Rozmowa

Jacek Krawczyk: Powoli dociera, że jestem mistrzem świata

Zdobył MŚ Ironman 70.3 w Lahti. W Poznaniu Jacek Krawczyk zdradził, czy ten sukces przybliża go do powrotu do PRO i czy planuje kolejne starty w tym sezonie.

Kiedy uwierzyłeś w to, że zostałeś mistrzem świata?
Myślę, że nadal trwa ten proces. To powoli do mnie dociera. Nawet na mecie w Lahti nie do końca w to wierzyłem. Dopiero potem patrząc na oficjalne wyniki, dowiedziałem się, że zostałem mistrzem świata. Więc ta informacja do mnie dotarła na scenie, przy odbieraniu statuetki. Jeszcze stając na starcie w Lahti, nie dopuszczałem do siebie myśli, że przyjechałem do Finlandii, żeby walczyć o medal.

Jak się czułeś, stając na starcie w Lahti?
Czułem się mocny oraz pewny co do moich możliwości oraz przygotowań. Zrobiliśmy wszystko, aby stanąć na linii startu po jak najlepszych treningach.

Czy będąc mistrzem świata, myślisz o powrocie do PRO?
Tak, ale wiem, jak wygląda światowe ściganie w PRO. To jest wysoki poziom. Chęć rywalizacji z tymi zawodnikami ciągnie za sobą poświęcenia się temu w 100%. Mam nadzieję i chęć, że ten tytuł pozwoli mi trochę pójść w tę stronę. Choć czas pokaże. Łącząc pracę z triathlonem nie mam większego marginesu, aby więcej czasu poświęcić na trening.

Co musiałoby się wydarzyć, żebyś wrócić do PRO?
Rozważam kategorię PRO w dwóch wymiarach. Mógłbym być zawodnikiem PRO i ścigać się z najlepszymi zawodowcami, mając obecny tryb życia. To też byłoby ciekawe doświadczenie, bo chłopaki są dużo lepsi i rywalizacja z nimi byłaby dodatkową motywacją, aby do nich dorównać. Drugie podejście to bycie sportowcem w 100%. Ciekawe byłoby bycie zawodowcem takim jak Kacper Stępniak czy Robert Wilkowiecki.

Jak obecnie wygląda Twój trening?
Trenuję 15-16h tygodniowo. To przekłada się na jedną jednostkę dziennie w tygodniu. Czasem zdarzy się, że zrobię dwa treningi w ciągu jednego dnia. Przy tym wyodrębniam jeden dzień na odpoczynek. Dużą część objętości treningowej realizuję w weekendy.

Jak wygląda u Ciebie regeneracja?
Staram się poświęcać na odpoczynek jeden dzień w tygodniu. Pilnuję też dietę. Żywię się pudełkami, ale dobrymi. Dbam również o sen, śpię średnio 7h.

Co było dla Ciebie najtrudniejsze w tym okresie przygotowawczym do mistrzostw świata w Lahti?
Łączenie treningów z pracą zawodową, szczególnie w momencie, kiedy obciążenia treningowe były wysokie. Nawet przeprowadziłem rozmowę z trenerem, że jest ciężko i czuję, że jestem na granicy. On mi powiedział, że 2,5 tygodnia treningu zostało i trzeba zagryźć zęby. Walczyłem też ze zmęczeniem. Choć wsparcie trenera oraz najbliższych powodowało, że dałem radę.

Jak radzisz sobie mentalnie w najtrudniejszych momentach?
Nie chodzę do psychologa sportowego. Na pewno pomagają mi rozmowy, ale myślę, że radzę sobie tym, że odpowiadam w głowie na pytania, po co to robię itd. To powoduje, że uświadamiam sobie, dlaczego chcę wykonać daną jednostkę treningową pomimo zmęczenia itd. Czasem potrzebuję kopa w tyłek i też idzie łatwiej (śmiech).

Czy odczułeś wzrost popularności po zdobyciu mistrzostwa świata?
Przywitano mnie szampanem i tortem w pracy. Dziękuję im za zainteresowanie. Czuję większą popularność, nawet moje wystąpienie w Poznaniu jest tego dowodem. Gdyby nie ten wynik, to by mnie tam nie było.

Planujesz jeszcze jakieś starty?
Na razie nic nie planuję. Pojawiają się jakieś perspektywy, ale to jeszcze nic pewnego.

O czym jeszcze marzysz?
Czas pokaże, ale Lahti był metą dla moich planów. Nie wiedziałem, co tam uda się osiągnąć. Z pewnością pojawią się kolejne cele oraz marzenia.  

Rozmawiał: Marcin Dybuk
foto: Jacek Krawczyk Instagram, materiały prywatne

Pokaż więcej

Powiązane artykuły

Back to top button
X