Marcin Kępka to kolejny Polak ze slotem na Hawaje
Jak się zaczęła Twoja przygoda z triathlonem.
W wieku 30 lat rzuciłem palenie. Przybrałem 15 kilogramów. Postanowiłem coś z tym zrobić. Kupiłem starego Holendra. Zacząłem jeździć codziennie rano nad morze i z powrotem. Mieszkałem wtedy w Gdańsku Głównym. Więc wychodziło około 20 kilometrów. Później przyszedł czas na ostre koło i pierwszą oldschoolową kolarkę. Powodem były kilogramy, które wolno spadały. Dołożyłem do tego wszystkiego bieganie.
Czy miałeś z czymś trudności na początku uprawiania triathlonu?
Oczywiście. Rower miałem dość mocny, ale pływania kraulem w zasadzie musiałem nauczyć się od zera. Bieganie mi nie szło. Początki były trudne. Każdy wyścig wyglądał podobnie. Z wody wychodziłem w połowie stawki. Odrabiałem straty na rowerze, żeby później wyprzedzano mnie na biegu, jakbym stał w miejscu. Dlatego też ostatnio sporo czasu poświęciłem właśnie na pływanie i bieg.
Skąd bierzesz motywacje do kolejnych treningów oraz startów?
Mam sporo znajomych w tym sporcie. Oni motywują mnie najbardziej. Ścigamy się już razem od kilku lat. Rywalizacja jest dla mnie esencją tego sportu. Dlatego też nie jestem wielkim fanem ostatnio coraz bardziej popularnego rolling startu. Moim zdaniem zabija to trochę ściganie. Jestem też w drużynie Dream Tri Team. Łączy w sobie grupę wspaniałych ludzi. Z nimi zaczynałem pierwsze treningi na basenie i trzymamy się po dzień dzisiejszy.
Czym się zajmujesz zawodowo?
Jestem analitykiem w firmie IT.
W jaki sposób udaje się Tobie godzić obowiązki zawodowe z treningami?
Pracuję zdalnie z domu. To sprawia, że nie tracę czasu na dojazdy. Od jakiegoś czasu też większość treningów robię na trenażerze, co jest znaczenie bardziej efektywne. To pozwala zaoszczędzić dnia.
W jaki sposób regenerujesz się po treningach?
Staram się dobrze wyspać. Rolowanie i rozciąganie przeważnie stosuje jak już jest za późno i coś naciągnę.
W niedawnych zawodach Ironman w Cork zająłeś 4 miejsce w kategorii wiekowej i 21 w open. Jak oceniasz ten występ?
Wybór padł na Irlandię ze względu na temperatury, jakie tam panują. Wiedziałem, że w tym czasie nie będzie upałów, jak w pozostałej części Europy. Dodatkowym faktem, który przeciągnął szalę na korzyść Ironmana w Cork było wspólne ściganie z moim dobrym znajomym Maciejem Swinarskim. Obojgu nam zależało na zdobyciu slota! Nikt chyba się nie spodziewał się tak ekstremalnych warunków. Prognoza zapowiadała 13 stopni, 8 w skali Beauforta, burze, grad i silny wiatr. Deszcz miał nam towarzyszyć cały dzień. Już wieczorem przyszła informacja od organizatora, że ze względu na warunki pogodowe pływanie ostatecznie zostało odwołane. Na początku byłem podłamany. Wiedziałem jednak, że przyjechałem tu po slota. Trzeba grać takimi kartami, jakie zostały rozdane. Część kolarska to pofałdowana wąska droga z wątpliwym asfaltem i masą zakrętów. Na pewno nie jest to trasa na życiówkę. Wymagająca, ale za to minimalizująca drafting. To jest wielka zaleta tych zawodów. Jak ciężkie były tego dnia warunki może świadczyć o tym fakt, że 20 procent osób nie ukończyło odcinka rowerowego. Bieg odbywał się po miasteczku Youghal, które widać było, że żyje tą imprezą. Kilkanaście tysięcy kibiców wzdłuż trasy w strugach deszczu. To coś, czego nigdy nie zapomnę. Niemal każdy dom czy witryna sklepowa była przystrojona motywem zawodów. To zdecydowania najlepsza impreza pod względem klimatu, w jakiej miałem okazję uczestniczyć. Każdemu ją polecam. Po zejściu z roweru wiedziałem, że walczę o podium. Na każdej pętli dostawałem informację, że „gonię”. To zdecydowanie dodawało mi siły. Ostatecznie skończyłem 21 open i 4-ty w kategorii. Jestem szczęśliwy. Obaj z Maciejem kwalifikujemy się na Hawaje. Więc ciężko o lepszy scenariusz.
Czy fakt, że rywalizacja była skrócona o pływanie to była dla ciebie dobra informacja?
Nie była. Chciałem, żeby zawody odbyły się w pełnej formule. Organizatorowi też na tym zależało. To był pierwszy IM w Irlandii. Najgorsze było to, że zwlekali z decyzją bardzo długo. Start opóźnił się o ponad godzinę. Zawodnicy w tym czasie stali w deszczu. Wyziębnięci czekali na rozpoczęcie zawodów.
Tym wynikiem w Cork wywalczyłeś slota na Mistrzostwa Świata na Hawajach? Czy przed sezonem spodziewałeś się tego?
Nie spodziewałem się. Do tych zawodów przygotowywałem się od zimy. Celem na ten rok było wywalczenie slota. Ostatniego pełnego IM robiłem w 2016 roku. Była masa niewiadomych co do żywienia, rozłożenia sił i samego przygotowania. Przez kilka lat treningi układał mi Filip Szołowski z Labosport. Od tego roku postanowiłem coś zmienić. Trenuję samodzielnie. Z drugiej strony wiedziałem, że jestem w dobrej formie.
Z jakim nastawieniem oraz celem pojedziesz na te zawody?
Czas jest dla mnie sprawą drugorzędną. Dlatego będę walczył, o jak najwyższą klasyfikację w kategorii.
Czy do MŚ na Hawajach będziesz realizował specjalny cykl treningowy?
Na pewno muszę “zaprzyjaźnić” się z upałem i warunkami jakie panują na Hawajach. Jednym ze sposobów na temperaturę jest wypracowanie najlepszej możliwej formy. Więc taki też jest plan.
Oprócz tej imprezy, jakie starty w tym sezonie traktujesz priorytetowo?
Teraz moje przygotowania i uwaga skupią się na 1/2 IM w Gdyni. Po drodze jeszcze wystartuję w olimpijce w Gdańsku. Na pewno będę też chciał zrobić coś po drodze do przygotowań do MŚ, które są w październiku. Może “połówka” w Malborku.
Rozmawiał Przemysław Schenk
foto materiały prywatne