Ewelina Wołos jest stworzona do wygrywania ROZMOWA
Przez kontuzje nie była w stanie biegać. Myślała nad rezygnacją z Mistrzostw Świata w Nicei. Nie poddała się. Ewelina Wołos to utalentowana i twarda kobieta. W tri debiucie zajęła trzecie miejsce na mistrzostwach Polski amatorów.
Kiedy zadebiutowałaś w triathlonie?
Pierwszy triathlon zrobiłam w 2014 roku w Gołdapi. Na miejscu okazało się, że przyjechałam na Mistrzostwa Polski amatorów na dystansie ¼ IM. Skończyłam na trzecim miejscu. To była raczej przygoda.
Jak doszło do tego startu?
Mój pacjent profesor Andrzej Nowak zapytał co robię w przyszły weekend. Nie miałam planów. Więc zaproponował mi wyjazd na start w triathlonie. Jednego dnia pożyczył mi rower żony, lekko za duże buty kolarskie. Pojechaliśmy z Kabat na Gassy. Drugi raz jeździłam już na zawodach.
Czego się obawiałaś?
Pamiętam, że obawiałam się wziąć bidon z uchwytu na ramie. Bo niezbyt stabilnie czułam się na rowerze. Bałam się, że na czas nie zdążę wypiąć się z pedałów. Jednak to spodobało mi się na tyle, że myślałam o starcie w następnym sezonie.
Jak wspominasz debiut?
Te pierwsze zawody wspominam zawsze ciepło. Nigdy nie zastanawiałam się nad sprzętem, a nawet rywalizacją. Sprawiało mi frajdę jak wyprzedzałam wiele osób na bieganiu. Dziś już amatorki biegają bardzo szybko. Nie jest tak łatwo. Był to raczej fun i sposób na aktywny wypad ze znajomymi.
Jak dalej potoczyła się Twoja triathlonowa przygoda?
W tym samym roku zrobiłam połówkę w Malborku. Rok później zapisałam się ze znajomymi na 70.3 Herbalife Gdynia. Pamiętam, że chciałam zrezygnować. Powodem był termin Biegu Ultra Granią Tatr, który miał odbyć się tydzień później. Szkoda mi było wysokiego wpisowego i zrobiłam oba wyścigi. Wszystkie te starty były raczej z marszu. Nie miałam własnego roweru. Pływanie było raczej raz lub dwa przed zawodami. W marcu byłam na Florydzie. Tam kupiłam pierwszy rower szosowy. W październiku koledzy namówili mnie na Ironmana w Barcelonie. Od tego czasu zaczęłam interesować się współpracą z trenerem.
Zobacz też:
Krzemiński: od sportowca, przez muzyka do sportowca ROZMOWA
Dlaczego wtedy zdecydowałaś się na współpracę z trenerem?
Miałam duży problem z systematycznością. Dlatego potrzebowałam osoby, która mnie trochę w tym wszystkim poprowadzi. Moja prawdziwa przygoda z triathlonem zaczęła się w styczniu 2017 roku od współpracy z Marcinem Florkiem.
Z jaką intensywnością tygodniową trenujesz?
Jeśli chodzi o start w Ironmanie w 2017 roku z zapleczem opieki trenerskiej, to odbywałam 6- 8 treningów w tygodniu. Pamiętam, jak trwały dyskusje na temat liczby treningów w tygodniu. Na siedem jednostek trener nie chciał się zgodzić, wiedząc, że szykuję się do Ironmana. Treningi wtedy nie przekraczały godziny. One były głównie tlenowe. Pracując po 8-9 godzin, to było dla mnie wyzwaniem. W maju na obozie z Triwawą biłam rekordy w liczbie przejechanych kilometrów. Zaczynałam od 50 km, a kończyłam na ponad 100 kilometrach. Kiedy trener kazał mi biegać ponad 60 minut, zastanawiałam się czy on przypadkiem nie oszalał. Wtedy zastanawiałam się, po co tak dużo.
Czy triathlon to pierwszy kontakt ze sportem?
Świętej pamięci trener Zbigniew Szczepański w 1998 roku zabrał mnie na bieg uliczny. Zajęłam czołowe miejsce. Zaczęłam chodzić na treningi ogólnorozwojowe. Trudno powiedzieć, że do grupy. Bo na początku byłam ja trener, jego córka i syn. Była to zabawa elementami sportu, piłka nożna balonem, podchody w parku, wyścigi. Mało w tym wszystkim biegania. Czasami jak z Paulą moją przyjaciółka miałyśmy zrobić cztery kółka w parku po 500 metrów, to biegłyśmy dwa. Resztę ukrywałyśmy się i plotkowałyśmy. Mimo to wygrywałyśmy lokalne zawody. Jeździłam na biegi uliczne. W szkole grałam w każdą grę. Do tego skakałam wzwyż. Uwielbiałam sport. Radziłam sobie w nim nieźle.
Kiedy zaczęłaś poważnie traktować bieganie?
Bieganie traktowałam poważniej jak miałam 15 lat. Zależało mi, a Mistrzostwa Polski były najważniejsze. Udało mi się zdobyć dwa medale MP na 1500 juniorki młodsze. Jako juniorka zdobyłam także brąz w biegu przełajowym na cztery kilometry. Był zawsze niedosyt. Wtedy było widać, że rówieśnicy, którzy trenowali więcej osiągali lepsze rezultaty. Trener zawsze mówił, że przyjdzie czas na ciężką pracę, jak będę starsza. Tego momentu niestety on nie doświadczył. Ja idąc na studia trafiłam na trenera, z którym nie ułożyła się współpraca. Po pierwszym roku studiów fizjoterapii skończyłam trenować.
Jaką rolę triathlon pełni w Twoim życiu?
Jest pasją, a może nawet sposobem na życie. Dzięki niemu wróciłam do rzeczy, które kochałam robić całe dzieciństwo.
Czy wiążesz przyszłość z tym sportem?
Nie wyobrażam sobie przyszłości bez sportu. Czy z triathlonem? Ten sezon pokazał mi, że kolarstwo, też jest fajne. Bieganie mimo, że najbardziej kontuzjogenne dla mnie, to jest mniej czasochłonne. Uwielbiam góry. Możliwości jest wiele. Zawsze chciałam być sportowcem. Myślę, że mentalnie mam cechy, które nadają się do bycia Prosem.
Zobacz również:
Rafał Medak twierdzi, że Polacy mogą ścigać się z najlepszymi na świecie
Czym zajmujesz się zawodowo?
Jestem fizjoterapeutą. Oprócz pracy z pacjentami bólowymi, zajmuję się szeroko rozumianą profilaktyka przeciążeń układu ruchu. W związku z tym mam też pacjentów zdrowych. Amatorów, którzy potrzebują pomocy w zakresie motoryki.
Jak treningi wpływają na pracę?
Mimo dużego związku mojej pracy ze sportem, aktywnością, zdrowiem, ciężkie treningi triathlonowe wpływają na to, że w pracy mogę być mniej efektywna i odwrotnie. Staram się, aby ten zdrowy balans zachować. Ważne żeby obie sfery nie wpływały na siebie negatywnie.
Namawiasz najbliższą rodzinę do spróbowania sił w tym sporcie?
W triathlonie nie. Moje rodzeństwo jest aktywne, choć nie tak wyczynowo jak ja. Mamy dobre geny. Jesteśmy rodzinnie sprawni na tle społeczeństwa. Brat ostatnio w wojsku pobiegł odcinek trzy kilometrowy w 12 minut bez przygotowania biegowego. Wiola najstarsza siostra poza pracą jest w Obronie Terytorialnej. Zawstydza nie jednego faceta. Ilona – najmłodsza gra w piłkę nożną. Tylko Joanna ma przerwę na macierzyństwo, choć ostatnio prosiła o plan treningowy na siłownię.
Jak wyglądały przygotowania do tego startu w Nicei?
Start w Nicei miał być najważniejszym startem w sezonie. Po starcie na Hawajach postanowiłam zrobić przerwę od pełnego dystansu. To był trzeci Ironman w ciągu roku. Chciałam trenować mniej i startować na krótszych dystansach.
Kiedy zaczynałaś przygotowania?
Sezon przygotowawczy zaczęłam w grudniu. Mało biegałam, do 30 kilometrów tygodniowo. Niestety w czerwcu dopadła mnie kontuzja, uniemożliwiająca bieganie. Mimo, że pracuje w obszarze medycyny, nie do końca jest ona zdiagnozowana. Pozostaje mi uzbroić się w cierpliwość. W związku z tym sezon przygotowawczy oparty był na rowerze i pływaniu.
Wyjeżdżałaś gdzieś na obozy?
Byłam na jednym wyjeździe trzytygodniowym w marcu w Calpe z Triwawą. Później przygotowywałam się w Warszawie. W lipcu zastanawialiśmy się z trenerem, czy warto jechać na mistrzostwa. Ale chciałam uczestniczyć w tak wielkiej imprezie. Wiedziałam, że nie jadę tam walczyć o MŚ.
Jaki to był dla Ciebie sezon?
Ten rok mimo kontuzji był bardzo rozwojowy. Poprawiłam się zdecydowanie na rowerze oraz w pływaniu. W maju był taki czas, że zaczynałam wracać do formy biegowej. Związane jest to z kolejnym trzecim sezonem w triathlonie. Ale też z zmianą treningów. Fizycznie i psychicznie czuje się naprawdę dobrze.
To jest też ciekawa rozmowa:
Robert Karaś: Mam niewyparzoną gębę i nic tego nie zmieni
Jakie miałaś oczekiwania i założenia przed zawodami w Nicei?
Założenia zmieniły się w lipcu, ale przez cały sezon jechałam z myślą o pierwszej piątce.
Czy miałaś obawy przedstartowe?
Zastanawiałam się czy dotrę na metę oraz czy będę iść, a może uda mi się dotruchtać.
Zajęłaś 22 miejsce w kategorii wiekowej. Czy jesteś zadowolona z rezultatu?
Miejsce nie jest istotne. Pojechałam szósty rower w kategorii wiekowej mimo defektu i jechania ponad 80 kilometrów bez dużego blatu. O ile na podjazdach bardzo to nie przeszkadzało, to ostatnie 20 km było jazdą bez żadnego oporu pod nogą. Popłynęłam przyzwoicie. Bieg zrobiłam wolniej o 15 minut od standardu, który robię na 21 kilometrach. Ważne jest, że pobiegłam relatywnie w zdrowiu. Choć dużo mnie to kosztowało.
Jak oceniasz każdą z dyscyplin?
Jestem zadowolona z każdego etapu. Może oprócz stref zmian. Pogubiłam się trochę w T1. Wracałam po szybę od kasku. Pływałam w samotności, ale jestem zawodniczką, która pływa zawsze sama. Nie potrafię jeszcze szukać i trzymać tych przysłowiowych nóg. Bieg był najsłabszy. Ale przez trzy miesiące nie truchtałam nawet przez 5 minut. Więc nie byłam zaskoczona. Rower mimo defektu pojechałam naprawdę dobrze. Brakowało mi trochę przełożeń. Więc musiałam wykorzystywać teren do składania się na ramię, wykorzystywania aerodynamiki i rozpędzania roweru. Wiem, że jestem w stanie rywalizować z najlepszymi amatorami na świecie.
Jak oceniasz samą imprezę?
Same Mistrzostwa Świata były super imprezą, w pięknym miejscu. Bardzo podobała mi się trasa rowerowa. Moim zdaniem weryfikowała zawodników. Nie było możliwości draftingu co najmniej przez 60 kilometrów. Pokazywała, kto ma serducho na podjazdach. Wiele osób obawiało się zjazdów. Z mojej perspektywy były dobre. Przynajmniej w rywalizacji kobiet, których na trasie było trochę mniej.
Czy to był ostatni start w tym sezonie?
Tak. Muszę zregenerować do końca biodro.
Jak oceniasz cały sezon w swoim wykonaniu?
Trudno ocenić sezon. Szczególnie, że triathlonowo zakończył się w czerwcu. Zostałam Mistrzynią Polski w duathlonie na początku sezonu. Miałam dobry występ na 5150. Pojechałam jeden z lepszych rowerów. Pobiegłam równie mocno wśród open kobiet co dało mi piąte miejsce. Na Mistrzostwach Polski w Poznaniu, na dystansie “połówki” zajęłam drugą pozycję za Magdą Lenz. To był występ, który robiłam już trochę na siłę. Na koniec sezonu w ramach przygotowań pod Niceę wystartowałam w wyścigu kolarskim o sumie przewyższeń 5 tys. Road Trophy i wygrałam tam trzecią etapówkę. To były dobre zawody.
Jakie masz plany przygotowawcze oraz startowe na przyszły sezon?
Wszystko zależne jest od stanu zdrowia. Trener zapowiedział, że nie mam z czego za bardzo się roztrenować.
Co chciałabyś poprawić?
Chciałabym w końcu zacząć biegać na poziomie z 2017 roku, a nawet wyższym.
Jakie masz sportowe marzenia?
Czasem marzę, żeby z tego żyć i zajmować się nim profesjonalnie. Zastanawiałam się, czy takiego intensywnego roku sobie nie zafundować. Ale później schodzę na ziemię. Liczę się z tym, że to ciężki i brutalny kawałek chleba. Przeraża mnie strona finansowa tego sportu. Lubię być niezależna, a sport na wysokim poziomie w Polsce tego nie daje. Wysoki poziom zawodników na świecie powoduje, że zaczynamy gonić. Treningi zabierają dużo godzin. Ilością obciążeń zbliżają się do tych zawodników. Pojawiają się wtedy negatywne emocje, związane ze zmęczeniem, wyborami, a nawet frustracją.
Rozmawiał: Przemysław Schenk
foto: materiały prywatne
Czytaj także: