Rozmowa

Adam Proń: Wynik jest porażką

Oceniając i analizując start w Samorin, nie owija w bawełnę. Tymi zawodami Adam Proń zakończył sezon, który jest jego czwartym w triathlonie.

W jakich nastrojach wyjechałeś z Samorin?
Start miał być ( i był!) po prostu mega przyjemnością. Myślę, że każdy uczestnik mistrzostw Challenge był zachwycony organizacją, samym miejscem rozgrywania zawodów, wydarzeniami w ramach The Championships jak np. Collins Cup. To było po prostu piękne światowe święto triathlonu. Przyznam, że naszła mnie też refleksja jak to jest, że można świetnie zorganizować mistrzostwa z uczestnikami z innych krajów ( w mojej AG Amerykanie, Chińczyk) z całą światową czołówką PRO, a MŚ na pełnym dystansie na Hawajach nie udało się? Cieszę się, że zrobiłem rekonesans trasy w Samorin. Przećwiczyłem logistykę. Zakwalifikowałem się też na przyszły rok – 22 maja 2022. To będzie zupełnie inny moment sezonu. Na pewno będę mocniejszy.

Jak oceniasz sam start?
Zawodnik bardzo zadowolony natomiast mój trener (czyli też Ja) odwrotnie. Wytknął masę błędów (śmiech). Chyba najwyższy czas poszukać nowego trenera, bo formuła się wyczerpała. Nie ma już “chemii” między nami (śmiech).

Jak się pływało?
Mój start na mistrzostwach to idealna personifikacja popularnej maksymy  Janka Frodeno, że “triathlonu nie można wygrać pływaniem, ale można przegrać”. Gdyby spojrzeć na suchy wynik, to przegrałem pływaniem. Dość powiedzieć, że popłynąłem 13 minut gorzej od życiówki na tym dystansie. Nigdy w życiu nie pływało mi się trudniej niż w tym dopływie Dunaju. Podczas płynięcia pod prąd rzeki, czyli w pierwszej części, miałem wrażenie, jakbym płynął w basenie z przeciwprądem. Myślałem, że stoję w miejscu. Patrząc na czas, chyba tak było. Pocieszałem się, że po nawrotce odrobię te stratę, ale niestety tak mnie zmęczyła ta walka na pierwszym kilometrze pływania,  że to się nie udało. Nie ma co płakać. Wszyscy mieli takie same warunki.

Czy miałeś jakieś problemy na rowerze?
Miałem problemy, ale nie warto nawet o nich mówić. Są nieistotne w kontekście tego, co się wydarzyło w tej części zawodów. Podczas tego etapu miał miejsce poważny wypadek jednego z uczestników. Zatrzymałem się na kilka minut przy ambulansie. Wyglądało to naprawdę przerażająco. Pomoc medyczna była szybka i profesjonalna. Niemalże natychmiast przyleciał helikopter. Wiem, że z kolegą w szpitalu już jest ok. Dowiadywałem się u organizatorów. Po tym co widzieliśmy, naprawdę można było spodziewać się nawet najgorszego.  Na szczęście chłopak z tego wyjdzie. Trasa rowerowa na pierwszy rzut oka wydawała się ultraszybka. Na pewno taka by była, gdyby nie dość duży wiatr tego dnia. Jestem  stosunkowo lekki. Więc trochę mną “rzucało”.

Trzeba było mieć naprawdę mocną “psyche”, jadąc pod wiatr, kiedy patrzysz na pomiar mocy i widzisz, że mocniej  nie jesteś w stanie, a licznik pokazuje 30km/h. Na szczęście trochę można było “nadrobić”  po nawrotce,  jadąc “z wiatrem”. Byłem pod wrażeniem, że organizatorom udało się dla nas zamknąć autostradę w obie strony na odcinku kilkudziesięciu kilometrów. Rower zawsze dla mnie jest “medytacyjny”. Wtedy jestem zawsze te ponad dwie godziny sam ze sobą. Wówczas dochodzę do wniosku, że nie jestem taki interesujący, jak mi się wydaje (śmiech).

Z jakim planem wybiegłeś na ostatnią część wyścigu?
Zawsze mam ten sam plan po T2. Zrobić “życiówkę” na 1/2  maratonu. Z tego względu że nie startuję w biegach asfaltowych z braku czasu, a ponadto są one strasznie dla mnie nudne,  “wykorzystuję” zawody tri do “śrubowania” swoich “personal best” w trzech składowych dyscyplinach. Na “TheChampionships” jak zwykle biegłem po życiówkę na półmaratonie. I personal best zrobiłem 1:27 h. Chociaż trzeba uczciwie przyznać, że półmaraton był minimalnie niedomierzony. Z drugiej strony to był najbardziej szalony półmaraton jaki biegłem w życiu. Milion zakrętów, zawijek i nawrotów, bieganie po asfalcie, kostce, trawie,  ziemi i torze wyścigów konnych było wymagające. No i jeśli wykręcasz czas 1:27, to myślisz, że przynajmniej bieganie przesunie Cię wyżej, a tu niespodzianka: 1:27 h to dopiero 17 czas w kategorii wiekowej.

Jak oceniasz ostateczny rezultat i miejsce w kategorii wiekowej?
Wynik jest porażką. Nie ma co koloryzować ani szukać wymówek. 32 miejsce w kategorii wiekowej “ustawiło mnie do pionu”.  Właśnie o takie sprawdziany w tym moim ściganiu mi chodzi. Chcę mierzyć się z najlepszymi na świecie. Tylko takie podejście mnie interesuje. Jestem już na tyle stary, że mogę mówić, co myślę. Szczerze mówiąc, bardziej sobie cenię 32 miejsce na mistrzostwach niż podium na “triathlonie w Cycowie”. Chcę z całą stanowczością podkreślić, że nie deprecjonuję krajowych, lokalnych imprez, które w zdecydowanej większości również są świetnie zorganizowane. Organizatorzy w Polsce robią świetna robotę i dają dużo radości oraz funu.

Po prostu wybrałem inną drogę. Każdy ma prawo podążać własną ścieżką. Kwalifikuję się tam, gdzie mogę się sprawdzić z najlepszymi na świecie.  Uważam, że tylko to rozwija. Poziom na MŚ jest naprawdę wysoki, jeśli w mojej AG zwycięża Austriak z czasem  4:11 h i jest to 16 wynik open. Tym większy szacunek dla Arka Podziewskiego i Marka Grodzkiego, którzy byli w TOP 10  w mojej AG. Bardzo doceniam ogrom pracy, jaki włożyli. Wiem, ile to kosztuje i naprawdę szczerze gratuluję rezultatów.

To był Twój  ostatni start w sezonie. Jak oceniasz ten rok startowy?
To mój czwarty sezon w triathlonie. Zdecydowanie najbardziej udany. 4 starty 4 kwalifikacje na MŚ i piąty start w samych mistrzostwach. Spełnienie marzenia o Hawajach – nie można chcieć więcej. Sezon zacząłem w październiku 2020 roku, a skończyłem teraz. Wiem już, że dla mnie to za długo. Nie umiem utrzymać wysokiej formy przez 10 miesięcy. Teraz jest słabo, jak widać po wyniku na MŚ, ale ważne, że kiedy miałem być mocny, to byłem.

Który start był najbardziej udany?
Zdecydowanie Ironman 70.3 Dubaj. Przede wszystkim to był przełom mentalny, ale przyznam też, że zbliżenie się do 4:30 na 1/2 IM przy braku jakiejkolwiek przeszłości sportowej oraz talentu i predyspozycji do tri również ma dla mnie wymowę. Każdy tegoroczny start był na własny sposób pozytywnie wyjątkowy. Jako napływowy Gdańszczanin od zeszłego roku bardzo cenię sobie fakt, że jedne z najlepszych zawodów w ramach cyklu Challenge odbywają się właśnie w moim mieście.

Czy układasz już plan na kolejny sezon?
Myślę, że odpowiedzią na to pytanie może być zaktualizowana parafraza przysłowia „triathlonista ustala plan na sezon, a COViD się śmieje”  Mam nadzieję, że odbędą się Hawaje oraz Harda Suka, na której na liście startowej jestem już dwa lata. Chodząc po Tatrach, widziałem już po raz drugi ultra biegaczy na Tatra Sky Marathon. Urzekające zawody – mistyczne przeżycie. Na pewno będę chciał to przeżyć w 2022 roku. W zeszłym sezonie szukając alternatywy dla odwołanych zawodów tri, wystartowałem wraz z kolegą poznanym dopiero na starcie w  SwimRun Wióry. Wygraliśmy te zawody, a mnie się ta konwencja bardzo spodobała. To również przepiękne zawody – powrót do natury, czyli to, co lubię najbardziej. Myślę, że w przyszłym roku będę próbował zakwalifikować się na mistrzostwa świata swimRun w Szwecji. Muszę tylko znaleźć partnera, bo klasyczny SwimRun biega i pływa się w parach.

Na koniec chciałbym bardzo pogratulować wszystkim rodakom, którzy startowali w mistrzostwach. Było nas stosunkowo dużo. Były widoczne nasze biało czerwone barwy.  Wzajemnie się wspieraliśmy przed, w trakcie i po zawodach. Świetne wyniki dowiozły nasze wspaniałe triathlonowe dziewczyny zarówno w PRO jaki i w AG. Teraz kupujemy popcorn,  siadamy przed laptopami i kibicujemy naszym w Challenge ROTH!!!

Rozmawiał: Przemek Schenk
foto: materiały prywatne

Pokaż więcej

Powiązane artykuły

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Back to top button
X