Rozmowa

W debiucie na mistrzostwach Europy AG zdobyła medal

Natalia Krawczyk była jedyna z polskiej kadry, która wyjechała z ME AG na sprincie z medalem. Zawodniczka przyznała, że to był debiut dla niej na imprezie tej rangi.

Zdobyłaś kilka dni jakiś czas temu brązowy medal mistrzostw Europy AG na dystansie sprinterskim. Jak czułaś się po tych zawodach?
Dziękuje, dobrze. Bezpośrednio po starcie czułam mały niedosyt, ale teraz już na spokojnie cieszę się z medalu.

Czy to największe osiągnięcie w dotychczasowej przygodzie z triathlonem?
Tak. Dotychczas zdobyłam cztery złote medale Mistrzostw Polski. Patrząc na rangę zawodów,  były najważniejsze. Na mistrzostwach Europy startowałam po raz pierwszy, więc ten medal uznaję za najcenniejszy. 

Jak przebiegał sam start?
Jak się okazuje, na poziom Age Group pływam za dobrze (śmiech) Z wody wyszłam z minutową przewagą, co pozwoliło na spokojne rozgrzanie się na rowerze. Wiedziałam, że będzie walka narodowa – drużynowa. Poczekałam na Niemki, ale nie chciały współpracować.  Dojechały Brytyjki, dziewczyna z Austrii i jechałyśmy na przysłowiowego „listonosza”. Bieg był decydujący. Troszkę byłam zawiedziona, bo jeszcze 500 m przed metą byłam na drugim miejscu. Trochę zepsułam T2, ale nic. Za rok mistrzostwa świata w Hamburgu i tam wszystko  poprawię.

Czy na trasie pojawiały się jakieś problemy?
Poza tym, że dziewczyny nie chciały współpracować na rowerze, to nie było żadnych problemów.

Co czułaś, wbiegając na metę?
Cieszyłam się z medalu, chociaż jest mały niedosyt, ponieważ do srebra brakło tak niewiele.  Pozwoliłam się wyprzedzić na końcówce biegu.

Jak oceniasz całą mistrzowską otoczkę zawodów w Monachium?
Pod względem organizacyjnym nie można Niemcom nic zarzucić. Wszystko było przygotowane i przemyślane bardzo dobrze.

Czym pod względem organizacyjnym tego typu zawody różnią się od tych w Polsce, w których miałaś okazję startować?
Już przed samym przyjazdem wiedziałam, że Niemcy organizują bardzo dobrze zawody i tak też było. Chociaż jak każdemu zdarzają się niedociągnięcia. Trudno mi to porównać do zawodów w Polsce, ponieważ nie startuję w dużych imprezach np. pod szyldem Ironmana, czy Challange, bo po prostu nie lubię takich zawodów. Imprezy, w których startuję, jak Samsung River Triathlon, Triathlon Lwa, czy Triathlon Kraśnik, są bardzo dobrze zorganizowane. Organizatorzy sami kiedyś startowali lub nadal startują i wiedzą, czego zawodnicy potrzebują i jak taka impreza powinna wyglądać. Robią to bardzo dobrze.

Niedawno na zawodach w Gdyni bardzo dobry start zanotowała powracająca do ścigania Twoja przyjaciółka – Ewa Komander. Warto przypomnieć, że byłaś zaangażowana w zbieranie środków na rehabilitację tej niezwykle doświadczonej triathlonistki. Czy jej znakomity start w Gdyni był dla Ciebie dodatkową motywacją przed Monachium?
Cieszę się, że Ewa wraca do formy i znów może startować. Takie historie są zawsze motywujące. Pokazują, że nie wolno się poddawać i zawsze wierzyć, że będzie dobrze, mimo że spotykają nas kontuzje i inne trudności.

Jak trafiłaś do triathlonu?
Moja przygoda z triathlonem zaczęła się jak pewnie większości pływaków, po prostu nie odnosiłam zadowalających sukcesów w pływaniu. Zaczęło mnie to też trochę nudzić. Szukałam czegoś nowego. Wtedy trener Jerzy Wleklak zachęcił mnie, abym pojechała z nimi na obóz triathlonowy, ale warunkiem było, że wystartuję w Olimpiadzie Młodzieży. Zgodziłam się. Wystartowałam w zawodach i tak to się zaczęło. Zajęłam 11 miejsce i tak już zostałam.

Co fascynuje Cię w tym sporcie?
Podoba mi się zmienność dyscyplin. Tutaj nie ma nudy. Kiedy coś ci dolega, zawsze możesz zrobić inny, zamienny trening. Jest to dyscyplina, w której nie muszę ograniczać się tylko do biegu, roweru i pływania. Biegam na nartach biegowych, jeżdżę na rolkach, chodzę na crosfit i te inne aktywności nie wpływają na jakość treningów triathlonowych, a nawet pomagają.

Kto jest dla Ciebie taką inspiracją w tej triathlonowej przygodzie?
Nie ma takiej jednej konkretnej osoby, ja to po prostu lubię robić. Podziwiam „zwykłych” mocnych amatorów, którzy mając rodzinę, dzieci, prace, są w stanie przygotować się do Ironmana na wysokim poziomie. Irek, Zosia, Darek, Krzysiek, moja rodzina i wielu innych. To są osoby, z którymi trenuję i się przyjaźnię. Oni mnie wspierają, dopingują. Po prostu są dla mnie ważni.

Jak udaje się łączyć obowiązki zawodowe i rodzinne z triathlonem?
Trening do sprintu to zabawa, która dziennie zajmuje około dwóch i pół godziny wiec mam czas na wszystko.

Rozmawiał: Przemek Schenk
foto: materiały prywatne

Pokaż więcej

Powiązane artykuły

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Back to top button
X