względu na długi czas przez jaki trenowałem, jednak największy wpływ na moje wyniki miała Grażyna Drela i Henryk Gągola, których zawsze szanowałem za wiedzę i doświadczenie. 

W którym momencie sportowej kariery w triathlonie uświadomiłeś sobie, że Twoja droga odbiega od triathlonu?
Kiedy podjąłem decyzję, że chcę wstąpić do wojska i dostać się do Szkoły Oficerskiej. Byłem świadomy, że bardzo ciężko będzie pogodzić te dwie rzeczy, tym bardziej w pierwszych latach studiów, w trakcie których nie ma się praktycznie wolnego czasu.

Poważną przerwę od triathlonu miałeś w latach 2014-2018. Czym była ona spowodowana?
Brakiem możliwości pogodzenia wymagających studiów z czasochłonnym sportem, jakim jest triathlon.

Z jakim skutkiem próbowałeś jeszcze wrócić do tego sportu?
Na IV roku studiów, po czterech latach przerwy, gdy już było więcej czasu wolnego, podjąłem decyzję o ukończeniu Ironmana. Zawsze czułem, że brakuje mi startu na dłuższym dystansie. We wczesnej młodości startowałem zawsze na dystansie maksymalnie sprinterskim (0,7 km pływania, 20 km roweru i 5 km biegu). Decyzja była dość spontaniczna, podjąłem ją w grudniu 2017 roku, a już w sierpniu 2018 roku znalazłem się na mecie na Mistrzostwach Polski na dystansie Ironman, gdzie zająłem I miejsce w kategorii do 25 lat.

Jak wspominasz ostatni start w triathlonie?
Ostatnim moim startem był wspomniany wcześniej Ironman. Były to najlepsze zawody, w jakich wziąłem udział. Nie tylko ze względu na wynik, ale z powodu satysfakcji, że udało mi się to osiągnąć w tak krótkim czasie, bo przygotowania zajęły mi praktycznie osiem miesięcy. Ponadto, udało mi się ukończyć ten wymagający wyścig, chociaż przygotowywałem się wyłącznie sam, bez niczyjej pomocy.

Czego najbardziej Ci brakuje z czasów uprawiania tego sportu?
Najlepiej wspominam obozy sportowe, a mieliśmy ich naprawdę sporo. Bywało ich nawet pięć w roku.

Czy jeszcze śledzisz wydarzenia triathlonowe?
Niestety, deficyt czasu nie pozwala mi na bieżące śledzenie tej dyscypliny. Robię to naprawdę sporadycznie. Z pewnością triathlon stał się bardzo popularny. Na plus jest powstawanie coraz większej liczby klubów sportowych, gdzie każdy może zacząć swoją przygodę. Z drugiej strony, niestety, organizuje się coraz mniej imprez sportowych dla najmłodszych.

Czym się obecnie zajmujesz?
W 2019 roku ukończyłem studia na Akademii Wojsk Lądowych i obecnie jestem oficerem w Wojsku Polskim.

Czy masz dalej jakiś kontakt ze sportem, niekoniecznie z triathlonem?
Oczywiście, żaden triathlonista nie usiedzi na miejscu przez dłuższy czas, nawet po skończonej karierze.

Jakich rad udzieliłbyś innym triathlonistom, którym droga życiowa w pewnym momencie też odbiegnie od triathlonu i będą szukać alternatywy i pomysłu na siebie?
Każdy musi przejść własną drogę po swojemu, więc trudno udzielić jakiejś uniwersalnej rady. Wszelkie „rób swoje”, „nie poddawaj się”, „nie rezygnuj” nie są przecież odkrywcze, ale mnie motywowały. Jestem pewien, że każdy były triathlonista poradzi sobie w życiu, chociażby ze względu na cechy charakteru, jakie ten sport wzmacnia. Żaden były zawodnik się łatwo nie podda i nie odda rękawic bez walki.

Czy krążyła myśl w głowie, aby może wrócić do triathlonu na chociażby sporadyczne starty w AG?
Na ten moment, ciężko byłoby mi połączyć życie rodzinne, zawodowe i sportowe, jednak nie wykluczam takiej opcji w przyszłości.

W jakich sportach chciałbyś jeszcze spróbować sił w przyszłości?
W przeszłości trenowałem jeszcze na amatorskim poziomie boks, nurkowanie czy wspinaczkę skałkową. Cały czas jestem otwarty na różne możliwości i wyzwania.

Rozmawiał: Przemek Schenk
foto: materiały prywatne

Pokaż więcej

Powiązane artykuły

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Back to top button
X