Rozmowa

Tytuł mistrzowski w drugim starcie w aquathlonie

Została wicemistrzynią Europy w aquathlonie, choć to był dla niej dopiero drugi start w tej formule. Dotychczasowa historia Oli Bańbor o walce z chorobami, wzlotach i upadkach jest gotowym scenariuszem filmowym.

Jak się czujesz jako wicemistrzyni Europy w aquathlonie?
Z lekkim niedosytem, ale z nową motywacją i odrobiną przerażenia, bo plany na kolejny sezon są ambitne, a praca sama się nie zrobi.

Czy przyjeżdżając do Hiszpanii, spodziewałaś się, że tegoroczne starty zakończy z medalem?
Coś tam człowiek liczył po cichu, ale to wydawało się mało realne. Moje bardzo małe doświadczenie (dopiero 2 start w aquathlonie), brak pianki i debiut na takiej imprezie nie przemawiały na moją korzyść.

Z jakim nastawieniem stawałaś na starcie w Bilbao?
Oj zmieniało się bardzo dynamicznie. Parę dni przed panika, bo dorwała mnie kontuzja, potem przerażenie, jak mi powiedziano, że bez pianki to szanse dużo spadają, ale przed samym startem wszystko przeszło. Nastrój był bardziej niż bojowy, muzyka na starcie też robiła swoje.

Jak czułaś się w formule aquathlonu?
O ile z triathlonem mam pewne obawy z powodu roweru i mojego urazu do niego po wypadku, to z aquathlonem czuję się bardzo komfortowo.

Jak przebiegał sam wyścig?
Nie spodziewałam się takiego przebiegu wyścigu w wodzie. Prąd, mocne fale i dość mocny ścisk skutecznie utrudniały spokojne ściganie. Było ciężko, ale tak właśnie chyba miało być. Wyszłam druga z wody z minimalną stratą. Objęłam prowadzenie po strefie zmian, ale Holenderka wyprzedziła na bieganiu. Tam miałam najwięcej sobie do zarzucenia.

Co czułaś, wbiegając na metę?
Dezorientację, nie wiedziałam do końca, która jestem, ale kiedy trener powiedział mi, że druga to jakoś nie potrafiłam w to uwierzyć. Doszło do mnie parę chwil później, a potem to już tylko można było świętować.

Co najbardziej utkwi Ci w pamięci po tamtych zawodach?
Mega mocna, muzyka na starcie, okropny etap pływacki i nieustanny strach, czy jednak dobiegnę z kontuzją.

Wróćmy do Twoich sportowych początków. Jakim byłaś dzieckiem?
Bardzo niesfornym, nad aktywnym, ciekawskim i niegrzecznym. Wszędzie mnie było pełno, rodzice mieli kupę roboty.

Wykazywałaś talent już na wczesnym etapie rozwoju i trafiłaś do kadry pływackiej. Jak  wspominasz tamten okres w pływaniu?
Nieustanna praca, dużo podporządkowane było właśnie pływaniu. Nie chodziłam na koncerty, imprezy. Nie piłam, nie paliłam, dbałam o jedzenie. Ktoś może powiedzieć, że co to za nastolatek, ale ja nie żałuję. Tyle dobrych momentów i wspólnych użaleń nad treningami z cudownymi ludźmi na zgrupowaniach i treningach rekompensuje wszystko.

Jednak w wieku 17 lat zaczęły się poważne problemy zdrowotne. Ważyłaś w klasie maturalnej zaledwie 40 kilogramów. Co wówczas się wydarzyło?
Mało co pamiętam z tamtego okresu. Wyparłam to z powodu za dużej traumy. Dwa lata wyjęte z życia, kolejne trzy to walka o powrót do zdrowia. W skrócie, niewykryta celiakia, nowotwór złośliwy, uszkodzona przysadka, 10 pobytów w 4 szpitalach.

Jaka była diagnoza lekarzy?
Chyba każda możliwa, podejrzeń było masę, po chorobę Crohna, nowotwór jelit czy polipy. Ale wszyscy i tak zrzucali winę, upierając się, że to anoreksja.

W tych trudnych momentach, jakie myśli utrzymywały przy życiu?
Nie ukrywam, że było bardzo ciężko. Były myśli, żeby dać sobie spokój. Brakowało już siły,  żeby walczyć, ale ciągle miałam nadzieję i wielkie chęci, aby wrócić znów do sportu. Tylko dzięki temu udało mi się wyjść z choroby.

Okazało się, że to celiaklia, z którą musisz żyć. Jak to komplikuje Twoje życie prywatne oraz to sportowe?
No, łatwo to nie jest. Wpierw myślisz o jedzeniu, potem o całej reszcie. Wszystko trzeba zaplanować, co, gdzie i jak można zjeść. Z powodu moich licznych diet i ograniczeń żywieniowych, zjedzenie na mieście graniczy z cudem, nie mówiąc już o hotelach i wyjazdach. Dlatego zawsze z sobą noszę pojemniczki i kupę jedzenia co zajmuje 1/3 bagażu (śmiech).

Na co musisz szczególnie uważać w związku z tą chorobą?
Na każdą najmniejszą ilość glutenu. Do tego stopnia, że ta sama deska, czy nóż, który służył np. do krojenia chleba odpadają, piwo też. Dochodzi jeszcze dieta ubogofosforanowa, lekkostrawna i bezmleczna. Zakupy ze mną to koszmar (śmiech).

Potem wydawało się, że sytuacja została opanowana. Na jakim byłaś etapie życia sportowego?
Powiedzmy, że wychodziłam na prostą. Zdrowie wracało, forma powoli też. Wkręciłam się w Akademicki Związek Sportowy i zawody przez nich organizowane.

Jednak nastąpiły kolejne problemy zdrowotne. Poszłaś na USG. Co pokazało?
Jak to lekarz powiedział: „To Pani nie wie, że ma Pani raka?!”
No nie ale już tak, dzięki za info.

Dlaczego to wtedy zbagatelizowałaś?
No nie można kogoś tak z dnia na dzień zamknąć znowu w szpitalu. Jakieś plany przecież zostały wcześniej ustalone. Ładnie tylko poprosiłam o zmianę terminu, bo coś tam coś tam muszę porobić jeszcze. Niechętnie, ale się zgodził. Gdybym powiedziała, że chodzi o zawody,  to sprawa na bank skończyła by się inaczej (śmiech).

Pojechałaś na AMP w pływaniu, zdobyłaś dwa medale, zmagania skończyły się w niedzielę, a w poniedziałek byłaś?
Znowu w tym okropnym miejscu, na kolejnej operacji. Nikomu nie polecam hospitalizacji, kiepsko żywią, smętnie jakoś i trenować nie można, formalnie oczywiście, w praktyce różne rzeczy się działy.

Czy operacja powiodła się w 100%?
U mnie oczywiście, że nie. Wycieli więcej niż powinni i powikłania ciągną się za mną i ciągnąć będą do końca, skutecznie utrudniając komfort życia.

Jakie były skutki tego zabiegu?
Wycięcie całej tarczycy, przytarczyc i uszkodzenie strun głosowych. Nie mogłam mówić parę dni. Tragedia, ale na całe szczęście głos powrócił.

Obecnie jest dobrze, ale musisz uważać. Co ile musisz chodzić na kontrole do lekarza?
Aktualnie jest dobrze, bo parę miesięcy temu było gorzej niż kiepsko. Na szczęście po kolejnym radiojodzie zrobiło się lepiej. Muszę się chyba napromieniować od czasu do czasu. Kontrole są zawsze, kiedy coś się dzieje, a co 2-3 tygodnie badam wszystkie potrzebne parametry krwi, bo dawkę leku muszę dobierać do intensyfikacji treningu.

Realizujesz się nie tylko w sporcie, ale też naukowo. Co studiujesz?
Inżynierię biomedyczną z specjalnością informatyka w medycynie. Pracuję również jako informatyk oraz prowadzę treningi siłowe i biegowe, czasem pływackie.

Jak to Ci się udaje godzić ze sportem?
Odpowiednia organizacja dnia i dobre planowanie! Choć uczelnię mam wspaniałą, zawsze się dogadam, jak by tu zdać kolejny semestr. Dużo daje mi też orzeczenie o niepełnosprawności, m.in. krótszy wymiar pracy.

Kiedy w Twoim życiu pojawił się triathlon?
Chodził po głowie grubych kilka lat. Jeszcze za czasów pływackich. Trener i koleżanka Paulina Klimas, z którą spotykałam się czasem na zawodach i zgrupowaniach, zachęcili mnie do tej dyscypliny. Niestety pojawiły się problemy zdrowotne i plany legły w gruzach. Potem był Covid i wypadek rowerowy i jakoś odwlekało się to w czasie. Mam nadzieje, że za rok w końcu będzie debiut. Choć postanowiłam wziąć udział w crosstriathlonie, były to MP w Bielawie. Niedaleko, akurat, żeby zobaczyć co to w ogóle triathlon. Start się udał, mega mi się spodobało i zachęciło.

Jaką rolę w Twoim życiu obecnie pełni sport?
Żyję sportem. Lekko mówiąc, jestem uzależniona, ale sprawia mi to ogromną radość. Oczywiście łączę zarówno pracę, studia jak i rodzinę z trenowaniem. Musi zostać zachowana równowaga.

Dlaczego zdecydowałaś się dążyć do debiutu w triathlonie?
Trenowałam bardzo dużo dyscyplin. W każdej z nich może nie jestem wybitna, ale na tyle dobra, żeby zdobywać medale na niższych szczeblach. Każda z osobna jest dla mnie nudna,  ale połączenie już kilku, no to brzmi bardzo interesująco.

Ile sportów obecnie uprawiasz?
Ostatnio ograniczyłam się prócz biegania, pływania i roweru tylko do siłowni, wioślarstwa i MTB.

Twoje życie jest pełne wzlotów i upadków. Czy kiedyś doszłaś do takiej ściany, że chciałaś zrezygnować ze sportu?
Najgorszy dopadł mnie na początku tego roku, kiedy z niewiadomych przyczyn zdrowie jak i wyniki sportowe bardzo się pogorszyły, a nic nie wskazywało na poprawę. Wtedy byłam krok od rezygnacji.

Na czyje wsparcie i pomoc mogłaś liczyć w trudnych momentach?
Od paru lat najbardziej wspiera mnie chłopak, który rozumie problemy sportowe, ponieważ sam też trenuje. Od zawsze wspierają rodzice, na własny sposób.

Z jakimi reakcjami w środowisku szeroko pojętym sportowym spotykasz się, kiedy ktoś pozna Twoją historię?
Czasem ludzie nie wierzą.

Co chcesz pokazać innym poprzez starty w triathlonie i w innych sportach?
To, że się da. Pomimo wszelkich przeciwności losu, choćby nie wiadomo, jak wydawało by się niemożliwe, odpowiednia motywacja i upór w działaniu przyniosą sukces.

Jakie masz cele i marzenia związane z triathlonem?
Mam wiele planów, krótko i długo terminowych. Czeka mnie sporo pracy, ale w skrócie chcę mocno zaistnieć w triathlonie.

Rozmawiał: Przemek Schenk
foto: materiały prywatne

Pokaż więcej

Powiązane artykuły

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Back to top button
X