Kasia Jonio: W przyszłym roku zmierzę się z pełnym dystansem
Przed mistrzostwami świata Abu Dhabi zmagała się z problemami zdrowotnymi, które utrudniały jej treningi. Mimo tego Katarzyna Jonio stanęła na starcie, a teraz szykuje się do kolejnego sezonu.
Czy jesteś zadowolona z tak zakończonego sezonu w Abu Dhabi?
Jestem niezwykle szczęśliwa, że mogłam pojechać do Abu Dhabi i wystartować w mistrzostwach świata. To był mój pierwszy start na zawodach takiej rangi, czułam się wręcz zaszczycona, będąc częścią amatorskiej reprezentacji Polski. Bardzo dziękuję wszystkim, którzy bezpośrednio wsparli mnie i umożliwili ten wyjazd.
Przed zawodami miałaś też problemy zdrowotne. Co Ci dolegało?
Niestety, na początku października zachorowałam na koronawirusa, który dosłownie „ściął mnie z nóg”. Sama choroba trwała dwa tygodnie. Do lekkich treningów wróciłam tydzień później i trener bardzo rozsądnie stopniował mi obciążenia treningowe. Czułam wyraźnie, że mój organizm rzeczywiście był mocno wymęczony. Miałam wrażenie, jakby ktoś zaciągnął hamulec ręczny w moim ciele. Silnik buzował, lecz bolid nie rwał do przodu. Dopiero 2-3 tygodnie przed zawodami byłam w stanie realizować treningi, nie osiągając tętna przedzawałowego.
W jakim stopniu to zakłóciło Ci przygotowania do tych zawodów?
Ta choroba bardzo pokrzyżowała nam plany przedstartowe. W praktyce oznaczało to trzy tygodnie bez treningów i bardzo powolne rozkręcanie się tuż przed zawodami. Nie zdołałam wrócić do pełni formy, jaką prezentowałam latem, a uzyskany w Abu Dhabi wynik jest tego dowodem.
Jak przebiegał sam wyścig?
Startowaliśmy grupami według przynależności do grup wiekowych. Moja kategoria (K40-44) była najliczniejsza wśród kategorii kobiecych, było nas 40 w grupie. Chyba ponad połowę uczestniczek stanowiły reprezentantki USA i Wielkiej Brytanii, co zapowiadało mocny wyścig. Start był z wody, do przepłynięcia mieliśmy jedną pętlę o długości 1500 m. Pływaliśmy bez pianek, bo woda miała 28 stopni. Woda była niezwykle słona, co powodowało duży dyskomfort, ale tylko przez pierwsze 200-300 metrów, bo potem już totalnie straciłam czucie w ustach. Popłynęłam według założeń, choć głowa spłatała mi figla, gdyż boję kierunkową uznałam za nawrotową i mocno się zdziwiłam, że jeszcze muszę płynąć dalej prosto. Przyznaję, że nieco osłabł mi wówczas entuzjazm. Od wyjścia z wody do strefy zmian mieliśmy ponad pół kilometra dobiegu. Rower był mocno techniczny, z dużą ilością skrętów, zakrętów, nawrotek. Część trasy rowerowej prowadziła po bulwarze wyłożonym płytami granitowymi – ja wyjątkowo nie lubię takiej nawierzchni. Czuję się niepewnie ze względu na jej potencjalną śliskość i nierówności, zawsze wtedy jadę w górnym chwycie i odruchowo zwalniam. Uważam, że ten fragment nie powinien w ogóle się znaleźć na mapie trasy zawodów. Ogólnie najsłabszą dyspozycję pokazałam właśnie na rowerze. Bieganie wyszło równo, nieco wolniej niż planowałam, ale z tej części jestem bardzo zadowolona. Wreszcie zaczęłam wyprzedzać rywalki. Na każdym punkcie odżywczym dużo piłam i polewałam się obficie wodą. Bieganie w mokrych butach z chlupiącą w środku wodą nie jest szczytem komfortu i bardzo ucierpiały na tym moje stopy, ale podczas biegu nie skupiałam się na tych odczuciach i robiłam swoje, wypatrując przede mną kobiet z tatuażem F40 na łydce, by móc je dogonić i wyprzedzić!
Jak znosiłaś panujące wówczas warunki atmosferyczne na trasie?
Było naprawdę gorąco. Już dzień wcześniej, kiedy poszłam na krótki trening biegowy o 8 rano, czułam, że warunki dadzą nam w kość. Wysoka temperatura, palące słońce, duża wilgotność – pociłam się stojąc. Oczywiście, wszyscy mieliśmy takie same warunki, ale to, że przyjechaliśmy z zimnej Polski zaledwie 2 dni przed zawodami, na pewno nie pomogło nam przyzwyczaić się do tego ciepła. Upał odczuwałam na rowerze i na biegu. Z pewnością miało to wpływ na ogólny rezultat uzyskany przeze mnie.
Który etap był dla Ciebie najbardziej wymagający?
Najmniej satysfakcjonuje mnie czas uzyskany na rowerze. Wprawdzie waty utrzymałam wysokie ze względu na interwałowy profil trasy, ale średnia prędkość była daleka od oczekiwanej. Nie pomógł fakt, że dość szybko skończyło mi się picie w bidonach (piłam dużo więcej niż podczas zawodów w Polsce). Na trasie rowerowej nie było żadnego punktu odżywczego z wodą. Ostatnie 10 km jechałam już zupełnie „na sucho”.
W jakim nastroju wbiegałaś na metę?
Niebieski dywan niósł do mety. Do tego kolega z teamu Rafał Wysocki wyprzedził mnie tuż przed zbiegiem na ostatnią prostą i zmotywował do przyspieszenia. Więc na ostatnich metrach musiałam wyglądać nieco rozpaczliwie, próbując wykrzesać z siebie jak najwyższą prędkość. Nie miałam pojęcia, która jestem. Wiedziałam tylko, że nie jest to wysoka lokata, ale przed zawodami wielokrotnie podkreślałam, że dla mnie radością jest samo uczestnictwo, a to pozwoliło mi cieszyć się startem i wbiec na metę z uśmiechem!
Tym startem skończyłaś wymagający sezon. Jak przebiega u Ciebie roztrenowanie?
Po zawodach zostaliśmy kilka dni na miejscu, by choć ciut odpocząć, nacieszyć się słoneczną aurą i „nicnierobieniem”. Po powrocie do Polski miałam jeszcze cztery dni urlopu, podczas których pielęgnowałam owe dolce far niente. Póki co mój Training Peaks jest pusty. To był długi sezon i trener daje mi czas, abym naładowała akumulatory.
Jakie wnioski z trenerem wyciągnęłaś po tym starcie?
Oboje jesteśmy zdania, że gdyby nie Covid, to mój wynik byłby bardziej zadowalający. Na TOP3 nie miałam szans. Agnieszka Kropiewnicka zdobywając brązowy medal w naszej kategorii, pokazała super formę. Wiem, że ja nawet będąc w pełni sił, nie mogłabym jej dorównać (jeszcze raz gratki Aga! Ogromne brawa!). Ale realnie powinnam skończyć jakieś 5 minut szybciej.
Jak oceniasz tegoroczne starty?
To był dobry sezon. Po kilku początkowych startach poniżej oczekiwań, co – jak się okazało -wynikało z niepasującej mi do końca modyfikacji ustawień na rowerze. W drugiej części sezonu wróciłam już na właściwe tory. Trzykrotnie poprawiałam życiówkę na dystansie ¼ IM (choć oczywiście zawody zawodom nierówne), i jestem już o krok od złamania bariery 2 godzin 20 minut, na co liczę w 2023. Natomiast z podziwem zauważam, jak mocno przyspieszają inne dziewczyny. W przyszłym roku chyba zostanie mi ściganie się samej ze sobą, bo mój progres nie jest już tak dynamiczny jak konkurentek.
Kiedy planujesz wznowić treningi z myślą o kolejnym sezonie?
Czekam na pierwszy wpis w Training Peaks… Ale zanim to się wydarzy, muszę spotkać się z trenerem i omówić plany oraz założenia na kolejny sezon.
Jak zazwyczaj odnajdujesz się w zimowej aurze pod względem treningowym?
Oby nie padał deszcz! Nie lubię biegać w deszczu, gdy jest zimno. Natomiast bieganie w śniegu czy po śniegu ma własny urok, do biegania w niskich temperaturach też już się przyzwyczaiłam. W końcu robię to od lat. Treningi rowerowe realizuję w domu na trenażerze i to także nie sprawia mi trudności. Dla odpoczynku głowy zdarza mi się pojeździć na grawelu po Puszczy Kampinoskiej. A pływanie – to basen kryty i tu niestraszna mi mroźna czy deszczowa aura.
Czy myślałaś już o planach i celach na sezon 2023?
W przyszłym roku mam zaplanowane dwa starty na dystansie średnim na imprezach „mistrzowskich”: Mistrzostwa Świata federacji Challenge w Samorin na Słowacji i Mistrzostwa Świata Ironman 70.3 w Lahti w Finlandii. Dla mnie jednak najważniejszym startem będzie wreszcie zmierzenie się z pełnym dystansem i zrobię to w Roth w Niemczech w czerwcu 2023 roku.
Rozmawiał: Przemek Schenk
foto: triathlon.org, materiały prywatne