Wygrał Mistrzostwa Świata Ultramana na Hawajach
Inaki de la Parra mieszka w Polsce na stałe od czterech lat. Wygrał m.in. Ultramana na Hawajach w 2016 roku. Od 20 lat starty łączy z trenowaniem innych sportowców, i to w różnych dyscyplinach.
Mieszkasz w Polsce od kilku lat, pochodzisz z Meksyku. Dlaczego wybrałeś nasz kraj do życia?
Moja żona jest Polką. Z Kasią jestem od 2006 roku. Więc od tego czasu przyjeżdżałem do Polski. Mieszkaliśmy trochę w Krakowie w 2009 roku, zanim pobraliśmy się, w tym samym roku. Pierwsze dziecko urodziło się w Mexico City. Jednak w momencie urodzenia się córki, postanowiliśmy zamieszkać w Katowicach. To było na początku 2016 roku. Polska jest bezpieczniejszym krajem niż Meksyk. Do tego możemy być blisko rodziny Kasi. Bardzo mi się tu podoba. Polska jest moim domem.
Kiedy po raz pierwszy pojawiłeś się w Polsce?
Po raz pierwszy odwiedziłem ten kraj w 2006 roku. Mieszkałem w latach 2008-2009 w Krakowie.
Jakie wrażenie wywarł na Tobie Polska?
Pobyt w tym kraju był trudny. Nikogo nie znałem. Po bliższym poznaniu Polacy okazali się bardziej otwarci, niż wyglądało na to na początku. Wtedy dostrzegłem wiele podobieństw do zachowań i zwyczajów Meksykanów. Tutaj zawsze czułem się mile widziany. Problem do dzisiaj jest dla mnie przetrwanie zimy. Tak jest od pierwszego razu, kiedy zetknąłem się z tą porą roku.
Co Cię zaintrygowało w Polsce, że postanowiłeś się tu przenieść?
Rodzina i bezpieczniejsze miejsce do życia.
Zobacz też:
Łukasz Remisiewicz: Kwarantanna nie jest taka straszna
Od kiedy masz kontakt ze sportem?
Od małego byłem zaangażowany w sport: strzelanie sportowe, jai-alai, sporty motorowe. Przez ostatnie 13 lat zajmuję się sportami wytrzymałościowymi, takimi jak triathlon, jazda na rowerze i biegi ultra.
Dlaczego zainteresowałeś się triathlonem?
To było zaraz po ukończeniu biznesowych studiów podyplomowych. Na jednych z zajęć nauczyciel puścił nam na wideo historię Ricka i Dicka Hoyta. Byłem zdumiony. Triathlon wydawał się niesamowitą przygodą. Postanowiłem spróbować.
Kiedy debiutowałeś?
Jako amator pierwszy raz wystartowałem w 2007 roku, zaś jako profesjonalista zacząłem trenować trzy lata później. Wówczas nadal pracowałem. Bardzo ciężko było mi pogodzić pracę na pełny etat z profesjonalnym trenowaniem. Taka sytuacja utrzymała się przez następne 2-3 lata.
Co sobie uświadomiłeś po debiucie?
Uświadomiłem sobie, że triathlon będzie trudny, pełen wzlotów i upadków. Początkowo koncentrowałem się wyłącznie na wygrywaniu. Później uświadomiłem sobie, że to typowa strategia przegranych. Pozwól mi wyjaśnić. Nie zawsze można wygrać. Więc jeśli uważasz, że zawsze wygrywasz, to w 90% przypadków jesteś rozczarowany. Lepiej jest skupić się na procesie, wiedząc, że porażka jest częścią samego procesu i że wygrana może nadejść, jeśli będziesz konsekwentnie trenować i się ścigać. To kwestia przypadku, dyscypliny, strategii, szczęścia i miłości do tego sportu. Musisz to absolutnie pokochać, aby móc to robić dalej. Kiedy zdałem sobie sprawę, że nie lubię tego sportu tak bardzo, jak zawodowiec, przeszedłem na emeryturę. Mimo to kontynuuję wyścigi dla czystej radości i żeby dowiedzieć się więcej o sobie i innych, ale bez wynikającej z tego presji ekonomicznej. Jestem teraz pełnoetatowym mentorem, konsultantem i trenerem dla sportowców, biznesmenów i przedsiębiorców w Polsce, Ameryce Łacińskiej i innych regionów Europy.
Kiedy podjąłeś decyzję o przejściu na profesjonalizm?
W 2010 roku, ale nie prezentowałem jeszcze światowego poziomu na długich dystansach. Szczególnej poprawy wymagało pływanie. Więc skupiałem się na poprawie trzech dyscyplin z naciskiem właśnie na pływanie. Zacząłem otrzymywać poważniejsze wsparcie od sponsorów po wygranej w Ultraman UK w 2012 roku.
Czytaj także:
Jakub Kimmer: Forma nie zając, życiówki poczekają
Reprezentujesz nasz kraj od 2017 roku. Czy zmiana reprezentacji narodowej była trudna?
Dla mnie przyszło to naturalnie. Czułem się związany z Polską. Moje dzieci oraz żona tutaj mieszkają. Od kilku lat też mieszkam tu na stałe. Czuję się trochę Polakiem. Cieszę się, że reprezentuję Polskę na arenie międzynarodowej podczas zawodów.
Jakie ma dla Ciebie znaczenie reprezentowanie Polski na arenie międzynarodowej?
Chcę pokazać moim dzieciom, że dla mnie równie ważne są Polska i Meksyk i w końcu każdy człowiek jest równy bez względu na to, jaki reprezentuje kraj.
Co robiłeś w początkowym okresie aklimatyzacji w naszym kraju?
Przejechałem setki godzin na trenażerze. W okresie zimowym miałem znacznie więcej pływania. Przez cały rok przemierzyłem bardzo wiele szlaków i tras biegowych. Mamy świetne lasy na południu Polski.
Co było dla Ciebie największą niespodzianką po przyjeździe do naszego kraju?
Spodziewałem się bardzo dziwnego jedzenia, ale tak naprawdę bardzo mi smakowało od samego początku. Byłem zaskoczony, że jest takie dobre!
Jak sobie radzisz z językiem polskim?
Jestem w trakcie nauki. Mój polski jest bardzo prosty. Właściwie to jest to, jeden z moich obowiązków na najbliższe lata. Chcę biegle posługiwać się językiem polskim. Robię, co w mojej mocy, ale nie jestem, aż tak mądry.
Jak porównałbyś triathlon w Polsce i Meksyku?
W Polsce poziom sportu i aktywności fizycznej jest wyższy niż w Meksyku. Bum na triathlon rozpoczął się w Polsce prawdopodobnie 10 lat po jego rozpoczęciu w Meksyku. Mimo to powiedziałbym, że Polska szybko nadrabia popularność pomimo różnicy czasowej.
Czy Polska jest dobrym miejscem do trenowania?
Myślę, że tak. Mamy dobre pływalnie, różne rodzaje pogody, ukształtowanie terenu i zmotywowanych sportowców, a to jest kluczowe. Myślę też, że są polscy trenerzy z dużą wiedzą. Wydaje mi się, że w społeczności triathlonu pokutuje mentalność tzw. „szybkiej ścieżki”. A to jest droga na skróty. Żeby zrobić to prawidłowo, trening musi być odpowiedni. Muszą być postawione wytyczne i plan dobrany indywidualnie do celów sportowych oraz życiowych.
Odniosłeś wiele sukcesów w karierze zawodniczej m.in: wygrałeś w Ultramanie na Hawajach. Jak wspominasz te zawody oraz wszystkie starty na Konie?
Byłem tam kilka razy. Gdy podróżuję na wyspę to zawsze mam mieszankę uczuć. Big Island zapewnia idealną scenerię, aby wydobyć z siebie to, co najlepsze lub co najgorsze podczas treningu lub wyścigu. W 2015 roku miałem spektakularną porażkę w Ultramanie. Na szczęście potem karta się odwróciła. Wróciłem na te zawody w 2016 roku. Wygrałem z czasem 22:34:18. Wygrywanie jest bardzo fajne, ale trzeba pamiętać, że poprzednie wyniki nie zapowiadają przyszłych sukcesów. Dla mnie wygrywanie i przegrywanie jest częścią procesu.
Jak wyglądają Twoje codzienne treningi?
Model periodyzacji piramidalnej działał na mnie dobrze. Wtedy miałem najmocniejszy tydzień treningowy do 44 godzin, a średni wynosił około 25 godzin. Regenerowałem się zawsze powoli po treningu. Więc musiałem poświęcić więcej godzin pracy, aby uzyskać wyniki, które inni sportowcy mogą osiągnąć w ciągu 20 godzin treningu tygodniowo.
Czy ktoś pomagał Ci w układaniu planów treningowych?
Podczas mojej kariery miałem świetnych trenerów. Nigdy sam nie trenowałem. Słuchałem tego co miał do powiedzenie o mojej dyspozycji trener. Uważam, że robiłem dobrze. Czasami motywacja jest zbyt wysoka, a instynkt obsesyjno-kompulsyjny kazałby mi zrobić więcej, aby być lepszym. Jednak to jest prosta droga, która może zniszczyć karierę.
Zajrzyj do:
Aleksandra Sypniewska – Lewandowska: Jestem trenerem, a nie sportowcem
Oprócz kariery jesteś też trenerem. Od kiedy trenujesz innych?
Byłem instruktorem strzelania, później przestawiłem się na sporty walki. Byłem też trenerem sportów motorowych. Odkąd zacząłem karierę w triathlonie, wspierałem się trenowaniem innych w ramach własnej strategii dochodowej.
Trenujesz tylko triathlonistów, czy też przedstawicieli innych sportów?
Skupiam się na pomaganiu sportowcom w wykorzystaniu ich całego potencjału od 20 lat. Oczywiście trenowałem kilku elitarnych sportowców. Obecnie niektórzy z nich np. Maciek Dombrowski i Kasia Solińska są bardzo mocnymi ultra-biegaczami z Polski. W triathlonie też mam bardzo dobrych zawodników. Jednym z nich jest Mistrz Polski na dystansie średnim, amator Rafał Chomik.
Jak postrzegasz obecną sytuację z pandemią?
Myślę, że to jest dobry okres, aby naprawdę zrozumieć, dlaczego lubimy uprawiać sport, który kochamy. To jest wspaniałe, że jesteśmy zmuszeni zatrzymać się na chwilę i przeanalizować, dlaczego robimy niektóre rzeczy.
Jak radzisz sobie z wieloma nałożonymi ograniczeniami?
Mam dużo pracy zdalnej: rozmowy, konsultacje, coaching itd. Jeśli chodzi o aktywność fizyczną, to ona ogranicza się do: Zwiftu (18 godzin tygodniowo), biegania i jazdy na rowerze w pomieszczeniach, jogi, siły i dużo zabawy z dziećmi.
Czy masz obawy dotyczące tego sezonu?
Szczególnie ciężko będzie dla organizatorów wydarzeń. Mam nadzieję, że ludzie będą ich wspierać, zwłaszcza w przypadku mniejszych wydarzeń i wyścigów.
Co jeszcze chciałbyś osiągnąć w triathlonie?
Chcę być mentorem i trenować innych sportowców, aby więcej osiągnęli i lepiej zrozumieli siebie poprzez sporty wytrzymałościowe. Jednocześnie osiągali jak najlepsze wyniki w sporcie, biznesie i życiu prywatnym.
Rozmawiał: Przemysław Schenk
rozmowa przeprowadzona 7.04.2020
foto: materiały prywatne