Rozmowa

Ania Lechowicz: Krok po kroku do Mistrzostwa Świata

Na co dzień pracuje jako weterynarz i mieszka w Niemczech. Jednak nadmiar obowiązków nie przeszkadza Jej w osiąganiu sukcesów. W rozmowie z TriathlonLife.pl Ania Lechowicz opowiada m.in.: o życiu zawodowym, marzeniach oraz ostatnim zwycięstwie.

Kto Ciebie namówił do spróbowania sił w triathlonie?
Zainspirował mnie tym sportem mój znajomy. Opowiadał o tej dziedzinie z taką pasją, że postanowiłam spróbować w niej swoich sił. Byłam chwilę po porodzie syna. Szukłam czegoś co stanie się moją pasją. Okazało się, że triathlon był strzałem w dziesiątkę.  

Czy wcześniej zajmowałaś się sportem?
Nigdy wcześniej nie uprawiałam sportu. Miałam zdolności lekkoatletyczne w szkole podstawowej, ale chyba nikt na to nie zwrócił uwagi. Moje życie od zawsze było żmudne. Ono najmocniej przygotowało mnie do tego, w jakiej formie jestem dzisiaj. 

Jak wspominasz pierwsze zawody?
Moje pierwsze zawody były w Mrągowie w 2015 roku. Źle wspominam pływanie. Myślałam, że zakończę je już na tym etapie. To były moje początki. Ta dyscyplina sportu pozostawiała wiele do życzenia. 

Czy masz sportowego idola lub autorytet?
Jest wiele osób, które podziwiam. Ciężko jest napisać o jednym idolu. W sporcie jest tak dużo ludzi, którzy uprawiają go zawodowo. Wszyscy są niesamowici. Przypominają maszyny pracujące na najwyższych obrotach. Moim zdaniem sport zawodowy, to najcięższy rodzaj zawodu na świecie. Każdy daje w nim 120 procent siebie. Poświęcamy życie rodzinne, aby dążyć do osiągnięcia tego, co jest dla nas ważne. Płacimy bardzo wysoką cenę za to. Wiele takich osób podziwiam. Imponują mi ich historie oraz perypetie życiowe. Słuchanie ich jest dla mnie zarówno budujące i motywujące. 

Czym jest dla Ciebie triathlon? 
Jest dla mnie pasją i sposobem na życie. Jedni jeżdżą na wędrówki po górach, a ja uprawiam triathlon. Ta dyscyplina daje mi możliwość poznania ciekawych ludzi, uczenia się od siebie nawzajem oraz wspierania się. Jeździmy razem na zawody, obozy szkoleniowe. Pomagamy sobie w trudnych chwilach życia. Ta dyscyplina również otwiera mnie na świat. Uczy innego myślenia.

Niedawno okazałaś się najlepsza wśród amatorek podczas Ironman Frankfurt. Jesteś zadowolona ze swojej postawy, czy jest coś jeszcze do poprawy? 
Zawsze jest coś do poprawy. Frankfurt przyniósł mi spełnienie jednego z moich marzeń. Jestem bardzo zadowolona z tego, co udało mi się osiągnąć. Tym uwieńczyłam setki godzin ciężkich treningów i przygotowań. 

Ostatnio osiągasz znakomite wyniki. W czym tkwi tajemnica Twojego sukcesu?
Trenuje bardzo intensywnie. Mam teraz nowego trenera oraz bodźce motywujące mnie do pracy. Mam o wiele więcej czasu na regenerację i dni wolnych. To wszystko wpływa na formę. Cały zeszły sezon pracowałam bardzo dużo. Ale nie miałam tyle szczęścia, z uwagi na kontuzje, które mi się odnowiły. Tę formę wypracowuję sumiennie już kilka lat. Efekty są coraz lepsze dzięki dyscyplinie i konsekwentnej pracy.

Czym się zajmujesz zawodowo na co dzień?
Jestem lekarzem weterynarii oraz managerem dwóch lecznic weterynaryjnych. Leczę. Operuje zwierzęta oraz wykonuje wszelkie związane z zawodem interwencje medyczne. Nadzoruję również dwie odrębne placówki organizując tam całą pracę. Poza tym jestem mamą trójki dzieci. To jest dodatkowy etat.

W jaki sposób udaje się Tobie godzić obowiązki rodzinne, zawodowe z treningami oraz zawodami? 
Wszędzie muszę pędzić. Staram się wplatać sport w życie zawodowe i rodzinne. Kiedy pojawia się wolna chwila w pracy, wykorzystuję ją na trening. Po pracy o godzinie 23, idę do garażu potrenować dwie godziny na rowerze. W weekend pędzę z dziećmi 60 km w 20 min, aby zapisać je na zawody sportowe. Sama biorą w nich udział. Wszystko jest w biegu. Brakuje mi czasu. Wiecznie jestem w ruchu. Rzadko siadam. Jeśli usiądę, to zasnę ze zmęczenia.

W czym w takim razie znajdujesz motywację do dalszych treningów i startów?
Mam marzenia i dążę do ich spełnienia. Zdaję sobie sprawę, że w niczym nie ma drogi na skróty. Na wszystko trzeba pracować. Tak jak powiedział Richard Bach “Każde marzenie jest nam dane wraz z siłą potrzebną do jego spełnienia”. Marzę o zdobyciu tytułu mistrza świata i pracuję na to sukcesywnie. Krok po kroku, aż dojdę do celu.

Czy masz jeszcze inne marzenia?
Może spróbuje zmierzyć się z pokonaniem maratonu w czasie 2:45.

W Niemczech jesteś nazywana “Einzelkämpferin” czyli samotna wojowniczka. Skąd wziął się ten przydomek? 
To bardzo pozytywne określenie osoby, która jest waleczna, dzielna, trochę zadziorna i idzie do przodu mimo trudności. Z powodu braku czasu, często na treningi grupowe przybiegam w ostatniej chwili. Od razu zabieram się ostro do pracy. Większość osób traktuje to, jako wyzwanie, aby mi dorównać. Lokalni mieszkańcy stawiają zakłady czy uda się trenerom wyszkolić zawodniczki, które będą w stanie rywalizować ze mną na tutejszych zawodach. To jest oczywiście bardzo miłe. Motywuje mnie do dalszej pracy.

Na co dzień mieszkasz w Niemczech. Czy planujesz w tym sezonie wystartować w Polsce?
Będę brała udział w połówce Ironmana 70.3 w Gdyni, jeśli zgodzi się na to mój trener. Traktuje to, jako spokojny trening przygotowawczy pod mistrzostwa. Drugie zawody, w których wezmę udział to Kiekrz, koło Poznania. Wezmę udział w sztafecie Sauerland Team.

Które zawody w tym sezonie są dla Ciebie najważniejsze?
Zdecydowanie Mistrzostwa Świata na Hawajach.

Przemysław Schenk
foto materiały prywatne

Pokaż więcej

Powiązane artykuły

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Back to top button
X