IRONMAN 70.3 Oman. Podjazd i upał
Wśród Polaków bardzo dobry wynik odnotowała Izabela Sobańska, która zajęła piąte miejsce wśród kobiet, wygrywając kategorię wiekową. Warto podkreślić, że na drugim miejscu wśród Pań przybiegła na metę Szwajcarka Natascha Badmann, która na koncie ma sześć zwycięstw w Ironman na Hawajach. W 1998, 2000, 2001, 2002, 2004 i 2005. Jej czas na mecie to 4:39:24. Jak widać 52 letnia zawodniczka ciągle jest w świetnej formie.
Izabela Sobańska jak sama podkreśla jest zadowolona ze startu, gdyż zdobyła slota na wrześniowe Mistrzostwa Świata Ironman 70.3 w Nicei.
Piękna i wymagająca trasa
– Ironman 70.3 Oman zaserwował nam najpiękniejszą trasę rowerową na jakiej miałam okazję w życiu poruszać się na dwóch kółkach – powiedziała TriathlonLife.pl Iza. – Choć nie była łatwa, to zdecydowanie wynagradzała trud genialnymi widokami. Bieg nie należał do najprzyjemniejszych ze względu na wysoką temperaturę, brak cienia i 100% trasy asfaltowej. Dodatkowo cztery pętle nie ułatwiały sprawy żadnym urozmaiceniem. Z tego elementu zawodów nie jestem zdecydowanie niezadowolona.
Jeśli chodzi o pływanie to do ostatniej chwili nie było wiadomo czy pianki będą dozwolone.
– Koniec końców o 5 rano, półtorej godziny przed wejściem do wody, dostaliśmy informację o możliwości pływania w piankach – dodaje Sobańska. – Na szczęście morze było dziś spokojne, w porównaniu do tego co pokazało np. w środę, kiedy to mój trening pływacki skończył się na skakaniu na falach, gdyż od brzegu popłynąć za bardzo mi się nie udało. Zawody skończyłam wygrywając AG, tym samym zapewniłam sobie możliwość startu na Mistrzostwach Świata Ironman 70.3, które odbędą się we wrześniu w Nicei. Dodatkowo cieszę się z 5 miejsca wśród kobiet, mając na uwadze, że w gronie najlepszej 4 znalazła się między innymi 6-krotna Mistrzyni Świata PRO na pełnym dystansie, także przede mną zacne grono.
Start w piekle
Całkiem inne nastawienie i cele w Afryce miała Joanna i Marek Pałysowie, popularne NEGU-sy.
– Pierwsze wrażenie jest taki, że każda nasza wyprawa na półwysep arabski to całkiem ładnie wyglądające mapy, niewielkie przewyższenia, dobra organizacja – twierdzi Marek Pałysa. – A potem zostaje tylko ta dobra organizacja i super pakiet na pamiątkę. Bo wspomnienie sportowe, to zazwyczaj wspomnienie ze środka piekła. Albo skwar albo wiatr albo i to i to.
Plus do tego rok temu w Dubaju fala w wodzie, która wywracała. Ale przy okazji wycieczkowego ścigania się, to jest trening w extremalnych warunkach. Podczas zawodów w Omanie jeszcze pierwsze trzy kilometry przebiegłem w tempie około 4:40 i tak mnie zaczęło to demolować ze stwierdziłem, że nie ma sensu. Nie walczę tutaj o slota, jestem na wakacjach i mam się tym startem cieszyć. Świadomie zwolniłem, ustabilizowałem tętno na poziomie 158-162 i tak kończyłem zawody, w ogóle nie przejmując się wynikiem. I dzięki temu naprawdę dobrze się bawiłem. I to jest super fajne doświadczenie.
Prowadzili rowery
Natomiast Joanna Pałysa od początku zawodów miała wątpliwości, czy uda jej się dotrzeć na metę. Poważna kontuzja ręki sprawiała, że rodziły się obawy. Podjęła się wyzwania i wygrała. Dotarła do mety. Ale jak sama przyznała lekko nie było.
– Trasa rowerowa była naprawdę bardzo ciężka – stwierdziła. – Był jeden trzykilometrowy podjazd gdzie Marek kręcił prawie 380 watt non stop i jechałem z prędkością 8,7 km/h. W mojej stawce wiele osób schodziło z rowerów i prowadziło go pod górę. Ostatecznie pokonałam wszystkie trudności i osiągnęłam upragnioną metę.
Dawid Majakowski
Foto materiały prywatne