Rozmowa

Michał Czapiński: Biorę wszystko albo nic. Traktuję triathlon sportowo, a nie rekreacyjnie.

W 2014 roku na półmaratonie w Gdańsku osiągnąłeś wynik 1 godziny i 11 minut. Jaki rezultat dziś?
Dziś 1h 11 min i 54 sekundy. Można to ewentualnie zrzucić na niekorzystne warunki pogodowe, bo było dosyć chłodno, wiał porywisty wiatr.

Jaka jest Twoja życiówka na tym dystansie?

 

Właśnie 1 godzina i 11 minut. Ale rzadko biegam półmaratony. Wolę krótsze biegi, raczej na 5-10 km. Często startuję np. w Grand Prix Gdyni.

Czyli można powiedzieć, że Siedlce podbijają Pomorze.

 

Związałem się z Trójmiastem, bo w 2001 roku zacząłem studia na Akademii Wychowania Fizycznego i Sportu w Gdańsku. W 2006 roku podjąłem pracę zawodową w charakterze nauczyciela wychowania fizycznego. W Gdyni poznałem żonę i osiedliliśmy się w Redzie.

Twoja żona także trenuje?

 

Żona nie jest bezpośrednio związana ze sportem, ale kibicuje mi i podnosi na duchu w cięższych chwilach.

 

 

 

 

Jakie to są ciężkie chwile w sporcie dla Ciebie?

 

To są głównie trudy dnia codziennego, praca zawodowa, dzieci. Czasem trudno jest się zmobilizować i wykonać jakąś jednostkę treningową. A takie oparcie u żony powoduje, że zawsze znajdę motywację i czas do działania. Na szczęście ciężkie kontuzje mnie omijają, dlatego cały czas jestem w toku treningowym. Największą moją bolączką jest teraz czas na regenerację.

 

Jeśli czas się znajdzie, to jak wygląda ta regeneracja?

 

To jest np. drzemka popołudniowa czy rolowanie mięśni, wizyta u specjalisty, wizyta w saunie, dobre żywienie. I też odpowiednia ilość snu. Nie tylko krótka drzemka w ciągu dnia, ale też musi być te 8 godzin w ciągu nocy. Ale czasem dzieci dokazują i ciężko zmrużyć oko.

Czy w ramach regeneracji uwzględniasz też wakacje?

 

W wakacje odwiedzam rodzinę w Siedlcach, stamtąd pochodzę. Lubię też Kaszuby, z rodziną często spędzamy wolne dni gdzieś nad jeziorem. Lubię też góry.

 

Porozmawiajmy o triathlonie. Sądząc po wynikach bieganie jest chyba Twoją ulubioną dyscypliną?

 

Nigdy nie biegałem jakoś często, bardziej było to dla mnie hobby i prowadzenie zdrowego trybu życia. W szkole średniej grałem w drużynie piłkarskiej amatorsko.  Chodziłem regularnie na siłownię, sporadycznie uprawiałem dyscypliny z triathlonu. Studia kończyłem na kierunku wychowanie fizyczne, na specjalności dietetyka i żywienie. Nie trenowałem żadnego sportu wyczynowo na studiach, ale uprawiałem judo. Dopiero po studiach w trakcie pracy w sopockim Aquaparku poznałem ludzi związanych z triathlonem, którzy zaszczepili u mnie prawdziwego bakcyla. Najpierw zacząłem startować s biegach na 10 km. Postępy pojawiły się dosyć szybko, aż doszedłem do moich maksymalnych osiągów. I właśnie w bieganiu czuję się najmocniejszy.

 

W biegach na 10 km osiągasz czasy w granicach 32-33 minut, np. w biegach z cyklu Grand Prix Gdyni – Biegu Europejskim czy Urodzinowym Gdyni. Jaką pracą, jak długo dochodzi się do takich wyników?

 

Zaczynając bieganie po studiach, byłem na poziomie ok. 40 minut na tym dystansie. Podczas systematycznych treningów zrzuciłem około 5 kilogramów. Sam sobie jestem trenerem jeśli chodzi o bieganie, układam plan. Często trzeba wykonać ciężkie jednostki treningowe. Kluczem jest siła psychiczna, aby znosić te cięższe obciążenia.

 

Jakie to są ciężkie jednostki treningowe?

 

Ciężkie odbywam na bieżni, np. 10x1000m z 2 minutami przerwy pomiędzy odcinkami. Tempo każdego odcinka to ok. 3.10-3.20 min/km. Innym przykładem jest bieg na wyższych prędkościach, np. 20x400m z prędkością mniej więcej 1,15 min/km, z przerwą około 45 sekund. Można więc się wyeksploatować i zmęczyć. Oczywiście różnicuję treningi, w weekendy wychodzę na dłuższe wybiegania, do 25 km. Jeśli zaś chodzi o kolarstwo to trenuję z zaprzyjaźnioną grupą, na czele z Jakubem Rucińskim z Bike U Up. Podczas weekendowych ustawek razem szlifujemy formę kolarską na dystansach około 100 km. Trening kolarski zaczynamy przy rondzie w Chwaszczynie, potem robimy mocne zmiany z elementami rywalizacji. W umówionych miejscach mamy tzw. premie, np. na ostrym podjeździe przed Nowym Dworem Wejherowskim. To tam następuje selekcja grupy. Po tym odcinku zostaje około 15 min do mety.

Mówiliśmy o najmocniejszej dyscyplinie. W jakiej czujesz się najsłabiej?

 

Najsłabsze jest pływanie. Mówi się, że nie wygrywa się zawodów pływaniem, ale można je przegrać. Tak już mi się zdarzało przegrać miejsce na podium. Dla osoby, która pracuje na co dzień, ciężko jest trenować trzy dyscypliny. Dlatego do tej pory pływanie traktowałem po macoszemu. Teraz wykonuję systematyczną pracę na basenie i mam możliwość się poprawić.

Plany startów w triathlonie na 2017 rok?

 

Będę miał około 10-11 startów, w tym cztery starty na 1/2 dystansu Ironmana. Pierwszy w Gniewinie 28 maja, kolejny w Suszu 25 czerwca, trzecia połówka w Gdyni 6 sierpnia, a czwarta pod koniec sezonu, 2 września w Malborku.

 

Pokusisz się o start na pełnym dystansie?

 

Na razie o tym nie myślałem. Dużo czasu pochłaniają mi przygotowania do połówki. Szczególnie treningi kolarskie. Można powiedzieć, że głowa jeszcze nie dojrzała do tego dystansu. Startując w wyżej wymienionych zawodach chciałbym wiedzieć, że się dobrze przygotowałem, a nie denerwować i myśleć tylko o tym, żeby je ukończyć.

 

 

 

 

Co sprawia Ci większą frajdę: start czy stanięcie na podium?

 

Tak ogólnie to największą frajdę przynoszą mi treningi kolarskie i biegowe. W wodzie nie czuję się jak przysłowiowa ryba, ale staram się trenować jak najlepiej pływanie. Ukończenie zawodów na podium jest uwieńczeniem tych treningów. Traktuję triathlon bardziej w charakterze sportowym, a nie rekreacyjnym. Biorę wszystko albo nic. Angażuję się całym sercem, aby osiągnąć jak najlepsze miejsce.

 

W regionalnych zawodach na wysokich miejscach jest rotacja pomiędzy konkretnymi, tymi samymi osobami. Trenujecie razem?

 

Jak staje się na linii startu to każdy wie jak inni się ścigają. Każdy chce osiągnąć jak najlepsze miejsce, ale nie przekraczając zasad fairplay. Większość z nas trenuje amatorsko. Pracujemy zawodowo, a sport jest pasją. Niestety, na wspólne treningi brakuje czasu. Spotykamy się na zawodach. Wtedy jest czas na rozmowę, analizę po starcie.

 

Gdzie można Ciebie spotkać na treningach na co dzień?

 

Na co dzień w Redzie i okolicach. To super miejsce do trenowania, bo można wybiec czy wyjechać na rowerze za miasto. Mam do dyspozycji las, bieżnię lekkoatletyczną, drogi nieuczęszczane przez pojazdy. Z rowerem często okupuję kaszubskie drogi. Na basen jeżdżę natomiast do Kosakowa. Mam też trening siłowy raz w tygodniu w Miejskim Ośrodku Sportu i Rekreacji w Rumi.

 

Jak zachęcasz dzieci do aktywności sportowej?

 

Pracuję w szkole, gdzie działają klasy sportowe. Nikt tych dzieci nie musi zachęcać. Lubią sport. Moją rolą pedagoga jest ich prowadzić, korygować błędy, wspierać. Dzieci widzą, że często jeżdżę do pracy rowerem, co też je motywuje. To może być kluczem do sukcesu, aby nauczyciel pokazał i w miarę możliwości aktywnie uczestniczył w zajęciach.

 

Czy Twoje dzieci też lubią aktywność?

 

Moi synkowie są w wieku dwóch i czterech lat. Gracjan i Marcel. W tej chwili mogę im zaproponować basen, grę w piłkę, spacery. Nikogo nie zmuszam. Mam nadzieję, że sami odkryją jak fajny jest sport.

 

Biorąc pod uwagę rodzinę, treningi, pracę jesteś bardzo zajęty. Można znaleźć czas na inne pasje?

 

W obecnej sytuacji ciężko. W tej chwili odskocznią jest czas spędzony z rodziną, pójście do kina, nauka z synkiem jazdy na rowerze. Po prostu czas poświęcony dla dziecka. Wspólne zajęcia. Wszystko co robię poza sportem staram się łączyć z rodziną. Cały mój kalendarz w sezonie letnim jest podporządkowany startom, więc chciałbym się trochę żonie odwdzięczyć po za.

 

Czy w trakcie roztrenowania, czasu wolnego odpuszczasz też sobie trochę jeśli chodzi o jedzenie?

 

Staram się przestrzegać zasad zdrowego żywienia, ale lubię też zgrzeszyć. Wtedy jem ciastka owsiane, gorzką czekoladę, czasem żelki no i oczywiście ciasto jak jest okazja, np. jabłecznik, sernik.

 

Co sprawia Ci szczególną radość w sporcie?

 

Chwile na podium, które są uwieńczeniem ciężkiej pracy. Człowiek zapomina o bólu, dolegliwościach. Wtedy jest euforia i szczęście. A to najlepsza nagroda za trud codziennego dnia.

 

Najsmutniejsza chwila?

 

To było gdzieś dwa lata temu. Rozpoczynał się sezon triathlonowy. Miałem start zaplanowany na dystansie "ćwiartki" w Szczecinie na mistrzostwach Polski. Na tydzień przed zawodami dopadł mnie uraz przeciążeniowy. Naderwałęm mięsień w łydce i leczyłem to do końca sezonu, do września. To była dla mnie nauczka, aby pamiętać o regeneracji. Więc przykre rzeczy to właśnie kontuzje. Coś co chciałbym omijać najszerszym łukiem.

 

 

 

 

Odpuściłeś tę imprezę w Szczecinie?

 

Nie, nie poddałem się, wystartowałem. Ale na bieganiu, już pod koniec, doznałem głębszego urazu łydki i odwodniłem się. Dotarłem do mety i nawet wygrałem  kategorię wiekową! Wtedy było nas czterech chłopaków w ekipie i każdy wygrał swoją kategorię wiekową, co się rzadko zdarza.

 

Czyli jesteś fighterem. Zawsze walczysz do końca?

 

Rozsądek bierze górę i jeśli są to poważne stany jak odwodnienie czy inne zagrożenie zdrowia lub życia to zejdę z trasy. Jeśli to jest np. coś lżejszego jak kolka czy inny lekki ból to walczę do końca.

 

Komu chciałbyś szczególnie podziękować?

 

Oczywiście najbliższym, ale nie było by moich wyników gdby nie wsparcie sponsorów. Nie byłbym w stanie być w tym miejscu, gdzie jestem. Pomoc Hotelu Cztery Brzozy, Bike U Up czy Europellu – to dla mnie ogromne wsparcie.

 

To teraz trzymamy kciuki za start w Gniewino Triathlon Energy.

 

Mam nadzieję, ze zaprezentuję sie z jak najlepszej strony. Będę miał tam ważnych  kibiców, m.in uczniów, których nie chciałbym zawieźć. Chcę zająć jak najlepsze miejsce w kateogrii open.

 

I tego życzymy i do zobaczenia 28 maja 2017 w Gniewinie

 

 

Rozmawiała Magdalena Gintowt-Dziewałtowska

 

Foto: Archiwum Prywatne i Agata Masiulaniec

Pokaż więcej

Powiązane artykuły

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zobacz również
Close
Back to top button
X