Rozmowa

Jerzyk kibicuje Holland, ale faworytką jest Spirig

Dwukrotna uczestniczka igrzysk olimpijskich. Zdradza m.in.: komu będzie kibicować podczas olimpijskiego wyścigu kobiet i jakie są jej typy. Mówi, także o tym czy mamy szanse na występ reprezentantów Polski w IO w Paryżu w 2024 roku. #TRIgrzyska

Jak się czujesz?
Dziękuję, czuję się dobrze. Tak naprawdę to jest bardzo blisko terminu porodu. Oczekujemy na ten moment. Można powiedzieć, że jestem tykającą bombą.

Też można powiedzieć, że termin przypada na rywalizację w triathlonie mężczyzn i kobiet w Tokio podczas igrzyska olimpijskich.
Dokładnie, termin porodu przypada na 27 lipca. Tego dnia odbędzie się wyścig olimpijski kobiet w triathlonie. Zobaczymy, kiedy mała będzie chciała wyjść na świat. Cieszę się, że taki zbieg okoliczności ma miejsce i ten akcent triathlonowy jest uchwycony wczasie mojej ciąży.

MOŻESZ TAKŻE POSŁUCHAĆ ROZMOWY Z AGNIESZKĄ JERZYK

Czy to oznacza, że mała będzie skazana na triathlon?
Zobaczymy, co ona wybierze. Tata też jest sportowcem i trenuje strzelectwo. Więc damy jej wybór, co chce robić. Miejmy nadzieję, że będzie to jedna z naszych dyscyplin. Choć na pewno nie będziemy jej zmuszać do tego, na mnie też nikt nie wpływał, żebym trenowała triathlon. To będzie jej decyzja.

Komu będziesz kibicować podczas rywalizacji zawodniczek w Tokio?
Myślę, że będzie to Vicky Holland. To jest kwestia sympatii, ale też dziewczynom z Kanady, bo też są moimi koleżankami.

Gdybyś miała wyłączyć sympatię i emocję, to kto jest Twoim zdaniem faworytem do medali?
Znowu może nas zaskoczy Nicola Spirig, która każdego tygodnia ścigała się na różnych dystansach. Wygrała ME na połówce, a tydzień wcześniej była czwarta podczas mistrzostw Europy na sprincie. To jest nieprzewidywalna zawodniczka. Potrafi przygotować się na igrzyska olimpijskie. Jest dwukrotną medalistką imprezy tej rangi. Mocne będą też Amerykanki, Brytyjki. W tym gronie będą rozdane medale.

Nie żal Ci, że nie ma Cię teraz w Tokio?
Oglądając wszystkie relacje zawodników, którzy polecieli do Tokio, oczywiście mówię sobie, że fajnie byłoby tam być. Sama podjęłam tę decyzję, że nie chcę kwalifikować się na igrzyska. Chociaż zerkając na listę startową, widzę, że niewiele pojawia się nowych nazwisk. Fajnie byłoby zmierzyć się jeszcze raz na imprezie tej rangi. Wszystkiego są plusy i minusy. Z jednej strony żałuję, ale z drugiej cieszę się, że teraz przede mną taki etap w życiu. Myślę, że na niego długo czekałam. Mój zamysł, aby nie startować w Tokio, był po to, żeby planować rodzinę. Więc myślę, że wszystko ma własne miejsce i tak miało być. Będąc już w Rio, wiedziałam, że to będą moje ostatnie igrzyska. Z taką myślą startowałam, planowałam starty na długie dystansie. Myślałem, że to będzie przejściowy rok z dystansu olimpijskiego na Ironmana. Myślałam, że to będzie łatwiejsze, a okazało się ciężkie dla mnie.

Które igrzyska lepiej wspominasz, te w Londynie, czy Rio de Janeiro?
Na pewno te w Brazylii w 2016 roku, bo byłam bardziej doświadczoną zawodniczką. Mocniej cieszyłam się z tego, co osiągnęłam. Zwracałam też uwagę na to, że to będą moje ostatnie IO. Samo to, że byłam dłużej na samej imprezie i miałam okazję uczestniczyć w zakończeniu igrzysk, dawało więcej wspomnień. W Londynie wyjazd był zaplanowany na 4-5 dni przed startem. Po zawodach miałam jedną dobę, aby obserwować i kibicować innym zawodnikom, a następnego dnia już wyjeżdżałam do domu. Więc nie dało się odczuć tej olimpijskiej magii. Poza tym stres na pierwszych IO był tak wielki, że pamiętam sam start. Jeśli chodzi o samą otoczkę tej imprezy, to niewiele zapamiętałam. Na pewno więcej w pamięci zostało z Brazylii.

Jaka atmosfera panuje na igrzyskach olimpijskich?
To są magiczne zawody, nieporównywalne do żadnych innych. To jest taki start, gdzie zawodnik, stając do rywalizacji, myśli tylko o tym, żeby dać z siebie wszystko. To jest czas, kiedy nie ma żadnej kalkulacji. Myśli się o dawaniu z siebie 100 procent. Nie ma odpuszczenia nawet na sekundę. Często jest tak, że nie widzimy tego, co dzieje się obok, tylko widzimy przed sobą metę, której chcemy znaleźć się jak najszybciej. Ten start i towarzyszące jemu uczucia są nieporównywalne do innych zawodów, nawet MŚ, czy ME. To jest coś niesamowitego. Czuć też tę atmosferę olimpizmu. Wszystkie dziewczyny przed wyścigiem życzą sobie powodzenia. Panuje przyjazna atmosfera. Przy startach MŚ i ME rodzinna atmosfera panuje w gronie poszczególnych reprezentacji. Podczas igrzysk olimpijskich każdy sobie dobrze życzy. To jest niesamowite.

25 miejsce w Londynie, 22 miejsce w Rio. Z perspektywy czasu jak oceniasz te wyniki?
Z tej lokaty cieszyłam się, że to wówczas był najlepszy wynik Polki na igrzyskach olimpijskich. To był mój pierwszy start tej rangi. Byłam zadowolona. Jeśli chodzi o igrzyska w Rio, to celowałam w TOP20. Ostatecznie zabrakło dwóch lokat. Przeglądając wyniki i przypominając sobie, co się działo uświadomiło mi to, że to jest dobre miejsce. Pokonałam mocne zawodniczki. Byłam lepsza od Hiszpanek, Niemek i wielu narodowości, które są silne w triathlonie. Dlatego była satysfakcja, chociaż gdybym była w TOP20, to byłoby dużo większe spełnienie.

Z jednej strony te różnice między zawodnikami na mecie są minimalne, a rywalizacja niezwykle zacięta. Z drugiej kibice bagatelizują 22, czy 30 miejsce, ale prawda jest taka, że to pokazuje, że zawodniczka/zawodnik znajduje się w czubie światowych rankingów. To są bardzo dobre wyniki i trzeba umieć je docenić, prawda?
Dokładnie, triathlon jest ciężką dyscypliną. Cały czas raczkuje. Nie mamy wielu olimpijczyków. Nie wszyscy zdają sobie sprawę z tego, jaką trzeba pokonać drogę, aby dostać się na igrzyska. Przez 2-3 lata należy ścigać się na wysokim poziomie. Niezbędne jest zajmowanie miejsca w pucharach świata i seriach MŚ w okolicach 20-30 miejsca, żeby dostać się na IO. To nie jest łatwe. Zajmowałam miejsca na podium. Byłam trzecia w rundzie mistrzostw świata, druga w PŚ. To dało mi kwalifikację. Trzeba pokazać się z jak najlepszej strony i wejść do światowej czołówki, aby dostać się na tę imprezę. Nie każdy to docenia i nie widzi, że triathlon nie jest tak silny w Polsce. Nie mamy wielu zawodników, którzy rywalizują między sobą i dzięki temu podnoszą poziom. Rywalizacja w teamie jest bardzo ważna, żeby mogli się rozwijać. Dlatego to nie jest łatwy kawałek chleba. Wymaga to wielu wyrzeczeń, wyjazdów, poświęcenia rodziny oraz czasu prywatnego czasu. W wyczynowym triathlonie są 2-3 treningi dziennie. Mało jest dni na odpoczynek. Teraz z perspektywy czasu cieszę się, że byłam w stanie tyle poświęcić, aby znaleźć się na igrzyskach. Może inni tego nie doceniają, po prostu to jest moje i staram się to docenić.

Musiałaś dużo startować za granicą, aby zdobywać punkty rankingowe na igrzyska, dlatego byłaś mało znana w Polsce. Pod tym względem to też było duże poświęcenie prawda?
Tak, żeby dostać się na igrzyska i podnosić poziom sportowy, to cały czas startowałam poza granicami naszego kraju. Pojawiałam się tylko na MP i to nie na każdych, bo mistrzostwa Polski nie raz kolidowały z ważniejszymi zawodami w innych krajach, które dawały punkty na IO lub akurat byłam na zgrupowaniu przygotowującym do igrzysk. Dlatego można było zaobserwować, że mimo bycia najlepszą zawodniczką w Polsce przez wiele lat, to mogę mieć mniej medali MP niż niejedna triathlonistka. Chociaż starałam się wystartować na mistrzostwach Polski przynajmniej raz w roku.

Od startu olimpijskiego dużo trudniejsza jest kwalifikacja na igrzyska?
Dokładnie tak jest. Prawo startu na IO ma 55 zawodniczek. Ważny jest ranking olimpijski, bo nie wszystkie kraje mogą wysłać każdą zakwalifikowaną triathlonistkę. Istnieje limit zawodniczek z danego kraju. Maksymalna liczba to trzy. Jeśli w rankingu olimpijskim przede mną znajdowały się 4-5 Brytyjki, to trzy z nich mogły jechać na IO. Na pewno same kwalifikacje są cięższe oraz bardziej stresujące niż sam start na igrzyskach. Często jest tak, że kraje mające dużo dobrych zawodniczek już na pół roku przed imprezą te najlepsze szykują pod IO, a w tych państwach, gdzie jest mniej pretendentek do udziału w wyścigu olimpijskim, to te dziewczyny muszą przejść przez całe kwalifikacje. Tak było w moim przypadku. Okres kwalifikacyjny kończył się w maju w 2016 roku, gdzie musiałam cały czas walczyć. Kiedy miałam pewność zdobycia przepustki na IO, to nastąpiła chwila odpoczynku i budowałam formę na igrzyska. Te najlepsze na spokojnie szykowały się na wyścig olimpijski, a startował tzw. drugi garnitur. To też było stresujące. Byłam w wysokiej formie przed IO, aby zdobyć kwalifikację. Kiedy to udało się zrobić, to nastąpiło lekkie rozluźnienie organizmu i trzeba było kolejny raz zbudować odpowiednią dyspozycję. To na pewno było ciężkie w całej procedurze.

Trudno zmobilizować się drugi raz po sukcesie, jakim jest kwalifikacja na IO?
Motywacja jest ogromna, bo wiesz, do czego się przygotowujesz. Sam fakt, że w krótkim czasie musisz zrobić dwa szczyty formy, to jest ciężkie. Głowa chce i organizm daje z siebie wszystko, żeby to zrealizować. 

Najpiękniejsza i najtrudniejsza chwila podczas IO w Londynie.
Najpiękniejsza to linia mety i finisz z Vicky Holland (śmiech).

Dlatego jej tak kibicujesz (śmiech).
Możliwe, że tak (śmiech). Poza tym często rozmawiamy, kiedy widzimy się na zawodach. Jest sympatyczną zawodniczką. Tak to wyglądało, że w Londynie pokonywałam Vicky Holland na ostatnich metrach, a cztery lata później ona zdobywała brązowy medal w Rio de Janeiro. Na pewno to mi zapadło w pamięć. Jeśli chodzi o trudny moment, to kiedy jechałam na rowerze w grupie z Anne Haug, która jest silna na trasie kolarskiej, myślałam, że to przyniesie dobry rezultat. Nie wiem, czy pamiętacie, ale dostała zakaz od trenera prowadzenia grupy, bo jechała Anja Dittmer. Więc nie miałam wsparcia na rowerze Anne. Pamiętam, że były nerwy. Darłam się na wszystkie dziewczyny, żeby pracowały na tej części wyścigu. Denerwowałam się, że to są IO, a każda czai się i żadna z nich nie chciała prowadzić grupy. Więc to był taki moment desperacji.

Jak było w Rio?
Był śmiesznym startem. Strasznie cieszyłam się, że tam jestem. Przed wyścigiem miałam dobry humor. Cały czas się uśmiechałam. Wszyscy trenerzy śmiali się i byli bardzo życzliwi, bo widzieli, jak cieszę się na moment startu. Może wtedy było trochę inaczej, bo byłam jedyną Polką w triathlonie. W Londynie była ze mną Maria Cześnik i Marek Jaskółka. Więc celebrowałam to Rio. Trudna sytuacja była wtedy, kiedy schodziłam do T2. Wsadziłam duży palec u stopy w szprychy. Miałam ścięty opuszek i cały paznokieć. Zakładając buta, miałam cały zakrwawiony palec. Do końca nie wiedziałam, co tam się stało. Jedynie widziałam dużo krwi.

Czy był taki moment, że pomyślałaś o zejściu z trasy?
Nie, była adrenalina. Miałam tylko nadzieję, że to nic poważnego i nie wykluczy mnie ze startu. Pamiętam, że zaczęłam czuć wielkie pieczenie, ale to było na jeden kilometr przed metą. Po zdjęciu skarpetki okazało się, że mam przecięty opuszek palca, ale czułam na mecie ogromną radość. Mimo postanowienia, że to będą ostatnie igrzyska, to przeszła myśl, że fajnie byłoby się pojawić na kolejnych. To było chwilowe oraz emocjonalne. Racjonalne myślenie mówiło mi, że to pora na dłuższe dystanse.

Nie żal Ci, że nie ma nikogo z Polski na tegorocznych IO?
Oczywiście żałuję. Fajnie kibicuje się Polakom na starcie. Na pewno oglądałabym triathlon z większym zainteresowaniem. Pamiętam, jak obserwowałam tri w Pekinie, gdzie startowali Maria Cześnik, Ewa Dederko oraz Marek Jaskółka. Strasznie im kibicowałam. Pamiętam, że nie spałam przez całą noc i śledziłam transmisję na małym telewizorku. Za każdym razem się denerwowałam, kiedy przełączano na inną dyscyplinę. Na pewno żałuję, że nie ma żadnego Polaka na liście startowej.

Czego zabrakło, że nie mamy reprezentanta Polski w Tokio?
Myślę, że doświadczenia. Ci zawodnicy jeszcze są za młodzi. Powinni więcej startować za granicą, żeby uczyć się od najlepszych i podnosić własny poziom sportowy.

Obserwując świat, czy on nam nie odjechał za bardzo?
Myślę, że pozostałe dziewczyny jeszcze nie doścignęły tego odpowiedniego poziomu, jaki osiągnęłyśmy razem z Marią Cześnik. Uważam, że nasze dziewczyny powinny więcej zdobywać międzynarodowych sukcesów. Brakuje nam zwycięstw w PE. Żeby dostać się na igrzyska robiłyśmy to bardzo często z Marysią. Obecnie te dziewczyny sięgają po TOP10 Pucharu Europy. To jeszcze za mało.

Czy któryś z naszych reprezentantów ma szansę wyjazdu na igrzyska olimpijskie we Francji?
Zdecydowanie tak, mam nadzieję, że zobaczymy kogoś na IO w Paryżu.

Jakbyś mogła wskazać, kto to mógłby być.
Cały czas trzymam kciuki za Michała Oliwę. Mam nadzieję, będzie się rozwijać i w końcu zaskoczy nas. Tak naprawdę cały czas wiem, że ma straszny potencjał, ale czekamy na dzień, gdzie wszystko zagra. Jeśli chodzi o kobiety, to ten sezon jest dziwny. Nadal trzymam kciuki za Roksanę Słupek. Ta tegoroczna kontuzja trochę przyhamowała jej rozwój. Już teraz wiem, że uporała się z problemami zdrowotnymi i będzie mogła ruszyć z treningami, więc mam nadzieję, że Roksi mocno się rozwinie. Myślę też o młodych zawodnikach: siostry Sudak, Julia Sanecka, choć nie wiem, jak obecnie jest prowadzona, czy nie jest za mocno eksploatowana. Kolejne igrzyska są już za trzy lata, więc trzeba szybko zrobić ten przeskok. To też nie będzie łatwe, ale myślę, że to jest realne. Fajnie startuje i rozwija się Bruździak. Gdyby nadal robił postęp jak teraz, to widać, że ma szansę.

Nie możemy też zapomnieć o Paulinie Klimas, która w tym roku notuje dobre wyniki m.in. dwa siódme miejsca w PE.
Dokładnie, jeśli chodzi o Paulinie, to, co zrobiła na bieganiu w tym roku, jest efektem dobrej pracy. Jestem zaskoczona takim jej progresem. Też trzymamy kciuki za Paulinę. Życzę im dalszego rozwoju, ciągłej motywacji do treningu i omijania kontuzji, bo to jest najgorsze, co może nas spotkać. Byłam tak prowadzona, że tak naprawdę nie miałam żadnych urazów. Cieszę się, że byłam taką szczęściarą. Życzę wszystkim polskim triathlonistom, aby mieli okazję wystartować na tej imprezie.

Podczas naszej rozmowy wspomniałaś o trenerze, który Ciebie prowadził. Jak się nazywa?
Trenuję z Pawłem Barszowskim. To jest mój jedyny triathlonowy trener od początku mojej kariery w tym sporcie, czyli 2005 roku. Przygotowywał mnie nie tylko do IO, ale też do moich startów w Ironmanie. Myślę, że tuż po narodzinach dziecka nadal będzie mnie wspierać i trenować do kolejnego celu, jakim jest zdobycie kwalifikacji na MŚ na Ironmanie. Mam nadzieję, że uda się nam osiągnąć.

Jak myślisz, kiedy możesz wrócić do treningów oraz rywalizacji?
Myślę, że możecie zobaczyć mnie w przyszłym roku na zawodach. Wszystko zależy od tego, jak przebiegnie poród. Chciałabym wrócić najszybciej, jak się da. Tęsknię za triathlonem oraz treningiem. Jak dostanę zielone światło od fizjoterapeutów oraz ginekologa, to wybiorę się na trening.

Imię już wybrane?
Tak, ale nie zdradzę teraz (śmiech).       

Rozmawiał: Marcin Dybuk
foto: Marcin Dybuk, materiały prywatne

Pokaż więcej

Powiązane artykuły

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Back to top button
X