Roksana Słupek rozwija się pod okiem Paulo Sousy
Od stycznia trenuje w międzynarodowej grupie w Portugalii pod okiem trenera Paulo Sousy. Czuje niepewność w związku z sytuacją na świecie. Roksana Słupek nie stawia sobie na razie konkretnych celów.
Od stycznia tego roku trenujesz w Portugalii w mocnej grupie trenera Paulo Sousy. Jak oceniasz wspólną pracę?
Jestem zadowolona. Podoba mi się system pracy, jaki stworzył Paulo. Świetne uczucie znaleźć się na treningu obok znanych nazwisk, obserwować, co robią i poczuć się częścią teamu. Chociaż trochę czasu minęło, zanim to poczułam. Nie ma tutaj przypadkowych osób, a jednocześnie wszyscy są „normalni”. Mam na myśli, że każdy miewa czasem gorszy dzień i nikt nie jest robotem. No dobra, może tylko Yuko (Takahashi – dop. red.) jest maszyną i nie miewa kryzysów (śmiech).
W jakim stopniu zmieniły się Twoje treningi przez ten czas?
Na pewno jednostek treningowych było więcej, niż dotychczas wykonywałam zimą. Pojawiły się też podbiegi i podjazdy, których wcześniej nie wykonywałam oraz trening umiejętności technicznych na rowerze.
Jakie widzisz różnice między trenowaniem w Polsce, a podejściem do treningów, samych treningów i warunków do trenowania w Portugalii?
Zdecydowaną różnicę robią warunki atmosferyczne i ukształtowanie terenu. W Polsce okres zimowy spędzałam na trenażerze, a trening biegowy też był często ograniczony ze względu na pogodę. Z pewnością przyjemniej i łatwiej trenuje się w słońcu. Nie odczuwa się takiego znużenia i pośpiechu spowodowanego krótkim dniem. Czas na zrealizowanie treningu i odpoczynek pomiędzy to coś, na co nie mogłabym sobie pozwolić, jeżdżąc codziennie na uczelnie i kończąc dzień o 16, kiedy robi się ciemno.
Zajrzyj do:
Siostry Sudak, tri duet z potencjałem
Jak przebiegała aklimatyzacja w nowym miejscu?
Aklimatyzacja przebiegła bardzo dobrze. Do lepszych warunków człowiek szybko się przyzwyczaja. Dodatkowo całej tej zmianie towarzyszyło mi tyle emocji, że nie skupiałam się nad tym, co się dzieje. Po prostu w to weszłam.
Kto Ci najbardziej pomógł w przystosowaniu się do nowej sytuacji już na miejscu w Portugalii?
Drużyna. Mieszkałam z koleżanką z Hiszpanii i drugą z Japonii. Więc naturalnie to z nimi spędzałam najwięcej czasu, ale i reszta dziewczyn pomogła mi w szybkiej aklimatyzacji. Wpierały mnie od początku.
W jakich okolicznościach pojawiła się opcja wyjazdu do Portugalii i trenowaniu pod okiem trenera Paulo Sousy?
O pomyślę, by trenować za granicą, pierwszy raz usłyszałam już na początku mojej drogi z triathlonem, ale wtedy nie miałam na tyle śmiałości, żeby o tym myśleć. Na takie sugestie odpowiadałam, że jeszcze nie trenuje tej dyscypliny nawet rok, więc to zbyt wcześnie, żeby myśleć o takich zmianach. Później, kiedy już poznałam trochę świata triathlonu i zaczęłam pojawiać się na arenach międzynarodowych, zauważyłam, że wielu zawodników trenuje w grupach. Bardzo mi tego brakowało, bo jako pływaczka byłam przyzwyczajona do treningów w większej gronie. Moi trenerzy również chcieli, bym w przyszłości trenowała w grupie międzynarodowej, ale jeszcze nie teraz. Ja jednak zdecydowałam się na ten krok, kiedy usłyszałam, że jest taka możliwość. Nie miałam pewności, czy za rok będę miała tę szansę ponownie.
W którym elemencie czujesz największy progres od momentu zamieszkania i trenowania w Portugalii?
Nie miałam okazji sprawdzenia się na zawodach, a to jest kluczowe w ocenie, gdzie czuję największy postęp. Bo czasem to, co widzimy na treningu, nie pokrywa się z tym, co czujemy w najważniejszym momencie, czyli podczas wyścigu. Myślę jednak, że naturalnym u mnie jest największy progres na rowerze, bo z kolarstwem jestem najkrócej związana.
Z perspektywy czasu, czy żałujesz decyzji wyjazdu i wiązanie rozwoju sportowego z Portugalią?
Zdecydowanie nie żałuję. Nie śniło mi się, że po trzech latach w triathlonie znajdę się obok tak dobrych zawodniczek i znanego trenera. Nadal czasami nie wierzę, że to wszystko się dzieje oraz że się odważyłam.
Jak wygląda obecnie sytuacja triathlonisty w Portugalii w dobie rozprzestrzeniania się koronawirusa?
Tak jak w większości miejsc i tutaj baseny, czy inne obiekty sportowe są zamknięte. Przed świętami też wprowadzono zakaz przebywania na plaży. Monte Gordo jest małą miejscowością. Więc nie jest problemem zachowywać social distancing (dystans społeczny). Nadal można biegać i jeździć na dworze.
Przeczytaj też:
Mateusz Wamka: od pływania do triathlonu
Jak odnajdujesz się w tej całej sytuacji?
Odczuwam lekki stres związany z niepewnością w wielu sprawach m.in. kiedy będę mogła wrócić do domu/zostaną wznowione loty, co z egzaminami, które miałam zaliczyć po powrocie itp. Jednak nie rozpaczam, że starty zostały odwołane. Zwyczajnie o tym nie myślę, chyba po prostu się z tym pogodziłam i nie jestem z tych, których wprowadza to w depresje. Bardziej mnie martwi powrót do normalnego trybu, bo teraz trenujemy znacznie mniej i luźno, a także mogę spać do dziewiątej. Więc początki powrotu do normalności nie będą zbyt przyjemne (śmiech).
Jakie jest Twoje podejście do tegorocznych startów?
Myślę, że w tym sezonie będzie trudno zorganizować zawody za granicą ze względu na to, że zawodnicy z całego świata musieliby mieć możliwość dotarcia na miejsce zawodów. Jak widzimy, w różnych miejscach inaczej rozwija się wirus. Możliwe wydają się starty krajowe, ale z drugiej strony koszty zorganizowania zawodów dla max. 50 osób są wysokie i nieopłacalne dla organizatorów. Więc też myślę, że raczej się nie odbędą. Uważam, że obecnie zawodnicy nie mają równych szans na przygotowanie. Dlatego jakiekolwiek wyniki nie będą tak wartościowe, jakby były w normalnych okolicznościach.
Jakie są Twoje najbliższe cele?
Nie mam jakiś konkretnych celów dlatego, że wszystko szybko się zmienia i jest trudne do przewidzenia. Nie wiem, kiedy otworzą baseny, czy czeka mnie kwarantanna itp. Teraz jedynie staram się dostosowywać do sytuacji, być elastyczna, zachować zdrowie i spokój.
Rozmawiał: Przemysław Schenk
rozmowa przeprowadzona 25.04.2020
foto: materiały prywatne