Rozmowa

Kamil Kołosowski: zainspirował mnie Craig Alexander

Prowadzi bloga 200 Procent Tętna. Jest związany ze sportem od dzieciństwa. Najpierw były sporty podwórkowe, a skończyło się na triathlonie. Zainspirowała go historia Craiga Alexandra. Kamil Kołosowski chce zdobyć medal mistrzostw Polski AG na dystansie olimpijskim.

Od wczesnego dzieciństwa zajmowałeś się wszystkimi dostępnymi na podwórku sportami. Czy to dało Ci podstawy do zajęcia się na poważnie sportem?
Od dzieciaka uwielbiałem spędzać czas poza domem przy różnych aktywnościach sportowych. Rower, piłka,  różne gry podwórkowe – kombinowało się jak urozmaicić dzień, gdy jeszcze w sumie nie tak dawno nie było tej wszechobecnej technologii, która zabiera dzieciakom dzisiaj czas na rozwój fizyczny.

Czym wówczas był dla Ciebie sport?
Sport był po prostu zabawą, wyrzuceniem nadmiaru energii, integracją z kolegami, czy zabiciem nudy.

W 2003 roku rozpocząłeś przygodę z siłownią oraz z podnoszeniem ciężarów. Jakie sukcesy osiągałeś?
Były to raczej sprawdziany w lokalnych wyzwaniach jak np. założyliśmy się we trójkę z kolegami, że każdy z nas wyciśnie ‘na klatę’ 100 kg przed 18-tką. Każdemu z Nas się to udało. Z czasem byłem w stanie podnieść 180 kilogramów w martwym ciągu, 150kg w przysiadzie w serii, czy rekord w wyciskaniu na klatkę 140kg. Inne wyzwanie to np. 100 pompek. Zdołałem zrobić 91 powtórzeń maksymalnie w jednej serii. Dla kogoś, kto siedzi w sportach siłowych, to nie są jakieś wielkie wyczyny. Jednak sprawiały mi dużo frajdy, dodawały pewności siebie. Dodatkowo motywowały, by dbać o sylwetkę zamiast spędzać ten czas na imprezach w klubach.

Dlaczego po dziewięciu latach postanowiłeś zmienić dyscyplinę?
Jestem sportowym świrem osiągnięć i wyników. Motywuje mnie ciągły progres, świadomość marginesu, który mogę przesunąć i dać z siebie jeszcze więcej. Fascynuje mnie to, do czego jest zdolny ludzki organizm, gdy uwierzy się mocno w założony cel. Z tego względu, że do sportów siłowych nie byłem zbyt predysponowany ze względu na 196 centymetrów wzrostu i szczupłą budowę, nie chciałem oszukiwać samego siebie. Przestałem mieć zapał i to był czas do zmiany.

kosołowski

Zobacz też:

Przebiegł 100 km… w salonie

Co Cię zmotywowało do zajęcia się bieganiem?
Oglądałem akurat igrzyska w Londynie, jak maratończycy płynnie  i z luzem przemierzają ulice wielkiego miasta, nie wyglądają przy tym na zbytnio zmęczonych. Zainspirowało mnie to. Potraktowałem to jako wyzwanie – zacznę biegać, poprawię kondycję, bo było z nią kiepsko. Wtedy jeszcze widok biegacza przecinającego miasto budził raczej zdumienie niż obojętność. Plany treningowe brałem z czasopism sportowych, czy for internetowych. Pierwszym celem było przebiec 30 minut, godzinę. Dalej wystartować w zawodach na 10 kilometrów. Potem miałem sobie darować, ale… szybko zapisałem się na kolejne zawody na 10 kilometrów, półmaraton, czy maraton. Zaczynałem od biegania na bieżni w siłowni. Moja kondycja była dramatyczna, lecz się nie poddawałem. Po trzech miesiącach takiego katowania wyszedłem biegać na zewnątrz i zatraciłem się w tym, mimo że na początku biegania nienawidziłem, a zmieniło się to tak, że nie wyobrażam sobie teraz życia bez biegania. Traktuje je jako element higieny psychicznej.

Czy podczas przygody z bieganiem powstał pomysł na bloga 200 Procent Tętna?
Z czasem powstała idea na bloga 200 Procent Tętna oraz dość oryginalny wtedy pomysł – pisania foto-relacji, sprawozdań, odczuć, jakie przeżywałem podczas startów.

Jaki był/jest Twój pomysł na tego bloga?
Gdy blog powstał, skupiałem się głównie na przekazywaniu odczuć, emocji i euforii, jakie mi towarzyszą podczas biegania. Czułem w głębi, że zmotywuje to innych, mnie samego do dalszego rozwoju sportowego. Nie spodziewałem się, że to bieganie tak odbije się w pozytywnym sensie.

Jak zmieniał się blog?
Początkowo pisałem opowiadania ze startów w biegach, treningach w różnych zakątkach Polski i okolicach Białegostoku. Przyjęło się to z dość sporym zainteresowaniem i ciekawością. Później, z czasem przejścia na triathlon poszedłem bardziej w stronę pisania krótszych postów na Facebooku, motywacji treningowej. Doba ma 24 godziny. Treningi triathlonowe poza pracą wypełniają mocniej ten czas. Stąd teraz blog prowadzę trochę z doskoku na Facebooku.

kosołowski

Zajrzyj do:

Dawid Szot: Pogubiłem się, a triathlon wyprowadził mnie na prostą

Jaki był skutek Twojej blogerskiej działalności?
Motywowałem w ten sposób innych i siebie. Cieszy mnie to, że zachęciłem pewną grupę osób do biegania. Usłyszałem, że dla niektórych stałem się wzorem i inspiracją do sportu, co jest bardzo miłe. Przez dwa lata łączyłem też pisanie bloga z moim zainteresowaniem dietetyką i planami żywieniowymi. Na razie skupiam się głównie na poprawie wyników. Widzę, że są rezerwy. Śledziła mnie spora grupa osób, zanim Facebook skasował mi konto z nieznanych przyczyn. Aktualnie fanpage stawiam na nowo oraz będę przywracał stronę internetową.

W jaki sposób układałeś sobie treningi biegowe?
Śledziłem czasopisma typu Runners World, czy fora internetowe. Pomocna była książka “Biegiem przez życie”. Trzeba było trochę pokopać w Internecie, bo boom na bieganie i nowinki z nim związane nastąpiły później.

Jak to przerodziło się w triathlon?
Po około trzech latach zrobiłem życiówkę 36:42min na 10 kilometrów. Czułem, że o kolejne może być coraz ciężej. Poza tym studnia motywacji zaczęła powoli wysychać. Zainteresowałem się crossfitem, jako taką zupełną nowością, który po miesiącu rzuciłem… gdy obejrzałem filmik z Ironmana na Hawajach.

Jak na Ciebie podziałał obejrzany filmik z 2011 roku, gdzie zobaczyłeś m.in.: Craiga Alexandra?
Oglądając te relacje, widziałem prawdziwą pasję, 100 procent walki, wielogodzinną bitwę ze słabościami, zero odpuszczania. Niektórzy, finiszując na kolanach, osiągali cel. Nieuchwytny heroizm, który się ogląda w filmach, tu dzieje się na żywo. Oglądałem to dziesiątki razy, nie mogąc wyjść z podziwu, do czego zdolny jest człowiek i ludzki organizm.

Czy jego historia była dla Ciebie inspiracją?
Zdecydowanie, Craig Alexander postawił w życiu wszystko na jedną kartę i wszedł przebojem w świat triathlonu. Został trzykrotnym mistrzem świata. Jeszcze fakt, że rok temu w wieku 45 lat podczas IM 70.3 w Chinach wykręcił czas 3:48:50h. Z pływania tempo 1:11min/100m, średnia roweru 43km/h, półmaraton w 1:13h. Szok. I nadal startuje na wysokim poziomie! Motywuje mnie też postawą Jan Frodeno jako kompletny profesjonalista, Lionel Sanders i jego determinacja i historia wyjścia z nałogu, a przede wszystkim mój trener Łukasz Kalaszczyński jako Mistrz Polski Ironman   (śmiech).

W przygotowaniach do debiutu największe kłopoty miałeś z pływaniem. Dlaczego?
Bałem się braku gruntu pod nogami. Łapałem szybko skurcze. Po prostu  było dużo strachu. Masa mięśniowa była zbędnym balastem. Przepływałem dwa baseny i byłem wypruty. Przebiegam maraton, a tak męczy mnie woda. Kilka lekcji, tygodni, cierpliwość i już byłem w stanie przepłynąć 30-40 długości basenów. Kilka miesięcy później w piance przepłynąłem spore jezioro wpław, gdzie najadłem się strachu przez liczbę wodorostów, jakie tam zobaczyłem. Teraz się z tego śmieję i w wodzie czuję się pewnie. Żeby osiągnąć perfekcję potrzeba podobno 10 000 godzin w danej dziedzinie. Nie starczy mi życia, by wyrobić taką normę, ale już widzę, że te ruchy nie są tak siłowe, jest więcej luzu. Wiem tym samym, że każdy może nauczyć się pływać bez względu na wiek i robić to całkiem solidnie.

Przeczytaj też:

Bartka Sarbaka trenuje przyszły szwagier Robert Wilkowiecki

Kiedy zadebiutowałeś?
W 2015 roku dołączyłem do drużyny Nadaktywni Białystok, gdzie poznałem podstawy tego sportu. Nabrałem też odwagi widząc, jak koledzy biorą udział w zawodach. Celem numer jeden był start w Białymstoku na dystansie sprint. Po drodze pojechałem jeszcze na spontanie do Rawy Mazowieckiej na dystans… 1/10IM.

Jak było?
Płynąłem żabką, z wody wyszedłem daleko na końcu, około 120 miejsca. W strefie zmian przebierałem się, z kimś obok żartowałem. Na rowerze nadrobiłem jakieś 50 miejsc, a całe zawody skończyłem 39-ty. Na mecie czułem się wypruty jak koń po westernie. Była to raptem godzina wysiłku. Nigdy więcej! Jednak endorfiny, stan euforii, sprawiły, że triathlon został na dłużej.

Co uważasz za swój największy sukces w dotychczasowej przygodzie w triathlonie?
Zwycięstwa na 1/8IM w kat. wiekowej w cyklach: 2017 Specialized Triathlon Series, 2018 Garmin Iron Triathlon. Do tego drugie miejsce open w cyklu Triathlon Energy w 2019, pierwsze miejsce open w Mrągowie na dystansie 1/8IM w 2019 roku oraz zwycięstwa open w lokalnych startach.

Od tego roku współpracujesz z Łukaszem Kalaszczyńskim. Jak zmieniły się Twoje treningi?
Mimo, że działamy razem dość krótko, to po około trzech miesiącach współpracy widzę usystematyzowanie, dobrą organizację treningu pod moje możliwości. Pomimo dłuższych i ciężkich jednostek treningowych jest czas na lżejsze dni i tygodnie. Szybko złapaliśmy porozumienie z trenerem Łukaszem. Jak do tej pory efektem było przebiegnięcie 10 kilometrów na trudnej trasie w czasie 36:52. Wydawało mi się, że tak szybko już nie będę biegać. Sprawdziany w triathlonach jeszcze nadejdą.

Jakie masz oczekiwania wobec tej współpracy?
Liczę, że ze sprintu wydłużę wypracowaną szybkość i za rok-dwa będę w stanie złamać 2:05h na dystansie 1/4IM lub olimpijskim. Chcę utrzymać dotychczasowy progres w pływaniu.  Poprawię rower, gdzie są rezerwy i zachowam formę biegową.

Jak triathlon zmienił Twoje życie?
Triathlon pozwolił mi złapać dystans do siebie i świata oraz oderwać się od rzeczywistości. Mogę zapomnieć o codzienności, zamiast uciekać w niezdrowe nałogi. To jest reset głowy. Dzięki temu jestem lepiej zorganizowany. Przewrotnie robiąc więcej treningów, robię więcej poza nimi.

Co daje Ci największą radość w tym sporcie?
Adrenalina, duch rywalizacji i ogień współzawodnictwa idący od startu do mety. Możliwość poprawy wielu elementów, szeroki rozwój w trzech dyscyplinach na raz. Cieszą mnie osiągane wyniki okazje do zwiedzania ciekawych miejsc, miast przy okazji startów w różnych lokalizacjach.

Twój ojciec był zawodowym piłkarzem odnoszącym sukcesy. Czy ten fakt, pomaga Ci w przygodzie ze sportem?
Zdecydowanie. Inspiruje mnie to, że był nieustępliwy i osiągnął wiele w tym sporcie. Awansował przez kolejne klasy rozgrywkowe z drużyną Jagiellonii Białystok. Prowadził drużynę do zwycięstw, będąc jej liderem. Mimo, że te dwa sporty to dwie różne bajki, wiem, że piłka była całym jego życiem i stąd sport mam we krwi. Ta pasja jest i była w moim tacie. Też jest i we mnie nieustannie. Dopiero przy bieganiu, triathlonie uświadomiłem sobie tę motywację. za dzieciaka nie miałem aż takiego zapału by regularnie trenować.

Jak rodzina odnajduje się oraz wspiera Cię w tej triathlonowej przygodzie?
Non stop jestem nakręcony do tego sportu jak pozytywka. Jest raczej zaskoczenie, że aż tak mi się chce i to nie słabnie. Podnoszę poprzeczkę. Najbliżsi widzą sens tych wysiłków. Cieszy to ich oraz mnie i w sumie się zgadzamy. W razie mniej udanych startów mogę liczyć na wsparcie i słowa otuchy, bo czasem mój perfekcjonizm nie daje spokoju.

kosołowski

Zobacz także:

Agnieszka Fijołek-Warszewska w debiucie Ironmana zajęła drugie miejsce

Obecnie zmagamy się z pandemią koronawirusa. Jak odnajdujesz się w tej sytuacji?
Myślę krytycznie i jestem świadom bezprawności ograniczeń, które zostały wprowadzone. Nie dajmy się zwariować. Nie oglądam telewizji. Myślę samodzielnie i nie daję się temu zwariować. Sport (uprawiany z głową) pozwala zachować zdrowie psychiczne, tak potrzebne, bo nie wiadomo, jak długo ten stan potrwa. Poprawia odporność organizmu. Powinien być przepisywany na receptę przez lekarza. Natomiast do uprawiania sportu maseczki powinny mieć suwak lub otwór wentylacyjny, by dało się jakoś żyć.

Jak to wpłynęło na Twoje treningi?
Miewam spadki i dołki motywacji. Gdy tak się działo, stawiałem sobie małe cele jak np. cotygodniowy udział w wirtualnej zabawie biegowej na jeden kilometr na czas, czy szybszy przejazd na danym segmencie rowerem. Czasem jeden sumiennie zrobiony trening pozwala zapomnieć o tym wariactwie, w jakim się znaleźliśmy, przywrócić motywację i cieszyć się zrobionym wysiłkiem, zamiast myśleć, co będzie, kiedy będą w końcu starty w zawodach.

W jaki sposób sobie radzisz sobie z wieloma nałożonymi ograniczeniami?
Kiedy trzeba, to rower na zewnątrz zamieniam na trenażer pod dachem. Nadal biegam samodzielnie, korzystając z rzadko uczęszczanych ścieżek. Pływanie na basenie zastąpiłem ćwiczeniami core oraz pływaniem na sucho z taśmami pływackimi i ćwiczeniami core stability. Liczę na ciepłą wiosnę i szybki początek pływania w wodach otwartych.

Obecnie myślisz o tegorocznym sezonie, czy ten aspekt zszedł na dalszy plan?
Pozostaję umiarkowanym optymistą i liczę na starty w sierpniu lub wrześniu. Jeśli ten plan nie wypali, chcę łamać życiówkę na 10 kilometrów i pobiec 35 minut jesienią. Jeśli nie wypali, to kolejnym wyzwaniem będzie szukanie innych wyzwań poza sportem.

Co chciałbyś osiągnąć w triathlonie?
Chcę zdobyć medal mistrzostw Polski AG na dystansie olimpijskim oraz złamać 2:05h na dystansie 1/4IM lub olimpijskim i wystartować za granicą.  Nie wykluczam działania jako trener triathlonu w przyszłości. Zobaczę, co pokaże czas.

Rozmawiał: Przemysław Schenk
rozmowa przeprowadzona 22.04.2020
foto: materiały prywatne

Pokaż więcej

Powiązane artykuły

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Back to top button
X