Rozmowa
Trending

Kacper Stępniak: Zmieniłem trenera, aby się rozwijać

Kacper Stępniak na mecie IRONMAN 70.3 Warsaw przyznał, że nie wszystko poszło po jego myśli. Ostatecznie jednak w tak mocnej stawce, z mistrzem świata, trzecie miejsce daje sporo satysfakcji. Jeszcze przed zawodami porozmawialiśmy dłużej z sympatycznym triathlonistą, który zdradzi m.in. dlaczego zmienił trenera i co się w jego przygotowaniach zmieniło.

Kacper Stępniak był jednym z faworytów do wygranej w IRONMAN 70.3 Warsaw. Jednym, ale nie głównym. Tym niewątpliwie był Norweg… Casper Stormes, kolega z reprezentacji Gustava Idena, który także startował w stolicy Polski. Jednak dla dwukrotnego mistrza świata  na dystansie średnim, rywalizacja w Warszawie była okazją do odbudowywania formy, po kontuzji, o czym więcej opowiedział w wywiadzie dla TriathlonLife.pl

To właśnie mistrz wskazywał jako faworyta kolegę z reprezentacji, przyznając, że jest on w świetnej formie. Nadzieje polskich kibiców były ulokowane w Stępniaku, który wygrał w Warszawie przed rokiem. Niestety, ostatecznie to Iden miał rację, a Kacper musiał uznać, mamy nadzieję, że tym razem, wyższość Caspra. Polak zajął trzecie miejsce. Wyprzedził go na 19 kilometrze jeszcze Holender Jorik von Egdom. Był szybszy o zaledwie 18 sekund.

– Kiedy dogonił mnie dwa kilometry przed metą próbowałem się go trzymać, ale niestety, nie miałem już sił. Chciałem, aby ten etap rywalizacji wyglądał inaczej, abym miał więcej sił, ale zabrakło dyspozycji dnia – zdradził Stępniak.

Jak przebiegał wyścig z perspektywy Kacpra?

– Przez 90 procent etapu pływackiego wszystko było dobrze, ale wtedy wyprzedził mnie Casper i przyspieszając stracił swój rytm, co odbiło się na rowerze – dodaje. – Przez pierwsze 30 kilometrów nie byłem sobą. Źle się czułem. Dopiero po jednej trzeciej trasy wszystko wróciło do normy, ale wtedy musiałem gonić rywali. To kosztowało mnie sporo energii i spodziewałem się, że jeśli coś takiego stało się na rowerze, to przyjdzie mi zapłacić cenę za to na biegu i tak właśnie się stało.

Kacper Stępniak nie poddał się, a nagrodą za walkę było najniższy stopień podium.

Teraz przed zawodnikiem start w Gdańsku, w cyklu Challenge Familly, a następnie osiem tygodni treningu i start w IRONMAN Frankfurt lub w T100, ale w tym przypadku Polak musi liczyć na dziką kartę, a szansę są małe, bo pierwszeństwo będą mieli zawodnicy z cyklu WTCS, którzy nie zakwalifikowali się na Igrzyska Olimpijskie do Paryża. Co ciekawe tydzień po zawodach w Niemczech Stępniak planuje start w Talinie, ponownie na dystansie długim.

– Wiem, że start tydzień po tygodniu może dziwić, ale nie ma żadnego zagrożenia w przygotowaniach do Hawajów, bo do października jest jeszcze sporo czasu – przyznaje triathlonista. – Ponadto po Talinie zacznę już przygotowania bezpośrednio do Kony.

– Przed nami wyjątkowe zawody IRONMAN Kona, gdyż pierwszy raz w historii już trzech Polaków mamy na listach PRO. Czy to ma dla Ciebie jakieś szczególne znaczenie, że przechodzisz w ten sposób do historii polskiego triathlonu?
Najpierw powiem, że mam nadzieję, że to nie koniec i trzymam kciuki za mojego dobrego kolegę Piotra (Ławickiego – dop. red.), z którym trenowałem w ubiegłym i tym roku i to grono się powiększy. A co do kwalifikacji na Hawaje, to cieszę się, że nie tylko amatorzy się w Polsce rozwijają, ale także zawodowcy i że możemy się ścigać z najlepszymi na mistrzostwach świata, a co za tym idzie trochę namieszać. Już w zeszłym roku Robert Wilkowiecki namieszał w Nicei i zameldował się w pierwszej dziesiątce. Wiem, że wyścig na Hawajach będzie inny, trudniejszy. Po pierwsze, że będzie po igrzyskach i część dobrych zawodników wystartuje także na wyspie, a po drugie klimat jest bardziej wymagający. Co nie zmienia faktu, że bardzo się cieszę, że będą mógł reprezentować Polskę na tej imprezie. To dla mnie prawdziwy zaszczyt.

– Dużo się u Ciebie zmieniło w ostatnim czasie, bo rozpocząłeś współpracę z nowym trenerem. Co zadecydowało o takim kroki?
– Przede wszystkim chciałem się ciągle rozwijać. W poprzednich latach pracowałem ze Zbyszkiem Gucwą, ale też dużo sam koordynowałem trening i po pierwsze nie zawsze dawało taki efekt jakbym chciał, a po drugie było trudne do wytrzymania psychicznie. Kiedy wszystko wychodzi, jest super, ale kiedy zaczyna się psuć, to zaczynasz wątpić, czy to co robisz jest dobre i zaczynasz robić niepotrzebne, chaotyczne zmiany, a to nie koniecznie idzie w tym kierunku, w którym bym chciał. Teraz mój trening jest dużo bardziej ustrukturyzowany, jest trener, który wszystkiego pilnuje.

– Kto jest Twoim trenerem?
– Niemiec Patrick Marseille.

– Co się zmieniło w treningu?
– Skupiliśmy się na trzech dyscyplinach, a co ciekawe objętościowo treningów było mniej niż poprzednio. Biegam lepiej, bo poprawiłem rower, a co za tym idzie, oszczędzam więcej sił na ostatnią dyscyplinę triathlonu.

– Przyznam Ci, że nie mogę się nadziwić, że siedzimy sobie w Warszawie w trakcie imprezy IRONMAN 70.3, rozmawiamy o Twoich przygotowaniach do Kony, dobry startach w innych zawodach, a tak niedawno przeszedłeś z PRO i przez trzy lata pracowałeś „w biurze” i bawiłeś się triathlonem. Jak to wygląda z Twojej strony, z perspektywy czasu, który upłynął?
– Uważam, że wszystko co się wydarzyło składa się na to jakim jestem teraz zawodnikiem, więc nie żałuję, że pracowałem. Zresztą nie jestem wyjątkiem, jest wielu zawodników PRO, którzy pracowali na cały etat i trenowali. Niestety, triathlon to jest ciągle niszowy sport i nie ma w nim takich pieniędzy, które pozwalałby się skupić tylko na tym.

– Gdańsk, Frankfurt, Tallin, Hawaje. Już sporo, ale czy jeszcze coś planujesz w swoim kalendarzu?
– Cały czas jestem otwarty na starty w T100 i liczę na dziką kartę. To jest pociąg, do którego jak nie wsiądziesz, to odjedzie, a ja bym chciał się do niego załapać.

– Jak wrażenie na Tobie zrobił cykl, w którym miałeś już okazję wystartować i pokazać się z dobrej strony?
Jest to niesamowity przeskok, nawet jeśli mówimy o profesjonalnych zawodach. Bardzo dobrze obrazuje to jak zajmują się zawodnikiem. Na przykład dzień przed startem mechanicy PTO pytają triathlonistów jakie chcą mieć ciśnienia w kołach. Po wstawieniu roweru do strefy zmian oni się troszczą o takie elementy. Każdy zawodnik jest podczas tej imprezy zaopiekowany jak, nawet nie wiem z czym to porównać, piłkarze, zawodowi kolarze, czego na innych zawodach nie ma. To co jest także fajne, to dawanie szansy zawodnikom, którzy mogą startować dzięki dzikiej karcie, tak jak ja, a to jest bardzo ważne dla zawodników.

– Powiedziałeś, że czułeś się zaopiekowany. A kto w tej chwili pracuje na Kacpra Stępniaka, oprócz sympatycznej żony?
– Jest trener, którego wspomniałem wcześniej, a od pewnego czasu współpracuję także z menadżerem. I oczywiście ja jestem i zajmuje się wieloma sprawami. Póki co zespół jest mały, ale mam nadzieję, że i to się będzie zmieniało.

Rozmawiał Marcin Dybuk
Foto Bartłomiej Zborowski/IRONMAN Poland, Marcin Dybuk

Pokaż więcej

Powiązane artykuły

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Back to top button
X