Rozmowa

Aleksandra Andryszak: Chce być Ironmanem

Co przyczyniło się do tego, że zaczęłaś zajmować się triathlonem?
Od małego dziecka uczęszczałam na zajęcia nauki pływania. Z czasem przemieniły się one w systematyczne treningi wzbogacone o elementy ratownictwa wodnego. W gimnazjum zaczęłam wraz z kolegami jeździć na rowerze. Stało się to takim naszym rytuałem.  W kolejnych latach wybieraliśmy się już coraz dalej i w coraz mniej dostępne tereny. Oczywiście wszystkie wyprawy odbywały się rowerem mtb. Taki rodzaj kolarstwa jest wciąż bliższy mojemu sercu. Jednak aktualnie przeważające treningi na rowerze szosowym są wynikiem potrzeby przygotowania się do startów w triathlonie. Na studiach zaczęłam biegać. Na trzy miesiące przed półmaratonem poznańskim założyłam się z kolegą, że go ukończę. I tak, wciąż pływając, jeżdżąc na rowerze i rozpoczynając przygodę z biegami ulicznymi – zaczęłam marzyć o starcie w triathlonie.
 

Jak wyglądały początki?
Do pierwszego startu w triathlonie namówił nas (mnie i koleżankę, która królowała w Charzykowych na dwóch pozostałych dystansach) kolega, z którym wspólnie uczęszczałyśmy na treningi pływackie w ramach sekcji pływackiej przy AWF. Był to start w Pniewach na dystansie olimpijskim w 2015 roku. Wystartowałam wtedy bez pianki pływackiej. Nie miałam żadnego specjalistycznego sprzętu, na rowerze mtb, którym ukończyłam jeszcze trzy lub cztery starty w kolejnym roku.
 

Czy pojawiały się momenty zniechęcenia i chęci zrezygnowania z treningów?
Wydaje mi się, że nie. Mój poziom w triathlonie jest zdecydowanie poziomem amatorskim. Zawsze wszystko to, co robiłam w tym kierunku, robiłam dla siebie, przyjemności i satysfakcji. Właściwie dalej tak jest. Dla mnie najważniejszy jest fun. Choć może obecnie z większą uwagą przystępuję do kolejnych treningów.
 

Jak wspominasz pierwsze zawody?
Triathlon w Pniewach w 2015 okazał się bardzo sympatyczną imprezą. Za pierwszym razem startując w triathlonie nie pogubiłam trasy. Ogarnęłam strefę zmian itd. Wszystko było dobrze zorganizowane. Charakter zawodów, atmosfera i całe to triathlonowe zamieszanie, które towarzyszą w czasie startów, sprawiły, że zaczęłam planować kolejne występy na następny rok.
 

Podczas ostatniego startu w Charzykowym na 1/2IM odniosłaś zwycięstwo. Jak oceniasz ten rezultat?
To jest w ogóle coś niesamowitego, że wygrałam. Śmieję się, że stworzyłam nową historię swojego triathlonu. Bo po raz pierwszy zostałam sklasyfikowana w kategorii open. Do tej pory udawało mi się dość często stawać na podium kategorii wiekowej. Nigdy tego nie planowałam. Specjalnie na to nie liczyłam. Jeśli się udawało, miałam dodatkowy fun. Ja jestem zadowolona z wyniku, ponieważ jest to jeden z lepszych z osiągniętych dotychczas na dystansie ½ IM – 5:26:08.
 

Czy w trakcie rywalizacji zmagałaś się z jakimiś problemami?
Na pewno dużym utrudnieniem były intensywne opady na etapie kolarskim. Pierwszy raz jechałam na zawodach w deszczu, do tego tak mocnym. Były momenty, że jechałam trochę „po omacku”. Widoczność była ograniczona. Ponadto śliska jezdnia, w szczególności na zakrętach, również nie sprzyjała utrzymaniu optymalnego i oczekiwanego tempa. Ale dla mnie jest to kolejne doświadczenie. Z początku zastanawiałam się czy nie mogło zacząć podać chociaż na etapie biegowym. Z kolejnymi przejechanymi kilometrami w deszczu, zaczęłam uśmiechać się sama do siebie – zabawa była dodatkowa. 
 

Jak oceniasz obecną formę?
Cieszę się z tego, co jest. Z tego, że jestem na tyle zdrowa, by móc startować w triathlonie. Nie borykam się z żadnymi kontuzjami, które mogłyby wykluczyć mnie z udziału w zawodach, a co gorsza codziennych treningów. Staram się nie nastawiać na konkretne osiągnięcia. Jestem zadowolona praktycznie z każdego startu. Wiadomo, z niektórych bardziej, z niektórych mniej. Wydaje mi się, że jak na mój poziom wytrenowania, ta forma jest. Jestem świadoma tego, że drzemią we mnie jeszcze ogromne rezerwy we wszystkich trzech dyscyplinach triathlonu.
 

Na co dzień jesteś ratowniczką i instruktorką WOPR. W jaki sposób udaje się Tobie łączyć obowiązki zawodowe z treningami oraz startami?
Zgadza się. Na co dzień zajmuję się nauką pływania i ratownictwem wodnym, a w sezonie letnim – turystyką. Charakter pracy pozwala mi na odbywanie większości treningów w godzinach porannych. Wtedy najlepiej podejmuje się aktywności fizycznej. Z racji tego, że poniekąd wykonuję pracę fizyczną, czasami treningi połączone z prowadzonymi przeze mnie zajęciami potrafią być odczuwane na zakończenie dnia. Ponadto ja zawsze byłam osobą, która im więcej miała do zrobienia, tym lepiej potrafiła zorganizować sobie czas na zrealizowanie wszystkich zobowiązań. To się nie zmieniło. Do tej pory wakacje i praca w turystyce bardzo utrudniała mi odbywanie systematycznych treningów. Mam nadzieję, że w tym roku będę miała na tyle samozaparcia, a przede wszystkim siły, żeby realizować na bieżąco opracowywany plan.
 

Które starty w tym sezonie traktujesz priorytetowo?
Najważniejszym startem dla mnie w tym roku jest w sierpniu. Wtedy wystartuje za granicą. Nie chcę jeszcze głośno i publicznie o tym mówić. Sama nie wiem, jak się wszystko związane z tymi zawodami ułoży.
 

Czy masz marzenia związane z triathlonem?
Oczywiście, że tak! Z czasem biegi uliczne zaczęły sprawiać mi coraz mniejszą frajdę. Obecnie traktuję je, jako pośrednie treningi przed sezonem triathlonowym. Po kolejnych przebiegniętych maratonach postanowiłam, że już nie chcę być tylko maratończykiem. Chcę być Ironmanem. Tak, to jest moje marzenie. Przekroczyć linię mety i usłyszeć: „You are an Ironman!”
 

Przemysław Schenk
foto materiały prywatne

Pokaż więcej

Powiązane artykuły

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Back to top button
X