Wiadomości

Ironman Lanzarote, czyli mieszanka uczuć

Duma, radość, walka, ból, rozgoryczenie. Takie uczucia towarzyszyły Jackowi Marciniakowi, który podzielił się wrażeniami po zawodach w Lanzarote.

– To był wyścig, na który bardzo długo czekałem i który mnie nie zawiódł. Chodzi głównie o aspekt sportowy samego wyzwania, zmagań z wiatrem, słońcem i przewyższeniami na trasie kolarskiej, ale także wbrew pozorom również na biegowej. 85 procent trasy maratonu to przy oceaniczna promenada ciągnąca się przez całą miejscowość turystyczną Puerto del Carmen. Promenada szczególnie w centrum jest bardzo pofałdowana – opisuje Jacek Marciniak.

Najlepsze przygotowania w życiu

– Byłem przygotowany do tych zawodów jak do żadnych innych w życiu. Znałem dobrze trasę. Plan treningowy do tego startu realizowałem bez większych przeszkód już od listopada 2020 z małą przerwą na kwarantannę i dojście do dyspozycji po przechorowaniu na Covid -19. Trasę znałem z relacji Darka Dąbrowskiego, który na Ironman Lanzarote startował z powodzeniem dwa razy. Na dodatek nasz nestor IRONMAN Marek Musiał również w wielu relacjach opowiadał o tym miejscu. W 2019 roku Marek na jednym ze zjazdów miał groźny wypadek i nie ukończył zawodów. Natomiast rok wcześniej wywalczył na Lanzarote slota na Hawaje. Miałem również okazję miesiąc przed zawodami polecieć na wyspę i zrobić rekonesans trasy – opowiadał Marciniak.

Przebieg zawodów

– Mój start oceniam pozytywnie, ale pozostaje duży niedosyt, ponieważ nigdy nie byłem (jestem) tak blisko kwalifikacji na Hawaje. Mogę być zły tylko sam na siebie za to, że na maratonie już po siedmiu kilometrach zabrakło po prostu prądu. Po jednej godzinie w wodzie i niemal sześciu spędzonych na rowerze przy ekstremalnie  wietrznej i upalnej pogodzie gdzieś musiała przyjść bomba. Mam doświadczenie, bo to nie mój pierwszy start w zawodach na pełnym dystansie. Liczyłem się z tym i oczekiwałem rozładowania baterii gdzieś w okolicach 21 km i byłem w jakimś sensie na to przygotowany (zestaw recovery w strefie Special Needs). Natomiast kryzys przyszedł dużo za wcześnie, gdy do połowy maratonu było jeszcze bardzo daleko. Tempo z planowanego zaczęło bardzo spadać, ale nie było to spowodowane odwodnieniem, czy zaniedbaniem suplementacji na rowerze. Strategia żywieniowa przebiegała jak dotąd prawie idealnie. No właśnie prawie. Gdzieś jednak musiał być popełniony błąd a może na takie zawody nie da się przygotować na wszystkie okoliczności? Jestem w trakcie analizowania i wyciągania wniosków. Wracając do startu. Po kryzysie wdrożyłem plan B i walka rozpoczęła się na całego.

Zobacz też rozmowę z Jakubem Rucińskim

– Niestety org zagubił mój zestaw „ratunkowy” w strefie SN. Razem z wolontariuszami szukaliśmy go wspólnie przez około 1,5 minuty, po czym machnąłem ręką, „zadowalając” się kubkiem iso oraz wody. Po 31km podjąłem próbę przyspieszenia, ale było to już tempo bardzo wolne jak dla mnie, czyli bieg, a raczej jogging w okolicach 5min/km. Informacja z trasy o moim aktualnym miejscu w AG 40-44 również nie była motywująca, ponieważ moja druga połowa Sylwia poinformowała mnie, że tracker wskazuje, że jestem w okolicach 20-21 miejsca. W mojej głowie pozostawała od tego momentu myśl, że aby zgarnąć slota, trzeba być w okolicach Top 10 mojej AG. Tak przynajmniej wyglądało to historycznie. Ostatecznie dotarłem na metę kompletnie wyczerpany, ale w sumie szczęśliwy z finałowym czasem zawodów 11:00:04. Tym samym zająłem 21 miejsce w M40-44 – mówi Jacek Marciniak.

Huśtawka odczuć

– Zaraz za metą jeszcze na adrenalinie pomyślałem, że to wspaniałe ukończyć najtrudniejszy wyścig z serii Ironman na świecie, lecz tuż po ochłonięciu byłem rozgoryczony przebiegiem mojego maratonu. W moim zasięgu w tym dniu był wynik w okolicach 10:42 – 10:45. Planem były okolice 10:15-10:20, ale to było raczej niemożliwe tego dnia. Wówczas na Lanzarote warunki nie były normalne. Tu wiatr wieje zawsze bardzo silny, ale bardzo rzadko aż z prędkością 40km/h – przyznaje Marciniak.

Nie jedzie się po wynik

– Same zawody zdecydowanie polecam, ale tylko tym, którzy są już zaznajomieni z dystansem długim. Tu nie jedzie się po wynik i PB. Tu startujesz, aby spuścić sobie maksymalny wpiernicz i wbiegać na metę na czworaka, ale zapewniam, że to wszystko obywa się w pięknych oraz wymagających okolicznościach przyrody. Trasa jest wspaniała od samego początku do końca. Pływanie w oceanie cudowne, ale wymagające, rower brak słów, a bieg to już zależy. Natomiast dopingu i kibiców na pewno na trasie nie zabraknie. Okrzyki Vamos, Venga, Campeone… ect, słuchać na każdym metrze biegu. Kto wie, czy ten wyścig nie pojawi się jeszcze kiedyś w moim kalendarzu? Nie powiedziałem tutaj ostatniego słowa i nie postawiłem kropki nad M – zapewnia Marciniak.

Dobre miejsce na urlop

– Samo Lanzarote to chyba najmniej popularna w naszym kraju wyspa Kanaryjska. Sam się zastanawiam i nie wiem dlaczego. Szczerze to mogę z czystym sumieniem i pełną rekomendacją polecić ją na urlop. Więcej o samym pobycie, wrażeniach z wyspy oraz wnioskach wysuniętych z samego startu plus zestawienie trochę danych i cyferek z licznika piszę aktualnie na swoim blogu. Wszystkich zainteresowanych startem na Lanzarote jak i większą ilością informacji zapraszam na Endutrition.pl – mówi Marciniak.

– Teraz już koncentruję już na dalszej systematycznej praca, ponieważ już za miesiąc przede mną kolejny IM tym razem w innych okolicznościach przyrody, bo na samej północy – Ironman Finlandia. Chyba że się IM – WTC się o mnie jeszcze upomni, to trzeba będzie zweryfikować plany. Bo jak to mówią „Anything is Possible – kończy Jacek Marciniak.

Jacek Marciniak, endutrition

Pokaż więcej

Powiązane artykuły

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Back to top button
X