Rozmowa

Robert Wilkowiecki mistrzem świata w 2028?

W Nicei zanotował najlepszy rezultat w historii startów na mistrzostwach świata polskich zawodników PRO. Robert Wilkowiecki przyznał, że ma dokładny plan na najbliższe siedem lat. Zdradził także czym go zachwycił we Francji Jan Frodeno.

Jak smakuje 9 miejsce na mistrzostwach świata Ironman?
Kolą i żelami (śmiech) Jak każdy triathlon. A już na poważnie, to cieszę się, na ten moment, bo lokata jest dobra. Jestem zadowolony ze sposobu, w jaki zrealizowałem plan na te zawody. To dobry krok w odpowiednią stronę. Mam nadzieję, że będę to poprawiać w kolejnych latach. Ten wynik był minimum, ponieważ chciałem znaleźć się w dziesiątce. Wtedy nie mógłbym mówić o niedosycie, bo nie sądzę, że byłbym w stanie wykrzesać więcej z siebie. Reasumując, jesteśmy zadowoleni i to jest na razie największy sukces wśród polskich PRO w mistrzostwach świata. Z niecierpliwością czekam na kolejne mistrzostwa, aby poprawić rezultat.

Czego Ci jeszcze brakuje, żeby znaleźć się w TOP5 i ścigać się o czołowe miejsca?
Widzę dużo miejsca do poprawy w możliwościach sprzętowych. Jest przestrzeń do korekty w zakresie fizycznej formy na rowerze oraz biegu. Mógłbym poprawić się też na pływaniu, ale wydaje mi się, że już nie ma takiej potrzeby. W zeszłym roku dużo zainwestowałem pracy na pływaniu, aby spokojnie znajdywać się w czołowych grupach na zawodach. Teraz przyszła pora na sprzęt i fizyczność na rowerze. Choć wiem, że na biegu również będzie więcej przestrzeni, żeby przerabiać większy kilometraż.

Czy właśnie na tych elementach skupisz się w najbliższym czasie?
Zdecydowanie, mam już zaplanowane wizyty na torze aerodynamicznym w Pruszkowie. Tam przetestuję kilka rozwiązań. Cieszę się też z tego, że podejmowanie walki z czołówką na mistrzostwach świata otwiera oczy zagranicznym firmom i organizacjom, które śledzą mnie i dzięki temu będę mieć większe możliwości. To również będziemy dogrywać w kolejnych tygodniach.

11.06.2023 Warszawa City Handlowy 70.3 IronMan Warszawa Fot. Bartłomiej Zborowski

Pojawiły się propozycje rozmów o współpracę z zagranicznymi partnerami?
Tak, udało się już podpisać jedną umowę. 

Słaby start zanotował Jan Frodeno. Miałeś okazję, żeby porozmawiać z legendarnym zawodnikiem o wyścigu?
Jak już wielokrotnie wspominałem, Jan Frodeno jest wielką inspiracją dla mnie oraz wielu innych zawodników. Cieszę się, że brałem udział w zakończeniu tej historii. Po tym wyścigu jeszcze bardziej zyskał w moich oczach jako wielki mistrz i człowiek. Tego dnia po prostu nie miał siły. Zdradzę małą historię z wyścigu. Przez jakiś czas jechaliśmy w przepisowej grupie z Patrickiem Lange i Janem. Dałem im solidną oraz długą zmianę i po nawrotce pokazałem im, żeby pomogli. Jan podjechał i dając mi zmianę, powiedział, że nie ma siły, ale zrobi, co w jego mocy. Starał się i nam pomagał mimo braku sił. Ten moment wyścigu zapamiętam na długo. To pokazało, jakiego kalibru sportowcem jest Jan Frodeno. Po tym co widziałem i jak się zachowywał, czapki z głów. Jestem szczęśliwy, że mogłem w tym uczestniczyć.

To musiało być niesamowite uczucie, jadąc w przepisowym pociągu z takimi gwiazdami.
Tak, na tamten moment nie myślałem o tym, bo nie było czasu. Choć czułem tę wyjątkowość. Po wyścigu miałem na ten temat głębszą refleksję. Patrick Lange jako lżejszy zawodnik dużo pracy wykonywał na podjazdach. Cieszę się, że jadąc z nimi, nie czułem się przytłoczony, choć nie śmiem jeszcze porównywać się do nich. To są fajne doświadczenia, które budują zawodnika na kolejne lata.

11.06.2023 Warszawa City Handlowy 70.3 IronMan Warszawa Fot. Bartłomiej Zborowski

Wyobraziłem sobie, że w niedalekiej przyszłości spotykasz się z Lange i Frodeno na treningu.
Z Janem może już nie, zobaczymy, jak będzie trenować na emeryturze. Z Patrickiem Lange? Czemu nie. Czas pokaże. Nie jest to wykluczone. Na pewno nie raz będziemy się ścigać na zawodach. Oczywiście, muszę jeszcze poprawić kilka rzeczy.

Ile lat zajmie Ci praca, którą musisz wykonać, aby dołączyć do światowego topu?
Wiele lat, mogę opowiedzieć pewną historię ze środka. Tuż przed dekoracją siedzieliśmy z Polakami oraz z moim teamem, to powiedziałem, że w zeszłym roku usiadłem z trenerem i stwierdziłem, że chciałbym zrobić projekt, który w ciągu 5 lat doprowadzi mnie do podium mistrzostw świata. Natomiast trener Filip Szołowski argumentując po swojemu, powiedział, że daje na to 7 lat, mówiąc na podstawie tego, gdzie byliśmy na początku zeszłego roku. Mniej więcej przejęliśmy tę perspektywę 5-7 lat. Dziesięć minut później wychodziliśmy na scenę, na dekorację. Sam Laidlow jako zwycięzca miał własną przemowę. Zaczął od tego, że pięć lat temu zapisał sobie cel: 2023 rok – mistrzostwo świata. Chyba nic więcej nie muszę dopowiadać (śmiech). Więc przyjmuję, że drugi rok trwa moja przygoda. Ile ostatecznie zajmie czasu? Jeśli to ma trwać więcej niż siedem lat, to obecnie jestem na to gotowy. Choć czas pokaże.

Biorąc średnią z Twoich oraz Filipa przewidywań, to w 2028 roku Robert Wilkowiecki zostanie mistrzem świata.
Jeśli takie coś ma realnie się zrealizować, to jestem gotowy na wykonanie tej pracy. Będę robić wszystko, aby było jak najlepiej. Dopiero za kilka lat zobaczymy, dokąd to mnie wszystko zaprowadzi.

Co dalej?
Czeka mnie jeszcze Meksyk w tym sezonie. Tam chcę zakwalifikować się do kolejnych mistrzostw świata. Teraz chwila odpoczynku i dalej ruszamy z robotą. W październiku dogrywamy również kwestie sprzętowe. Z niecierpliwością czekam na kolejne zawody.

Niżej podpisany z Robertem Wilkowieckim w Poznaniu

Czy jeździsz już na najlepszym sprzęcie, czy tutaj też masz pole do poprawy?
Zawsze może być lepszy sprzęt. Natomiast w przypadku samego roweru możemy rozpatrzeć kilka czynników. Jeśli chodzi o ramy, to zawodnicy jeżdżą najczęściej na tych dostępnych seryjnie. Choć diabeł tkwi w szczegółach. Największe znaczenie mają komponenty, które mają współgrać z zawodnikiem. W tym zakresie współpracuję z polskimi firmami i powoli myślimy o pomocy zagranicznych przedsiębiorstw. Mam jeszcze sporo przestrzeni, żeby poprawić kwestie sprzętowe.  

Ile czasu można urwać na rowerze, na lepszym sprzęcie?
Zależy od trasy. Natomiast wiem, że na trasie na Hawajach, różnice i zyski mogą być jeszcze większe. Patrząc realnie w moim przypadku na przestrzeni 180 kilometrów, to może być pięć minut, jeśli mówimy o zgraniu sprzętu ze mną oraz pozycji na rowerze.  

Rozmawiał Marcin Dybuk
foto Bartłomiej Zborowski

Pokaż więcej

Powiązane artykuły

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Back to top button
X