Rozmowa

Damian Marciniak: Dla Ojca będę Ironmanem!

Do triathlonu namówił go lekarz oraz przyjaciel. Zajął się triathlonem z powodu poważnej kontuzji. Damian Marciniak chcę w ciągu dwóch lat startować jako zawodnik PRO.

Od czego zaczęła się Twoja przygoda ze sportem?
Od dzieciaka byłem „grubasem”. Dosyć naturalne,  że zacząłem zmianę wyglądu od siłowni. Już wtedy miałem tendencje do przesady. Wszystkie oszczędności i kieszonkowe przeznaczałem przez kilka lat na sprzęt do własnej domowej siłowni, w starej zrujnowanej stodole. Było to kilkanaście lat temu, gdy jeszcze nie było, to tak popularne. Tym bardziej, to było trudne do zaakceptowania przez bliskich.

Jak się prezentowałeś w szczycie formy kulturysty?
Ważyłem 108 kilogramów i byłem silny. Jednak czułem, że to nie jest dla mnie. Zacząłem trenować crossfit. Przy wadze 95 kg zauważyłem, że mam wyjątkową wytrzymałość i byłem w stanie znosić dużo więcej, niż inni. Zacząłem jeździć amatorsko MTB. Pamiętam, jak przebiegłem w tym czasie pierwsze 5 kilometrów. Od razu się zakochałem. Zapisałem się na bieg 5km, później 10 km, w kilka miesięcy zrobiłem treningowo pierwszy maraton.. Następnie zapisałem się na pierwszy bieg Ultra Gwint 55km, poszło nieźle. Pociągała mnie ta walka z bólem, słabościami i przesuwanie własnych granic. W ciągu roku, pochłonęło mnie to do tego stopnia, że biegałem 200 kilometrów tygodniowo. Towarzyszyła temu masa kontuzji, które mnie nie zatrzymywały. Znalazłem zawsze sposób, żeby sprostać przeciwnościom. Mój najdłuższy bieg to 105km po terenie, gdzie przekroczyłem nie jedną barierę. Skrajne odwodnienie, wyziębienie i mocno ponadrywane achillesy.

Kiedy pojawił się triathlon?
Paradoksalnie, kiedy doznałem najcięższej kontuzji w życiu. Gdy dochodziłem do siebie po najdłuższym biegu w życiu, zdecydowanie za szybko wszedłem na wysokie obroty. Podczas crossfitowego treningu i wykonywania rwania, stało się coś z kręgosłupem. Ból był okropny i promieniował na nogi. Nie zdawałem sobie sprawy, jak było poważnie. Na szczęście mieliśmy u siebie jednego z najlepszych specjalistów od rehabilitacji kręgosłupa w Polsce (Michał Jałoszewski- sam startował i trenował triathlon – dop. red.), o którym już wcześniej słyszałem, od mojego przyjaciela Mariusza Bąbelka. Na rezonans czekałem kilka miesięcy, ale potwierdził wstępną diagnozę. Przepuklina, kręgozmyk, jakieś złamania zmęczeniowe. Już nawet nie pamiętam. Wtedy zapisałem się na pierwszy triathlon, a nawet nie pływałem.

marciniak

Zobacz też:

Czarnożyński: MŚ w Nowej Zelandii priorytetem!

Czy sam przekonałeś się do triathlonu?
Przekonał mnie lekarz i mój przyjaciel. Wiedzieli, że to sport dla mnie.

Kiedy zadebiutowałeś?
Jeszcze zanim miałem wyniki rezonansu zapisałem się na ¼ w Ośnie Lubuskim, było to cztery lata temu. Po zawodach okazało się, że mój kręgosłup jest w strasznym stanie, co jeszcze bardziej mnie zachęciło.

Jak wrażenia ze startu?
Coś pięknego, byłem może po 10 lekcjach pływania kraulem. Wiadomo co się dzieje podczas startu wspólnego. Wtedy jeszcze nie wiedziałem (śmiech). Myślałem, że się utopię, ale ani na chwilę nie przestałem płynąć kraulem. To było na tyle nie udolne, że wyszedłem z wody prawie na samym końcu stawki. To były małe zawody, byłem chyba 64. To co najbardziej mi się podobało to, że się nie zniechęciłem. Na zwykłym rowerze szosowym zrobiłem chyba 20-ty czas i nadrobiłem masę pozycji. Gdy inni zwalniali ją się rozkręcałem. Zrobiłem czwarty czas biegu i skoczyłem dosyć dobrze, chyba 19 miejsce open.

Jakie miałeś spostrzeżenia po debiucie?
Wiedziałem, że to chcę robić do końca życia. Największe spostrzeżenie, to że w najcięższych momentach radziłem sobie najlepiej. Widziałem też, że jestem stworzony do długich dystansów. Dałem sobie 1-2 lata, żeby zrobić pełnego Ironmana. Oczywiście się udało.

Jak dalej rozwijała się Twoja kariera po debiucie?
Rozpocząłem współpracę z moim pierwszym trenerem Pawłem Kamodą. On też jeszcze nie wiedział, na jakiego gościa trafił. Od razu dalekie plany, pod każdym względem przesadzone. Ustaliliśmy 20-30 godzin treningów w tygodniu. Nie ma problemu. Cały czas bardzo dużo pracowałem, ale miałem ogromne wsparcie od bliskich oraz wówczas od mojej przyszłej żony. Trafiłem na wielu niesamowitych ludzi, którzy mi pomagali. Wysokie miejsca w kategorii wiekowej jeszcze bardziej mnie napędzały, a byłem żółtodziobem. Do tego zdecydowanie należałem wagi ciężkiej. Miałem 90 kilogramów jeszcze przez dłuższy czas.

marciniak

Zajrzyj do:

Witold Dzitkowski: Chcę być w TOP10 Patagonmana

Co uważasz za największy sukces w dotychczasowej karierze w triathlonie?
Nie są to żadne zawody, ale to, że osiągam cele, które sobie stawiam. Zauważyłem, że  zarówno w sporcie oraz w życiu nawet najbardziej nierealne marzenia są do zrealizowania,  jeśli w nie wierzymy i jesteśmy wytrwali. To samo w sobie jest sukcesem. Jeśli chodzi o zawody to najcięższe zawody na pełnym dystansie Ironman Lanzarote. Wszystko było najcięższe, organizacja funduszy i wyjazdu, który do samego końca stał pod znakiem zapytania. Nie spodziewałem się tego, co tam zastałem na trasie oraz zastanych warunków. Wcześniej nie jeździłem rowerem po górach, a nawet po pagórkach.

Jak sobie radzisz czasowo z pracą oraz z triathlonem?
To najtrudniejsze, jestem trenerem i pracuje najpierw rano 7-11 później od 15 do 20-21. Przez pierwszy rok sypiałem po 3-4 godziny dziennie, żeby to wszystko ogarnąć. Z perspektywy czasu wiem, że to był błąd. Teraz postawiłbym na mniejsze objętości, ale lepszą regenerację. Moje treningi zaczynały się często o 3:00 rano, nie rzadko były to długie 2-2.5h sesje, gdzie w południe w przerwie czekały mnie następne. Czasami dochodziły jeszcze wieczorne jednostki. Myślę że to co się działo podczas zawodów i treningów to zasługa bardziej głowy, niż ciała. Pomimo świetnych wyników w tym roku, mój organizm nie miał się za dobrze.

Skąd czerpiesz siłę do treningów oraz startów?
Robię to dla mojej żony i najbliższych. Wiąże przyszłość ze sportem i wiem, że to bardzo dobra inwestycja. Za kilka lat to ja będę mógł być oparciem dla mojej rodziny. Siłę czerpie od mojego taty, który jest zawsze dla mnie ogromnym wsparciem. Zmarł trzy lata temu na raka, ale gdy jeszcze żył, postanowiłem, że dla niego będę Ironmanem. Teraz jest zawsze ze mną, nie tylko na zawodach, ale też na każdym treningu.

Z kim współpracujesz?
Już drugi rok współpracuję z Jakubem Czają. Jest dla mnie nie tylko najlepszym trenerem, ale też człowiekiem. Pomagał mi wielokrotnie, dzięki takim ludziom nigdy nie zrezygnuję z  marzeń. Wsparcie mentalne jest nieocenione.

Czym jest dla Ciebie triathlon?
Jest sposobem na życie. Dzięki triathlonowi nie poddałem się w najtrudniejszych chwilach w moim życiu, a było ich naprawdę wiele i będzie jeszcze więcej. Triathlon nauczył mnie tego,  że z każdą przeciwnością losu można sobie poradzić. Nawet jeśli jest naprawdę beznadziejnie.

marciniak

Przeczytaj też:

Kuba Chłosta wzoruje się na Janie Frodeno. Chce wygrać na Hawajach

Jak triathlon wpływa na życie prywatne?
Mogłoby się wydawać, że negatywnie z powodu małej ilości czasu dla bliskich. Jednak jest odwrotnie. Doceniam każdą chwilę z żoną i moimi bliskimi. Czerpię z tego czasu dużo więcej.

Jak rodzina i najbliżsi reagują na Twoją sportową pasję?
Wszyscy bardzo mnie wspierają. Wiedzą, ile mnie to kosztuje i jak jest to dla mnie ważne. Moja żona i mama wspierają mnie, jak nikt. Tylko ja wiem, ile je to kosztuje. Wiem, że kiedyś się za to wszystko odwdzięczę.

W jaki sposób rodzina pomaga i wspiera Cię w tym wszystkim?
Przede wszystkim są wyrozumiali. Wiedzą, że czasami trzeba przymknąć na mnie oko. Żona jest moim skarbem, pracuje na pełen etat, do tego prowadzi ze mną nasze studio i wspiera mnie w przygotowaniach. To ona jest prawdziwym Ironmanem.

W której płaszczyźnie czujesz się najlepiej?
Byłem zawsze najmocniejszy w bieganiu, ale to, co dzieję się na rowerze, od kiedy współpracuję z Kubą, szokuje mnie z każdym miesiącem. W tym roku zaskoczę niektórych.

A co jest najsłabsze?
Najsłabsze jest pływanie, ale już nie mogę powiedzieć, że jest słabe. Daję radę wychodzić w drugiej grupie. Może i tutaj za parę lat będę w ścisłej czołówce. Pływam bez trenera od kilku lat.

Jak udaje się łączyć pracę oraz triathlon?
Trenuję personalnie ludzi w swoim studio/ siłowni. Prowadzę też podopiecznych w sportach wytrzymałościowych. Myślę, że jedno napędza drugie. Moje sukcesy w zawodach dają mi renomę i popularność. W drugą stronę sukcesy i wsparcie podopiecznych napędzają mnie do ciągłej walki.

Który z dotychczasowych startów uznajesz za najlepszy?
Mimo tego, że czas daje wiele do życzenia to wygrana kategorii M30, na dystansie ½ Ironman Gdynia. To jedne z moich ulubionych zawodów, a stanąć na najwyższym podium, z taką ekipą, jak pojawiła się w zeszłym roku, było nieocenione. Do tego była tam ze mną moja rodzina. Coś wspaniałego.

Czytaj także:

Izabela Sobańska: Zadebiutuję w Ironman

W 2018 roku zająłeś drugie miejsce na pełnym dystansie w Malborku, przegrywając z Jakubem Kimmerem o ponad 27 minut. Jak wspominasz tamten start?
To jest jedno z moich najlepszych wspomnień. Nie dlatego, że zrealizowałem cel, bo to się nie udało, ale z nieodpuszczania. To był mój debiut na pełnym dystansie. Nocowaliśmy z żoną w busie na parkingu. To była bezsenna i bardzo zimna noc. Wszystko szło z planem, ale już na samym początku biegu wiedziałem, że coś się stało z moim palcem u stopy. Ból był nie do zniesienia. Tempo, które założyliśmy było niemożliwe do utrzymania. Ledwo biegłem.  Jeszcze nigdy nie było tak źle. Byłem pewny, że schodzę z trasy po drugiej pętli biegu. Gdy żona powiedziała, że zbliżam się do czwartego zawodnika zostałem na trasie. Cały bieg to było w moim przypadku człapanie i walka z bólem. Na kolejnej pętli dowiedziałem się, że już jestem trzeci. Gdy wbiegłem na metę na drugim miejscu, było to coś niesamowitego. Nie złamałem dziewięciu godzin, ale skończyłem drugi open. Cała skarpetka była we krwi i prosto z mety pojechałem na pogotowie. Okazało się, że palec był złamany. Tego samego dnia czekaliśmy na dekoracje do 22 i w nocy wracaliśmy 500 kilometrów do domu, bez  chwili snu.

Czy po tamtych zawodach startowałeś jeszcze na pełnym dystansie?
Tak w Ironman Lanzarote. To miało mi dać kwalifikację na Hawaje, ale nie przewidziałem tego, że aż tak dużo stracę na zjazdach. Miałem zerowe doświadczenie w górach. Na podjazdach ciąłem, jak brzytwa, a z górki tylko traciłem. Udało się wywalczyć siódme miejsce w mocnej M30, ale były to pierwsze zawody, które uświadomiły mi, że potrzebuję więcej doświadczenia. Nadal jestem początkującym zawodnikiem.

Na które dystanse postawisz w sezonie 2020?
Chorowałem dużo tej zimy, jeśli zawody się odbędą na wiosnę, to zaczniemy od krótszych dystansów. Główne zawody to ½ Gdynia, MP ½ Poznań i pełny dystans w Malborku. Kwalifikacje na Hawaje przesuwamy o rok. Powalczę o nią w 2021 roku we Frankfurcie i to mój główny cel.

Jaki będzie dla Ciebie sezon 2020?
Myślę że będzie przełomowy, bo podciągnąłem mocno regeneracje. Czuję, że progresuję dużo szybciej. Do tego czuję się dużo lepiej, niż rok wcześniej.

W obliczu pandemii koronawirusa mamy do czynienia  z wieloma ograniczeniami, w tym możliwości treningowych. Ja sytuacja wygląda w Twoim przypadku?
Jak każdy mam ograniczone pływanie, ale nic się nie stanie przez kilka tygodni. Jeśli chodzi o rower, to kocham trenażer. Nie przeszkadza mi to kompletnie. Pozamykane boiska i bieżnie lekkoatletyczne dają się we znaki, ale z tym też zawsze można sobie poradzić. Mam też własne bieżnie elektryczne.

Jak sobie radzisz z treningami pływackimi?
Robię więcej ćwiczeń siłowych, żeby mięśnie odpowiedzialne za pływanie zbytnio się nie rozleniwiły. Do tego ćwiczenia na gumach oporowych i jakoś przetrwamy.

Jak wyglądają Twoje treningi?
Od jakiegoś czasu trenuję tylko dwa razy dziennie, 7 dni w tygodniu. Bardzo rzadko mam wszystkie dyscypliny jednego dnia. Jeśli chodzi o godziny tygodniowo, to można uśrednić 20-30 godzin tygodniowo w szczytowych objętościach.

W jaki sposób pandemia wpłynęła na Twoje przygotowania?
Treningowo wszystko jest do odrobienia. Najbardziej wpłynęła na nasze studio, które od tego tygodnia musieliśmy zamknąć. Mam nadzieję, że nie na długo, bo może to być dla nas za duże obciążenie, jak i dla wielu innych małych przedsiębiorców.

Kiedy rozpoczynasz sezon 2020?
Miejmy nadzieję, że zaczniemy duathlonem w Czempiniu. Drugi w kolejności jest triathlon Sieraków. 

Czy już poczyniłeś zmiany w kalendarzu startowym ze względu na pandemię?
Na razie nie, zobaczymy bliżej maja.

Jakie masz marzenia związane z triathlonem?
Mam czas, który chciałbym zrobić w ciągu najbliższych pięciu lat na Hawajach, ale to tajemnica. Chciałbym, żeby było mnie stać startować za dwa lata jako Pro.

Rozmawiał: Przemysław Schenk
rozmowa przeprowadzona 19.03.2020
foto: materiały prywatne

Pokaż więcej

Powiązane artykuły

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Back to top button
X