Rozmowa

Maciej Bych: Ukończenie IM hołdem dla zmarłej partnerki

Miał od zawsze problemy ze zdrowiem. Mimo tego miał kontakt ze sportem. W triathlonie jest od 2015 roku. Maciej Bych planuje w przyszłym roku przygotowania do IM i walkę o slota.

Pomysł na zajęcie się triathlonem pojawił się u Ciebie w dniu 39 urodzin. W jakich okolicznościach?
Chciałem od zawsze być sportowcem. Różnie to w życiu z tym bywało. Po wieloletnich perturbacjach w życiu osobistym i zawodowym wróciłem na szlak zdrowego trybu życia. Od lat miałem marzenie zrobić coś wyjątkowego, coś co zmusi mnie do totalnej metamorfozy. Będąc na jednym ze zjazdów szkoły kinezjoprofilaktyki w aktywności ruchowej, zostałem zdiagnozowany. Dowiedziałem się, jak wiele dysfunkcji mam w ciele. Kolejnego dnia miałem urodziny i wspaniałą ekipę, z jaką studiowałem, sprawiła mi niespodziankę. Wieczór z torem itp. Pomyślałem wtedy, że skoro mam tak wiele przeszkód, to będzie najlepszy moment na potężne wyzwanie. Zdmuchując świeczkę na torcie, wypowiedziałem marzenie: „na 40-stkę walnę triathlon”. Prowadzący zajęcia fizjoterapeuta trenował triathlon więc miał „jakieś” pojęcie o dyscyplinie. Jestem po AWF. Dlatego potrafiłem trochę pływać, jeździć rowerem i biegać, ale 18 lat wcześniej od czasów studiów nie wiele mnie łączyło ze sportem wytrzymałościowym. Wróciłem do domu. Kolega pomógł mi w zakupie roweru i się zaczęło.

Jakie dysfunkcje wykrył wówczas ten lekarz?
Mam na trzech poziomach dyskopatię w odcinku lędźwiowym /rezonans/. Wypłaszczoną lordozę lędźwiową, pogłębioną kifozę piersiową /rezonans/. Krótszą lewą nogę, rotację prawego biodra. Płaskostopie poprzeczne w prawej stopie. Jestem “posiadaczem” astmy oskrzelowej.

W jaki sposób to Ci przeszkadzało w początkowych treningach?
Pierwszy problem pojawił się na bieganiu. Astma pozwalała mi na pokonanie dopiero po sześciu miesiącach marszobiegów pierwsze pięć kilometrów w ciągłym biegu. Kiedy już mogłem pozwolić sobie na „dłuższe” bieganie, to pasmo biodrowo piszczelowe krótszej kończyny blokowało mi lewe kolano. Kręgosłup dawał popalić każdej nocy. Nadzieję dawało mi pływanie, gdyż relaksowało moje ciało. Sesje pływackie przywracały mnie do treningów biegowych.

Czy przed triathlonem zajmowałeś się innymi sportami?
Moja historia była dość skomplikowana. Do piątego roku życia znaczną część czasu spędzałem w szpitalach, lecząc przewlekłe zapalenia płuc. Sytuacja poprawiła się po wielomiesięcznych pobytach w sanatorium pulmonologicznym w Karpaczu. W szóstej klasie podstawówki zainteresował mnie tenis stołowy i koszykówka. Uprawiałem te sporty do szkoły średniej.

Kto Ci pomagał w przygotowaniach do debiutu w triathlonie?
Z zawodu jestem trenerem koszykówki i trenerem personalnym. Brałem udział w obozach przygotowujących koszykarzy, nabywając sporo wiedzy o treningu motorycznym. Postanowiłem przygotować się sam. Byłem tak ambitny, że już po pierwszym kwartale otarłem się o przetrenowanie. Udało mi się ukończyć pierwszy triathlon na dystansie ¼ IM.

Kiedy?
13 czerwca 2015 roku w Mietkowie. Uzyskałem czas 3:13:59. W ferworze walki i stresu popełniłem kilka błędów. Mijając nawrotkę, nadrobiłem siedem kilometrów na rowerze. Podczas biegu tak wypłukałem organizmy, że musiałem klękać, gdyż skurcze przeprasowywały mi nogi.

Czy po debiucie miałeś zapał do kolejnych startów?
Tak, miesiąc po debiucie wystartowałem w Poznaniu na dystansie sprinterskim. W trakcie przygotowań studiowałem dietetykę sportową. Tuż po debiucie broniłem pracę dyplomową o tematyce żywienia w triathlonie. Podczas poszukiwań materiałów o triathlonie, poznałem Aleksandrę Sypniewską- Lewandowską – moją obecną trenerkę. Kiedy zebrałem odpowiednią wiedzę,  postanowiłem przygotować się pod opieką specjalisty i poprawić wyniki z pierwszego sezonu.

Do tej pory ukończyłeś 26 zawodów triathlonowych. Z którymi masz najlepsze wspomnienia?
Wszystkie moje starty były wspaniałym przeżyciem, ale jest wśród nich kilka wyjątkowych. Pierwszy to krakowska xterra. Wystartowałem na olimpijce po nieudanym starcie w Poznaniu. To był ciężki czas w życiu osobistym. Rozpadał mi się związek i mieliśmy podział opieki nad czteroletnią córką. Tuż po przekroczeniu mety przebrałem się, wskoczyłem w auto i szybko wróciłem do domu, by zająć się dzieckiem. Po przejechaniu 150 kilometrów zatrzymałem się na stacji po kawę i dostałem sms od organizatora, że wygrałem kategorię wiekową. Drugim takim przełomowym startem był Poznań w 2018 roku na dystansie ½. Po raz kolejny podczas treningu zablokowało mi się lewe kolano. Nie biegałem przez trzy tygodnie ze względu na ogromny ból. Wystartowałem i już na rowerze pojawił się problem z nogą. Po dwóch kilometrów etapu biegowego podszedłem do sędziego, by zgłosić zejście z trasy /zgodnie z zaleceniem na odprawie/. Ten jednak nie miał telefonu i zasugerowałbym dobiegł do nawrotki na Malcie, a jak będę wracał, to on już będzie gotowy przyjąć rezygnację w protokole.  Z zaciśniętymi zębami zrobiłem pierwszą pętlę. Nigdy się nie poddawałem.  Więc i tym razem pomyślałem ok – walczę do końca. Dokończyłem zawody i nie mogłem stanąć na nodze przez trzy tygodnie. Trzeci i zarazem ostatni to debiut w IM. Tydzień przed debiutem uszkodziłem rozcięgno podeszwowe w prawej stopie. Dzięki rehabilitantom stanąłem na nogę. Jednak od 15 km biegłem, odciążając prawą stopę. Stoczyłem wielki bój z samym sobą, ale miałem wokół siebie takich ludzi, którzy mnie wpierali, że nie mogłem nikogo zawieść.

Zobacz też:

Marcin Andrzejewski nie dał się złamać poważnej kontuzji

W Borównie zadebiutowałeś na pełnym dystansie, zajmując drugie miejsce w kategorii wiekowej. Skąd wziął się pomysł na debiut na Ironmanie?
W trakcie mojej przygody z triathlonem przechodziłem wiele osobistych porażek. Niestety, trzy lata temu zmarła moja partnerka i mama mojej córki. Podczas jej ciężkiej choroby (rak płuc) uciekałem w trening, wypierając powagę sytuacji. Miałem ogromny problem mentalny i żyłem w poczuciu winy, że nie jestem przy niej tyle, ile powinienem. Po śmierci Asi postanowiłem nie marnować tego czasu, który poświęcałem treningom i zrobić z niego pożytek. Postawiłem przed sobą cel: łamię 5h na ½ i w kolejnym sezonie przygotowuję się do pełnego IM. Rok temu w Chodzieży złamałem pięć godzin i rozpoczęliśmy z trenerką Olą przygotowania do IM. Ten start był moich hołdem dla zmarłej Asi! Nawet gdyby mi urwali nogę, to bym go skończył!

Tydzień przed zawodami uszkodziłeś rozcięgno w prawej stopie. W jakich okolicznościach?
Podczas sobotniego treningu na tydzień przed startem robiłem 400m przebieżki. I na jednym odcinku zakuło mnie na podeszwie stopy. Dokończyłem trening, a na następny dzień już nie mogłem stanąć na nogę.

Czy było ryzyko rezygnacji ze startu?
Tak, miałem nawet umówioną wizytę ortopedy, na której chciałem użyć blokady. Zmieniłem zdanie, uświadamiając sobie, że ból nogi jest niczym przy umieraniu na raka. Jeśli mam to zrobić to bez żadnych ulg.

Jak wygląda obecnie Twój stan zdrowia?
Obecnie jest już wszystko w porządku. Od dwóch miesięcy wykonuję specjalne ćwiczenia korygujące moje „usterki” postawy i normalnie trenuję, przygotowując się do kolejnego sezonu.

Jak przebiega współpraca z obecną trenerką?
Od ponad pięciu lat prowadzi mnie Aleksandra Sypniewska-Lewandowska. Ola obudziła we mnie potencjał do ciężkiej pracy. Nigdy wcześniej nie byłem tak konsekwentny i wytrwały. To wspaniała trenerka. Wiedzę, jaką posiada, doskonale wykorzystuje do spełniania marzeń swoich podopiecznych.

Założyłeś też własną grupę GTO. Skąd taki pomysł?
GTO składała się z kolarzy i biegaczy. Chciałem się od nich nauczyć biegać i jeździć podczas samodzielnych przygotowań pierwszego sezonu. Grupa już nie istnieje.

Czym zajmujesz się poza triathlonem?
Jestem ojcem ośmioletniej Livi. Jestem też trenerem personalnym i dietetykiem sportowym. Prowadzę własne studio treningu i poradnię dietetyczną. Uczę w szkole dietetyki. Robię wiele rzeczy. Na co dzień staram się zarażać ludzi zdrowym ruchem. Uczę pływać, biegać,  dbać o siebie. Stawiać cele i realizować marzenia.

Co jest najważniejsze w osiąganiu własnych sukcesów w triathlonie?
Moim zdaniem pokora, pasja, determinacja i ciekawość poznawania samego siebie.

Jakie masz marzenia oraz cele związane z triathlonem?
W obecnym sezonie koncertuję się na doprowadzeniu techniki trzech dyscyplin do wyższego poziomu. Pracuję ze specjalistami nad korekcją moich wad postawy. Chcę ten sezon potraktować jak ogromne szkolenie i wejście na wyższy level rozumienia organizmu. Jeśli osiągnę zamierzony czas na ½, to za rok rozpocznę przygotowania do pełnego IM, na którym postaram się o slota na potężną imprezę.

Rozmawiał: Przemek Schenk
foto: materiały prywatne

Pokaż więcej

Powiązane artykuły

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Back to top button
X