Irek Bieleninik: Szanujmy się na drogach wzajemnie
Jest znanym showmanem oraz dziennikarzem telewizyjnym. Irek Bieleninik uczestniczy w przejeździe z Częstochowy do Gdańska jako członek ekipy technicznej.
Jak przebiegał przejazd do Torunia?
Spojrzałem na licznik jednego z moich kolegów. Przejechaliśmy 295 kilometrów. Początek był dramatyczny. Bardzo padało. Jeden z kolarzy wjechał w koleinę i zaliczył upadek. Na szczęście nic się nie stało. Potem pogoda się poprawiła. Zabrała się bardzo fajna ekipa i chłopaki cisnęli. Trzeba było prosić, aby zwolnili, bo jechali 40 kilometrów na godzinę, a przecież jeszcze trzeba dojechać do Gdańska.
Obecnie jesteśmy w Toruniu u Michała Gołasia. Jaki jest plan na dalszą część trasy? Też będą cisnąć?
Wcześniej rozmawiałem z Zenkiem Jaskółą. Powiedział, że są dwa, a nawet trzy kryzysy. Jeden po 200 kilometrach, kiedy przychodzi pierwsze zwątpienie. Drugi na 300 kilometrzea, a podobno najgorszą rzeczą jest usiąść na posiłek, zjeść i potem znowu wystartować. Jednak to są doświadczeni kolarze, no i przede wszystkim niesie ich serce.
Co po tej akcji?
Wczoraj zobaczyłem prywatne nagranie ze szpitala i się popłakałem. Dotąd nie mogę wytrzymać. Taką tragedię może spotkać każdego z nas. Rowerzystów jest coraz więcej na drogach. Tak samo jak kierowców. Rościmy sobie prawa do miejsca, po którym się poruszamy. Nawet często wobec siebie nie potrafimy się zachować i jedziemy zbyt brawurowo. Jeden mały błąd i tę miłość do roweru możemy bardzo odcierpieć. My kolarze i kierowcy powinniśmy się szanować. Chciałbym, żebyśmy przy wyprzedzaniu oraz wymijaniu się, zachowali bezpieczną odległość.
Marcin Dybuk