Rozmowa
Trending

Kacper Stępniak: Wykonałem w tym sezonie 200 procent planu! 

Wygrana w Warszawie i Gdańsku. Siódme miejsce w Singapurze. Drugie na Florydzie i slot na Hawaje. To był kosmiczny sezon w wykonaniu Kacpra Stępniaka, który nie ukrywa, że jest tym wszystkim zaskoczony. Spełnił marzenie, a kolejne, które wypowiada na głos w rozmowie z Triathlonlife.pl sprawią, że kibice będą mieli jeszcze więcej powodów do radości. 

Marcin Dybuk: Kacper przede wszystkim  gratulacje. I pytanie, jak smakuje wywalczenie slota na Hawaje w drugim starcie w życiu na dystansie długim?
Kacper Stępniak: Przyznaję, że jestem mocno zaskoczony. Stawka na zawodach w Stanach Zjednoczonych, po tym jak odwołali imprezę w Izraelu, było mocna i nie spodziewałem się, że wywalczę tak dobre miejsce, a co za tym idzie slota (śmiech). Nie nastawiłem się na to. Podczas biegu ciągle nie dowierzałem, w to co się dzieje.

MD: Niedowierzanie to jedno, ale powiedz jak smakuje taki slot?
KS: To dla mnie duże szczęście, a teraz teraz trzeba myśleć o tym, jak zebrać fundusze na przyszłoroczny wyjazd.

MD: Drugie miejsce to wybuch formy, czy dobrze przepracowany sezon? Celowałeś z formą w imprezę?
KS: Od początku zakładaliśmy, żeby wystartować pod koniec sezonu na pełnym dystansie. Mam wrażenie, że trening, który miałem w tym roku bardziej pasował pod pełen dystans niż połówkę. Jak patrzę z perspektywy czasu, to widzę, że na 70.3 ciężko było mi wejść na odpowiednie obroty, a na dystansie długim wszystko zagrało i prędkości były wystarczające i nie były abstrakcyjne. Wypracowaliśmy odpowiednią formę w odpowiednim momencie i nie był to jednorazowy wystrzał.

MD: To był dzień konia?
KS: Czułem się mocny. Ale muszę przyznać, że jak jechałem na rowerze, to się obawiałem czy wytrzymam tempo, które narzucił Magnus Dietlev. Tym bardziej, że z każdym kilometrem kolejni zawodnicy odpadali. Wytrzymałem i miałem jeszcze wystarczająco dużo sił, aby powalczyć na biegu. Tak więc, to był dobry dzień i podobnie jak w Singapurze, tak na Florydzie dobrze czułem się na rowerze. Nie był to przeciętny dzień treningowy, tylko jednak fajna forma na zawody.

MD: Średnia na rowerze była imponująca, 45 km na godzinę. 
KS: A nawet trochę więcej, przynajmniej mi tak wyszło (śmiech). 

MD: Co oprócz miejsca i slota zaskoczyło Cię podczas startu na Florydzie? 
KS: Szarpane tempo podczas odcinka rowerowego. Naprawdę było mocno i trzeba było nieźle się napracować, aby wytrzymać. Trenowałem pod spokojne kręcenie w równym tempie, a podczas zawodów okazało się, że jest odwrotnie. Walczyłem i przyznam, że przez takie zwariowane zrywy bałem się, że zabraknie mi energii. Finalnie wytrzymałem i nie miałem większych problemów. Tylko pod koniec roweru dopadły mnie lekkie problemy żołądkowe i nie mogłem już jeść żeli, a to odbiło się na końcówce biegu. Jeszcze muszę się nauczyć przyjmować węglowodany przez osiem godzin rywalizacji. 

MD: Czyli to oznacza, że na biegu są jeszcze rezerwy? 
KS: Liczę na to (śmiech). Choć do końca nie wiem jak to jest na dystansie długim i czy zawsze tak jest, że na biegu brakuje energii. Nie mam doświadczenia. To przede mną. Mam jednak nadzieję, że na treningu biegowym da się urwać kilka minut i dzięki temu uzyskam lepszy wynik. 

MD: Byłeś drugi, ale także Twój kolega z drużyny “wykręcił” dobry wynik. Piotr Ławicki zajął dziesiąte miejsce i podobnie jak w twoim przypadku, to był dopiero jego drugi start na tym dystansie. Czy podczas zawodów orientowałeś się jak sobie radzi?
KS: Podczas rywalizacji na rowerze było kilka mijanek i nie mogłem go wypatrzeć. Widziałem Miłosza Sowińskiego, a Piotra nie. Martwiłem się czy przypadkiem nie zaliczył defektu. Na szczęście na biegu już go dostrzegłem i słyszałem jak mi dopinguje, podobnie jak Miłosz. Nie odwzajemniałem tego, bo energię oszczędzałem na rywalizację. Na biegu, w pierwszej jego części, było ciasno z czasami, a różnice pomiędzy zawodnikami niewielkie i skoncentrowałem się na biegu, ale widziałem, że chłopaki walczą. 

MD: Zaskoczył Cię wynik Piotra? 
KS: Nie! Piotrek zrobił robotę i pokazał, na co go stać, bo początek sezonu triathlonowego miał dosyć przeciętny. W Malborku, podczas debiutu na dystansie długim udowodnił, że ten dystans mu leży. Zdobył wicemistrzostwo Polski. W Stanach Zjednoczonych potwierdził, że Ironman to może być jego konik. 

MD: W sumie, to obaj już w drugim starcie na dystansie długim pokazaliście, że to może być Wasz dystans…
KS: Można tak powiedzieć. Ale jak będzie naprawdę, to zobaczymy w przyszłym sezonie. 

MD: Nadszedł już czas na odpoczynek, czy masz jeszcze jakieś plany?
KS: Wracam powoli do treningu, bo za miesiąc wystartuję w Bahrajnie na dystansie 70.3.  

MD: To kiedy będziesz odpoczywał?
KS: Na święta, przy stole wigilijnym.

MD: Ale Boże Narodzenie z wigilią trwa tylko trzy dni. To krótki czas na roztrenowanie (śmiech). 
KS: No zobaczymy jeszcze, jak to się ułoży. Myślę, że końcówkę grudnia będę miał spokojniejszą, a od stycznia ruszamy z przygotowaniami do kolejnego sezonu. 

MD: Czyli od stycznia wszystko będzie podporządkowane pod Hawaje? 
KS: W przyszłym roku chciałbym wystartować w zawodach PTO, ale jeszcze nie wiem jakie są kryteria. Jeśli się uda to skupię się na tych zawodach i oczywiście IRONMAN Hawaje, które będą wisienką na torcie, na które będę szlifował formę. 

MD: Na Hawajach będzie dwóch Polaków: Robert Wilkowiecki i Kacper Stępniak, który będzie lepszy? 
KS: Zobaczymy. Myślę jednak, że obydwu warto kibicować. Mam też nadzieję, że jeszcze ktoś do nas dołączy. Kwalifikacje dopiero się zaczęły, a apetyt na start w Kona ma Miłosz Sowiński, Piotrek Ławicki czy Tomasz Szala. 

MD: Jeszcze nigdy na Hawajach nie było dwóch Polaków PRO. Ty mówisz, że to nie musi oznaczać końca slotów biało-czerwonych. Jak uważasz co się takiego stało, zmieniło w polskim triathlonie, że jesteśmy świadkami tak dobrych startów? 
KS: Myślę, że trochę nadrabiamy nowinki technologiczne, o których nigdy nie widzieliśmy typu aerodynamika, opony i wszystkie takie rzeczy, które mamy, a które są związane z szybką jazdą na rowerze. Wszyscy myśleli, że to jest tylko taki bajer, a to się okazuje, że to jednak są dosyć duże, realne korzyści, bez których chyba nie ma szans rywalizować na najwyższym poziomie. A po drugie, to myślę, że trening się zmienił, a i nie bez znaczenia jest fakt, że coraz więcej zawodników, także w Polsce uprawia triathlon. Myślę, że to będzie się cały czas rozwijać. 

MD: Czy uważasz, że na Twoje dzisiejsze wynik wpływ ma także Twój pobyt i trening w Stanach Zjednoczonych? 
KS: Myślę, że cała moja przygoda sportowa przekłada się na wyniki, które osiągam. To jest proces, który trwa już od lat. Najważniejsze jednak były przygotowania ostatniego roku, w których koncentrowałem się na długim dystansie.  

MD: Rozumiem, że nie żałujesz powrotu do zawodowstwa?
KS: Zdecydowanie nie, to jednak jest coś pięknego, robić to, co się lubi, kocha i móc z tego żyć. Na pracę w biurze jeszcze przyjdzie czas, a teraz mogę się cieszyć triathlonem.

MD: Robert Wilkowiecki kontaktował się z Tobą po starcie na Florydzie? 
KS: Tak, wysłał mi gratulacje i umawialiśmy się na Hawaje, że będziemy razem walczyć.

MD: Czy jest coś szczególnego nad czym skupisz się w okresie przygotowawczym? 
KS: Na pewno bieganie jest dyscypliną, którą muszę najbardziej pociągnąć. W tym roku skupiłem się na rowerze i wyszło, dzięki czemu mogę się ścigać z najlepszymi. Bieganie sporo pozostawia do życzenia szczególnie na połówkach, gdzie tempo, intensywność jest wyższa.

MD: Robert Wilkowiecki ma plan na najbliższe pięć lat. W jednej z rozmów ze mną przyznał, że interesuje go podium na mistrzostwach IRONMAN. Czy też  masz ułożony scenariusz, który będziesz realizował w najbliższych latach? 
KS: Nie, nie nakładam na siebie dodatkowej presji, szczególnie jeżeli chodzi o miejsca. Moim celem jest podnoszenie umiejętności. Kręcić większe waty na rowerze i biegać szybciej, a gdzie mnie to zaprowadzi, to przekonamy się na zawodach. Ponadto uważam, że z roku na rok poziom rywalizacji na dystansie średnim i długim będzie rósł. Wpływ na to mają między innymi finanse. Osiągając dobre wyniki dużo łatwiej jest się utrzymać. Podejrzewam, że po igrzyskach olimpijskich w Paryżu będziemy świadkami napływu kolejnych świetnych zawodników na tych dystansach. 

MD: Jedna sprawa to wynik sportowy, a drugie to dbanie o finanse. Jak w tym aspekcie wygląda Twoja drużyna? 
KS: Pracujemy nad tym. Teraz kiedy osiągam dobre wyniki i zrobiło się trochę głośniej o mnie, staramy się to wykorzystać. Rozmawiamy z potencjalnymi partnerami biznesowymi. Niestety, nie jest to łatwy kawałek chleba. Mocno pomaga mi Zbyszek (Gucwa – dop. red.) oraz ludzie z klubu. Mam nadzieję, że to ruszy i będziemy mieli spokojną głowę. 

MD:  Jakbyś podsumował sezon, który w większości już za tobą?
KS: Bardzo dużo pozytywnych emocji. Start w Warszawie był przełomowym, gdzie zwyciężyłem. Potem potwierdziłem to startem w Gdańsku. Do tego doszło siódme miejsce w Singapurze, w ramach zawodów PTO. I drugie miejsce na Florydzie, które jest mega pozytywnym wystrzałem. Ponadto wywalczenie slota na Hawaje już na początku kwalifikacji daje spokojną głowę, mam praktycznie rok na przygotowywanie się do startu. Podsumowałbym to w ten sposób, ten rok dał nam 200 procent tego, co sobie zakładaliśmy. 

MD: Nie ukrywasz zaskoczenia ostatnim startem w Stanach Zjednoczonych. A jak Twój wynik przyjął Twój ojciec? 
KS: Podczas trwania zawodów na Florydzie była w Polsce rodzinna impreza. Szkoda, że nie byłą relacji live, ale tata śledził tracka i przesyłał mi wiadomości pełne emocji. Było dużo nagrań z krzykami i momentami wzruszenia. Mam nadzieję, że w przyszłym roku pojedziemy razem na Hawaje. 

MD: Czy było coś szczególnego co zapamiętałeś z tych wiadomości od ojca? 
KS: Teraz nie, ale pamiętam za to, że kiedyś obiecywał mi, że jeśli ja wywalczę slota na Hawaje, to on powalczy w kategorii wiekowej i razem będziemy się ścigać na Hawajach. Ale z tego co teraz mówi, to zaczyna się z tego lekko wycofywać (śmiech). 

MD: Teraz pewnie zabraknie Ci czasu na przygotowanie waszych zawodów w Bydgoszczy?
KS: Coś tam przy komputerze jeszcze zrobię, ale pewnie barierek już nie dam rady rozstawiać…

MD: To byłoby jednak ciekawe, gdyby zawodnik PRO rozstawiał trasę…
KS: Może to jest w sumie jakiś sposób na rozreklamowanie imprezy (śmiech). 

MD: Czy masz jakieś szczególne teraz marzenie? 
KS: Mam wrażenie, że te marzenia się cały czas zmieniają. Do tej pory chciałem zakwalifikować się na Hawaje i jeszcze nie wymyśliłem kolejnego. Może TOP 10 w przyszłym roku. 

MD: Kacper dziękuję za rozmowę i nie pozostaje mi nic innego jak życzyć Ci spełnienia tego oraz kolejny marzeń.

Rozmawiał Marcin Dybuk 

Foto Andrzej Gucwa, materiały prywatne FB

Podobała Ci się rozmowa? Chciałbyś, aby powstało ich więcej? A może chciałbyś wesprzeć autorów portalu?  POSTAW nam KAWĘ. Dzięki!

Pokaż więcej

Powiązane artykuły

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Back to top button
X