Rozmowa

Marta Rayss: Start w Hamburgu był najtrudniejszy pod każdym względem

Podczas mistrzostw Europy Ironman Hamburg zajęła miejsce w TOP10 w kategorii wiekowej. Marta Rayss przyznaje, że ten start był bardzo trudny pod wieloma względami, z tragicznym wypadkiem w tle.

W mistrzostwach Europy Ironman Hamburg zajęłaś 10 miejsce w K40-44. Jak oceniasz ten start z perspektywy czasu?
To był dobry start, chociaż trudny w wielu aspektach. Jadąc do Hamburga, powtarzałam, że to moja ostatnia przygoda z pełnym dystansem, ponieważ coraz trudniej godzić mi życie zawodowe z objętością treningową. Czułam, że nie odrobiłam pracy domowej, że zabrakło mi miesiąca, aby zrealizować porządny plan treningowy. Od grudnia walczyłam z kilkoma infekcjami, dwie kuracje antybiotykowe, jedna na 3 tyg. przed startem i musiałam iść na kompromisy, za którymi nie przepadam. Wiedziałam też, że z uwagi na to, że są to Mistrzostwa Europy kobiet, nie będzie tam słabych zawodniczek i mogę się znaleźć na samym końcu tej stawki. Ale może to, co się działo przed startem spowodowało, że zeszło ze mnie napięcie, ponieważ nie czułam się gotowa na walkę o dobry wynik i tym samym pozwoliło mi osiągnąć rezultat lepszy, niż sądziłam. O slocie na Hawaje nawet nie myślałam. Więc może faktycznie jest coś w tym powiedzeniu, że w sporcie amatorskim czasem „mniej znaczy więcej”.

Czy przed zawodami brałabyś ten wynik w ciemno?
Zdecydowanie tak! Czułam, że jestem „niedotrenowana” i jadę tam bez oczekiwań na dobry wynik. Rozmawiałam nawet ze znajomymi, że wszystko sub 11h biorę w ciemno. Więc ostateczny rezultat był dla mnie miłą niespodzianką.

Z jakim nastawieniem jechałaś do Niemiec?
Zawsze jadę na zawody z nastawieniem, że dam z siebie tyle, ile danego dnia będę miała w bateriach. I tak też było tym razem. Nie oczekiwałam dobrego wyniku, ale nie zamierzałam się poddawać bez walki.

Jak Tobie się pływało?
Pływanie w Hamburgu nie należy do najprzyjemniejszych. Woda w tym zbiorniku ma kolor raczej brunatny, do tego była dość chłodna, a ja jestem fatalnym pływakiem. Nadrobiłam też ok. 200 m, ponieważ bojki nawigacyjne były dość rzadko rozstawione i zwyczajnie trudno było dostrzec kolejną. Pływanie zatem poszło słabo, poniżej moich oczekiwań, ale w tej dyscyplinie zawsze walczę o „przetrwanie”. Więc jak już wychodzę z wody, powtarzam sobie, że teraz już z górki.

Co działo się na rowerze?
Trasa rowerowa w Hamburgu jest płaska, co powinno sprzyjać dobrym czasom, ale zawiera sporo elementów technicznych – nawrotki, zwężenia i fragmenty brukowane nie pomagają, problemem jest również wiatr, który momentami daje się we znaki. To wszystko jednak nie ma znaczenia w sytuacji, w której dochodzi do tragicznego wypadku na trasie. Wtedy dopiero zaczyna się prawdziwa walka z emocjami, na którą nikt z nas nie był gotowy.

W którym momencie na trasie zawodnicy dowiedzieli się o tragicznej sytuacji, jaka miała miejsce?
Wypadek zdarzył się w okolicach 40 km trasy rowerowej. Ponieważ stało się to na dość wąskiej grobli, odcinek ok 100 – 200 m trasy był całkowicie zablokowany przez służby medyczne, helikopter, policję, straż pożarną. Musieliśmy zejść z rowerów, wejść na wał i przeprowadzić je wałem, a następnie sprowadzić na dół, aby kontynuować jazdę. Wiedzieliśmy, że zdarzył się wypadek, ponieważ na naszych oczach trwała akcja reanimacyjna. Nie znaliśmy jednak szczegółów. Nie wiedzieliśmy, co się konkretnie stało. Dopiero po przekroczeniu mety poznaliśmy historię tego dramatu.

Jak to na Ciebie wpłynęło na resztę wyścigu?
Dewastująco, naprawdę. Gdyby nie kolega, który akurat w momencie, w którym natrafiliśmy na miejsce wypadku dojechał do mnie i dodał sił mentalnych, nie wiem, czy byłabym w stanie dokończyć te zawody. Na wiele sytuacji jesteśmy się w stanie przygotować przed wyścigiem. Mamy świadomość, że wypadki się zdarzają, ale to mnie zwyczajnie przerosło. I nie ma znaczenia, czy to jest kierowca motocykla, czy zawodnik – zdarzyło się coś, co nie miało prawa się wydarzyć, zginął człowiek. Wielkie święto triathlonu, jakim miały być te zawody, w jednej sekundzie stały się walką, w której wszyscy niejako przegraliśmy. Nie da się celebrować życia w sytuacji, w której na naszych oczach umiera człowiek.

Jak oceniasz bieg?
Bieg to 4 płaskie pętle wzdłuż jeziora w samym centrum Hamburga. Kibice są wszędzie i naprawdę dodają skrzydeł. To jest moja najmocniejsza dyscyplina. Więc też oczekiwania wobec samej siebie spore. Niestety, po 22 km miałam problem ze stopą, na tyle poważny, że musiałam usiąść na krawężniku i zdjąć buta. Nie wyglądało to dobrze, miałam paskudne obtarcie i trudno mi było dalej biec. Ale wszystko w głowie, musiałam „porozmawiać ze sobą”, wyłączyć myślenie o bólu i ruszyłam dalej. Pobiegłam w 3h16’ i pewnie powinnam być zadowolona, ale mam pewien niedosyt, biorąc pod uwagę bardzo dobre warunki na trasie.

W jakim nastroju wbiegałaś na metę?
Cieszyłam się, że przekraczam metę, ponieważ to nie było takie oczywiste. Jednak towarzyszyła mi również masa złych emocji i wątpliwości, czy ten wyścig nie powinien zostać przerwany w obliczu dramatu, który wydarzył się na trasie.

W mediach społecznościowych po zawodach określiłaś te zawody jako „najtrudniejszymi”. Pod jakimi względami?
Pod każdym względem. Fizycznie kosztowały mnie bardzo dużo, ale też mam dzięki temu satysfakcję, że naprawdę dałam z siebie 100% tego, co w tym dniu mogłam wykrzesać. Natomiast ciężar emocjonalny związany z wypadkiem na trasie będę nieść ze sobą jeszcze długo i to jest cena tego startu, której nie spodziewałam się zapłacić.

Jakie masz dalsze plany na ten sezon?
Czeka mnie jeszcze kilka startów w tym sezonie na dystansie ½, w tym Mistrzostwa Polski w Suszu, czy IRONMAN 70.3 w Gdyni, ale dwa główne to zdecydowanie Mistrzostwa Świata IRONMAN 70.3 w Lahti w sierpniu oraz październikowe Mistrzostwa Świata IRONMAN na Hawajach.

Rozmawiał: Przemek Schenk
foto: materiały prywatne

Pokaż więcej

Powiązane artykuły

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Back to top button
X