Zaliczył 45 startów w zawodach pod dachem
Rywalizacja w formule indoor jest nieodłącznym elementem przygotowań Andrzeja Ignatowicza do sezonu. W tym roku niezmiennie jego marzeniem jest wywalczenie medalu mistrzostw Polski AG na krótszych dystansach.
Niedawno startowałeś w Indoor Triathlon Series Warszawa. Jak traktowałeś ten start w kontekście przygotowań do sezonu?
To był mój ogólnie 45 start w zawodach triathlonowych pod dachem. Takie zawody traktuję w zasadzie wyłącznie jako dobrą zabawę. Wyniki w Indoor triathlonie niekoniecznie przekładają się na wyniki na zewnątrz. Nie ma tu za dużo bezpośredniej rywalizacji, startuje się w falach po kilka, max kilkanaście osób, co godzinę czy 45 minut. To jest też trochę jednak inne pływanie, bardzo inny rower i inne bieganie niż na zewnątrz. Za to zmęczenie wydaje mi się, że większe. Na rowerze nie można przestać kręcić nawet na chwilę, bo wtedy prędkość spada do zera.
Czy w tym okresie przygotowawczym planujesz kolejne starty w triathlonie pod dachem lub udział w zawodach np. biegowych?
Przede mną jeszcze jeden start w triathlonie pod dachem. 17 kwietnia odbędą się finały cyklu Holmes Place Indoor Triathlon. Eliminacje odbywały się w środy raz w miesiącu od października do marca. Za zdobyte miejsca w każdym starcie otrzymywało się punkty. 6 najlepszych zawodników i 6 najlepszych zawodniczek spotyka się w finale A. Awansowałem do finału A z czwartego miejsca. Jednak tam każde inne miejsce niż 6 będzie dużą niespodzianką.
Jak przebiegają przygotowania do sezonu 2023?
Bez kontuzji. To najważniejsze.
Czy przytrafiały się jakieś problemy ze zdrowiem podczas tych przygotowań?
Właśnie nie. Po kontuzji ścięgna Achillesa w 2021 roku postanowiłem obowiązkowo wprowadzić jeden dzień wolny w tygodniu, zupełnie bez sportu. Na razie sprawdza się to znakomicie.
Kiedy planujesz pierwsze starty w sezonie?
Tradycyjnie najwcześniej jak tylko się da, czyli w Żyrardowie 14 maja 2023.
Jak wyglądają cele na ten rok startowy?
Nie nabawić się kontuzji i mieć radość ze startów tak jak dotychczas.
Jak zaczęła się Twoja przygoda z triathlonem?
Wcześniej dużo amatorsko biegałem, gdy jednak w 2015 roku złamała mi się zmęczeniowo kość piszczelowa, musiałem zrobić przerwę. Nie mogłem biegać. Więc aktywności przeniosłem na rower i pływanie. Po wyleczeniu postanowiłem spróbować się dla testu w triathlonie. Pierwszy start był w Garwolinie na dystansie sprint, tydzień później w Nieporęcie na 1/8 IM. Tu i tu stanąłem na podium w kategorii wiekowej. A płynąłem bez pianki, jechałem w zwykłych kąpielówkach, koszulce z Lidla i na rowerze szosowym z Decathlonu za 1999 zł z dzwonkiem i odblaskami w kołach. Wtedy pomyślałem, że to jest chyba sport dla mnie.
Jaką miałeś wiedzę o tym sporcie przed rozpoczęciem tej tri przygody?
Miałem całkiem sporą, regularnie np. czytałem miesięcznik Bieganie, gdzie na końcu był dział poświęcony triathlonowi.
-
Zajrzyj do: Uwiecznij triathlonową pasję w krótkim nagraniu
Jak wyglądały początki w tym sporcie?
Wywodzę się z amatorskiego biegania, które trenowałem od 2008 roku. Moim sufitem był maraton PB 2:59:25 czy 5 km PB 16:58. Chociaż prawdopodobnie najwartościowszym wynikiem było przebiegnięcie w 2016 roku z córką w wózku Orlen Maratonu w czasie 3:07:02. Przejście na triathlon nie było dla mnie szczególnie trudne. Zwłaszcza, że regularnie jeździłem na rowerze, a rekreacyjnie pływałem od dziecka, za co bardzo dziękuję moim rodzicom.
Z czym miałeś najwięcej problemów na początku przygody z triathlonem?
Fatalnie mi się biegało po zejściu z roweru, ale udało się to wytrenować. Teraz czasami mam wręcz wrażenie, że biega mi się łatwiej, gdy chwilę wcześniej pojeżdżę.
Co Cię motywuje do dalszych treningów i startów?
Lubię to i specjalna motywacja nie jest mi potrzebna.
Jakie wyrzeczenia wymógł na Tobie triathlon?
Przede wszystkim to jest drogi sport a dla zwykłego amatora, który jeszcze lubi często startować już w ogóle. Więc mając do wyboru np. czy kupić coś dla siebie, czy oponę do roweru, wybieram przeważnie oponę. To oczywiście trochę żart, ale coś w tym jest. Ucierpiały na pewno kontakty towarzyskie.
Co najbardziej lubisz w triathlonie?
To, że jest taki wszechstronny. A ja zwyczajnie lubię pływać, jeździć na rowerze i biegać. I jeszcze porównując do samego biegania. Tam kontuzja w zasadzie wyklucza z trenowania tego sportu, w triathlonie nawet przy złamaniu zmęczeniowym kości, naciągnięciu, naderwaniu mięśnia czy skręceniu można często pływać lub jeździć na rowerze.
Czym obecnie jest dla Ciebie triathlon?
To jest moja pasja i styl życia. Lubię w sezonie wstać o drugiej rano, pojechać 200 czy 300 km na zawody do innego miasta, wystartować o 9, zmęczyć się i popołudniu wrócić do domu.
Pod czyim okiem trenujesz?
Pod okiem trenera trenuję wyłącznie pływanie. Od 2018 roku jestem w grupie pływacko-triathlonowej Sebastiana Karasia. W okresie październik-maj trenuję na basenie na Inflanckiej w Warszawie, ja chodzę dwa, czasami trzy razy w tygodniu na 6:15, zaś w okresie czerwiec – sierpień wieczorami na akwenie wodnym w Słopsku. Treningi w tym roku na basenie prowadzi ze mną głównie Karolina Szczepaniak i Filip Pytel.
-
Czytaj też: Robert Czysz: Głównym celem będzie debiut na IM
Na co zwraca uwagę ten trener we wspólnej pracy?
Na każdy najdrobniejszy szczegół. W czasie ostatniej video analizy na obozie w Ustrzykach Dolnych wyszło, że mam do poprawy w pływaniu 6 z 7 głównych punktów. Wiem zatem, co mogę poprawić. Tylko nie jestem pewien, czy mi wystarczy życia, by to osiągnąć.
Jak godzisz triathlon z obowiązkami rodzinnymi oraz pracą?
Teraz, gdy dzieci podrosły, jest o wiele łatwiej. Dodatkowo skupiłem się na krótszych dystansach. Więc też zdecydowana większość treningów trwa tylko około godziny. Można to wcisnąć w rozkład dnia. Rodzina oczywiście rozumie moją pasję. Jest bardzo tolerancyjna i wyrozumiała za co bardzo dziękuję. Bez tego nie mógłbym realizować się w takim wymiarze, jak to robię. Najbardziej czasochłonny w treningu triathlonowym wiadomo jest rower. Trenażer (u mnie akurat stojący obok łóżka) jest stałym punktem w tygodniu na pewno większości triathlonistów, ale mam też możliwość wykonywania treningów rowerowych bezpośrednio po pracy, wracając na rowerze, co jest wielkim plusem i zarazem ogromną oszczędnością czasu. Jadąc z rodziną np. do rodziców, którzy mieszkają 250 km dalej, regularnie wysiadam 100 km wcześniej i kontynuuję jazdę na rowerze, podczas gdy rodzina autem.
Jakie masz marzenia związane z triathlonem?
Może nie marzenia, bardziej cel. Wierzę, że stać mnie w medal Mistrzostw Polski Age Group na krótszych dystansach. Próbuję od kilku lat, ale jak dotąd co roku zawsze są szybsi zawodnicy ode mnie. W ubiegłym roku Mistrzostwa Polski Age Group zakończyłem na 5 miejscu w sprincie w Rzeszowie i na 4 miejscu w super sprincie w Krakowie. Próbowałem, będąc w kategorii M40, teraz próbuję w M45. Miało być łatwiej, a wcale nie jest. W 2024 roku przechodzę już do M50. Chciałbym niezmiennie zdobyć też cegłę z Zamku Krzyżackiego w czasie Castle Malbork Triathlon, ale one są przeznaczone dla najlepszych na dłuższych dystansach, a te mam ponownie w planach za jakiś czas.
W jakich jeszcze sportach chciałbyś jeszcze spróbować sił?
Próbowałem startować w quadrathonie (po rowerze a przed bieganiem jeszcze trzeba pokonać odcinek kajakiem), ale trochę się zniechęciłem. Może przez to, że wystartowałem na zwykłym kajaku z miejskiej wypożyczalni, który z trudem wyciągnąłem z wody na trawę do strefy zmian, podczas gdy konkurenci przychodzili z własnym sprzętem, niosąc go na ramionach. Wynik na takim kajaku osiągnąłem dramatycznie słaby. Poza tym bardzo lubię grać w snookera, choć to nieporównywalnie inny sport niż triathlon.
Rozmawiał: Przemek Schenk
foto: materiały prywatne