Miłosz Sowiński: Miałem chwile zwątpienia po Hamburgu
W Bydgoszczy wystartował w sztafecie, na części kolarskiej. Po starcie Miłosz Sowiński opowiadał o celach na sezon, trenowaniu innych, czy o konsekwencjach startu w IM Hamburg.
Wystartowałeś w Bydgoszczy, w sztafecie. Jak się jechało?
Przyjemnie, chciałem mocno pojechać. Osiągnąłem solidne wartości, teraz tylko przełożyć to na pełny dystans i 1/2IM.
W jakim obecnie jesteś momencie sezonu 2023?
Dotychczas zaliczyłem cztery starty. Najpierw Gran Canaria po ciężkim obozie. Potem zająłem dziewiąte miejsce w Ironman Lanzarote. Następnie dość pechowy wyścig w Hamburgu, gdzie wystąpiły różne dziwne sytuacje. Wystarczy wspomnieć o tej śmierci motocyklisty, prawie złamałem 7h, a zabrakło kilku minut i dodatkowo dostałem pierwszą karę (5 minut) w dotychczasowej karierze.
Za co?
Była taka sytuacja podczas wyścigu, że w pewnym momencie zjechały się dwie grupy (druga i trzecia). Ja byłem w tej trzeciej, która goniła. Nagle stworzyła się grupa ponad 20 zawodników. Wszyscy zaczęli zjeżdżać. W pewnym momencie podjechałem troszkę za blisko. Sędzia to zobaczył i tylko ja zostałem ukarany, a prawda jest taka, że co drugi zawodnik powinien ją otrzymać. Choć takie jest ściganie. To dosyć bolało, że wyszło trochę niesprawiedliwie. Następnie po dwóch tygodniach po tamtym starcie ścigałem się w Grudziądzu na 1/4IM. Tam przegrałem z Jackiem Krawczykiem.
-
Zajrzyj do: Ola Kieda: To był najpiękniejszy start
Czy jeszcze w tym roku będziesz chciał spróbować złamać te 8h?
Na pewno, choć miałem taki moment zwątpienia po Hamburgu, że to ściganie na najwyższym poziomie jest niewdzięczne. Zainwestowałem dosyć duże pieniądze w 2,5 miesięczny obóz na Gran Canarii razem z tatą, który jest takim głównym sponsorem i finalnie nic z tego nie ma. Chciałbym wspomnieć, że mam w składzie też Trec Nutrition, który mocno mnie wspiera. Te dwa starty (Lanzarote i Hamburg) nie zwróciły się. Choć trochę sobie odbiłem w Grudziądzu (śmiech), ale to kropla w morzu wydatków. Jestem w takim momencie, że wracam po krótkim roztrenowaniu. Miałem dwa tygodnie luźniejszych treningów. Ostatnio też poszedłem mocno w stronę trenerską. Skoro nie ma sponsorów, to trzeba sobie inaczej radzić. Moi podopieczni są na razie moim głównym źródłem utrzymania. Zobaczymy, jak to wyjdzie, czy będę w stanie łączyć trenerkę z własnymi startami oraz treningami 25-30h. Mogę powiedzieć, że chodzi mi po głowie Malbork i powalczenie o złamanie ośmiu godzin na pełnym dystansie. Mam całe wakacje, żeby przygotować się do tego, potem zobaczymy, czy powrócę do międzynarodowych startów albo zostanie ściganie krajowe.
Słychać w Twoim głosie dużą rezygnację.
Teraz jest o niebo lepiej. Szczerze mówiąc, nie chciało mi się ścigać po Hamburgu, przynajmniej w tym sezonie. Choć duch rywalizacji sprawił, że zacząłem kombinować i myśleć o treningach, kierunku dalszego rozwoju oraz kolejnych startach. Warto wspomnieć, że od zeszłego roku zacząłem współpracować z psychologiem sportu. Ta praca też pomaga w radzeniu sobie z trudnymi sytuacjami i w uświadomieniu sobie, że nie samym triathlonem człowiek żyje. Są inne fajniejsze rzeczy w życiu, z których można się cieszyć. Choć trudne jest rozdzielenie byciem zawodnikiem, a człowiekiem.
Może kiedy zluzujesz w głowie, to za tym przyjdą wyniki?
Polskie podwórko pokazuje, że takie podejście często przynosi korzyści. Przykładem jest Jacek Krawczyk, który prezentuje znakomitą formę. Warto wspomnieć o Kacprze Stępniaku. Wrócił do PRO, a w zeszłym sezonie też zaliczał udane starty przy pracy na cały etat.
Wspominałeś, że trenujesz też innych. Ilu masz obecnie podopiecznych?
Ostatnio to dosyć mocno się rozkręciło. Z 12 zawodników grupa urosła do ponad 20 podopiecznych. Mam ręce pełne roboty. Praktycznie codziennie rozpisuję im treningi. Mam też różne pakiety treningowe. Więc nie ma w tym jednej zasady. Choć zależy mi na kontakcie z zawodnikiem, żeby to nie ograniczało się jedynie do formy online.
Co jest najważniejsze w trenowaniu innych ludzi?
Najważniejsze jest to, żeby wpasować trening w codzienne funkcjonowanie zawodnika. Ważne jest zachowanie balansu. Każdy dostaje plan treningowy na miarę własnych możliwości. Dlatego istotne jest indywidualne podejście do danego zawodnika. Najlepiej również widzieć podopiecznych na żywo.
Słysząc Ciebie, dochodzę do wniosku, że wyciągnąłeś coś z trzech własnych dotychczasowych trenerów i stworzyłeś własną metodę.
Takie mam właśnie założenie. Zawsze chciałem być trenerem z doświadczenia. Miałem to szczęście, że miałem styczność z kilkoma szkołami treningowymi. Widzę, że to mi oddaje po 10 latach trenowania. Już zauważam, co działa na danego zawodnika itd. Dużo czerpię też z własnej pracy z psychologiem sportowym.
Z kim współpracujesz?
Z Matyldą Olek-Stępień.
Czego Ci jeszcze życzyć w tym roku?
Najbardziej chciałbym czerpać radość z każdego startu.
Marcin Dybuk