Rozmowa

Tri w kolorze blond zafascynowana ultra triathlonem

Aleksandra Krawczyk zaliczyła mistrzowski debiut na podwójnym Ironmanie, wygrywając te zawody. Popularna Tri w kolorze blond nie ukrywa, że dystanse ultra powoli stają się dla niej nową drogą sportową.

Czy ochłonęłaś już po niedawnym debiucie na podwójnym Ironmanie, gdzie byłaś najszybszą kobietą?
Nie, nadal emocje trzymają. Zamierzam cieszyć się tym startem tak długo jak tylko się da.

Ile czasu zajęło Ci dojście do siebie pod kątem fizycznym po tych zawodach?
Trudno dokładnie stwierdzić. Dobre samopoczucie to jedno, a to co dzieje się wewnątrz mojego organizmu to drugie. Trzy dni po zawodach wybrałam się do fizjoterapeuty, który stwierdził, że moje ciało jest w bardzo dobrej kondycji. Miałam wrażenie, że dosyć szybko doszłam do siebie pod kątem fizycznym. Po kilku dniach od startu czułam, że mięśnie są już odciążone. Nawet miałam ochotę zrealizować jakiś lekki rozruch. Ostatecznie zdecydowałam, żeby dać organizmowi więcej czasu na regenerację. Do spokojnych treningów powróciłam tydzień po zawodach. Zmęczenie mięśni dawało o sobie znać. Z ciekawości zrobiłam sobie kompleksowe badania krwi i moczu, aby sprawdzić jakie „spustoszenie” w organizmie spowodowało ukończenie Double Ironman’a. Byłam bardzo pozytywnie zaskoczona, bo dawno nie miałam tak książkowych wyników.

Z jakim nastawieniem jechałaś do Austrii?
Żeby być najlepszą wersją siebie i czerpać przyjemność z każdej minuty tego startu.  Cieszyłam się, że będę mogła spełnić swoje marzenie i sprawdzić się na dystansie Ultra triathlonu. Od ostatniego mojego debiutu minęło 5 lat i już od jakiegoś czasu potrzebowałam nowego wyzwania.

Towarzyszył Ci Support podczas tego wyjazdu. Na czyją pomoc mogłaś liczyć na miejscu?
Moje przyjaciółki, Asia, Ania, Aga i Julita. Ich pomoc była nieoceniona. Wspierały mnie nie tylko podczas samego wyjazdu, w trakcie zawodów, ale i wiele tygodni przed. Jestem im ogromnie wdzięczna za pomoc. Dzięki nim nie tylko miałam spokojną głowę przed i w trakcie startu, ale i udało mi się, pomimo wielu przygotowań, zregenerować przed zawodami. Kiedy to ja skupiałam się na nic nierobieniu,  same angażowały się w wiele działań i logistykę związaną z przygotowaniem naszych namiotów na zawody itd. Wszystko sumiennie przygotowały. Jeśli chodzi o same zawody, to pomoc Supportu jest bezcenna. Ich wsparcie przerosło moje oczekiwania. Nie spodziewałam się, że każda moja prośba będzie przez nie zrealizowana. Podnosiły także moje morale podczas kryzysów. Nie tylko bardzo mnie motywowały, ale i nawet towarzyszyły mi na biegu. Gdyby nie moje Dziewczyny, to nie udałoby mi się ukończyć tego startu.

Jak czułaś się na trasie?
Dzięki mojemu Pink Supportowi na starcie pojawiłam się zregenerowana i wyspana. Pogoda była piękna i słoneczna, co tylko podkreślało mój fantastyczne samopoczucie. Na pierwszy etap triathlonu szczególnie czekałam, bo w końcu pływanie zawsze relaksuje mnie. Tym razem nie było inaczej. Od samego początku złapałam dobry równy rytm i przez to nie chciałam się zatrzymywać na uzgodnione z dziewczynami przerwy. Ten etap rywalizacji minął mi jak jedna chwila. Na początku części kolarskiej czułam się fenomenalnie. Mieliśmy do pokonania ponad 40 pętli po około osiem kilometrów. Trasa kolarska przebiegała w małym miasteczku, tuż przy granicy ze Słowenią. Do 165 kilometra było ciepło i słonecznie, a nagle nastąpiło załamanie pogody. Zaczął wiać intensywny wiatr. Później spadł deszcz z gradem. Doszła do tego też burza. Takie warunki mieliśmy przez kolejne trzy godziny jazdy. Następnie zaszło słońce i jechałam po ciemku przez kilka godzin. Obawiałam się tego etapu, ale dzięki odpowiedniemu doboru ubrań kolarskich czułam się dobrze. Ostatni etap triathlonu to już zupełnie inna historia. Tutaj stoczyłam największą walkę z moją głową i z najbardziej ekstremalnym wysiłkiem w moim życiu.

Który etap wyścigu był dla Ciebie najcięższy?
Najtrudniejszym etapem wyścigu był dla mnie bieg. Pierwsze 30 kilometrów minęło bardzo sprawnie. Byłam zaskoczona, że bo po przejechaniu tych 360 kilometrów na rowerze, czułam lekkość w nogach. Ten pierwszy odcinek podniósł moje morale. Odrzuciłam obawy, ale niestety po pierwszej dłuższej przerwie na bardziej konkretny posiłek, niż żele czy musy owocowe, zaczęło się robić coraz ciężej. Odezwało się zmęczenie. Do tego nocny bieg nie należał do najłatwiejszych. Każda pętla miała niecałe 2 kilometry. Trasa co do zasady płaska, ale miała jeden mały podbieg. Niby niepozorny, ale jak się w sumie pokonywało go kilkadziesiąt razy, to dało 400 metrów przewyższeń. Na szczęście na tym etapie triathlonu można było liczyć na wsparcie Supportu. Dziewczyny były przygotowane, że w razie potrzeby przebiegną obok mnie część dystansu. Kto by się spodziewał, że kryzys pojawi się u mnie tak szybko i że Ania pokona za mną 50 kilometrów.

Kiedy pojawił się pierwszy kryzys?
Pierwszy mały kryzys pojawił się na etapie kolarskim, kiedy spadł grad z deszczem. Zrobiłam sobie krótką przerwę w namiocie, aby się przebrać w odpowiednie do pogody ubrania. Widok strug deszczu lekko zniechęcił mnie, ale szybko wróciłam na trasę i kontynuowałam jazdę w takich warunkach atmosferycznych. Kolejny kryzys pojawił się na biegu i mam wrażenie, że trwał już do samego końca wyścigu ( śmiech). Wówczas stoczyłam gigantyczną walka ze zmęczeniem oraz z myślami w swojej głowie. Czułam, że organizm był jak tak wyczerpany, że miał dosyć i chciał odpocząć. Aczkolwiek wiedziałam, że nie mowy abym zeszła z trasy.

Co czułaś, wbiegając na metę?
Tego nie da się opisać słowami. Burza emocji rozpoczęła się już na ostatniej pętli, którą biegłam z moimi Dziewczynami trzymając w ręce flagę Polski. To był kluczowy moment, który podkreślił nieocenioną rolę mojego Pink Supportu podczas całych zwodów na dystansie Double Ironman. Ten wyścig pokonałyśmy razem. Dzięki tej fantastycznej kooperacji i ogromnego wsparcia dziewczyn osiągnęłyśmy wspólny sukcesu. Wbiegając na metę czułam wdzięczność, euforię, ulgę, satysfakcję, spełnienie i przeogromną radość! 

Czy to było dla Ciebie najcięższe wyzwanie sportowe w dotychczasowej przygodzie z triathlonem?
Tak.

Czego dowiedziałaś się o sobie po tym starcie?
Chcieć, to móc. Nie należy odkładać marzeń na bok. Trzeba wierzyć w siebie oraz we własne możliwości. Jeżeli włożymy w nasze działania serce  to możemy bardzo wiele osiągnąć.

Czy po tych zawodach chciałabyś dalej startować w ultra?
Oczywiście! Ostatnie miesiące, od kiedy rozpoczęłam przygotowania do zawodów na dystansie Double Ironman, wiele nauczyły mnie o sobie. Zauważyłam ile radości czerpię z tych wielu godzinnych aktywności i z jaką łatwością mój organizm adaptuje się do objętości treningowych. Paradoksalnie taką ultra dynamikę udało mi się bez większych problemów i wyrzeczeń wkomponować pomiędzy inne sfery mojego życia- pracę na etacie oraz życie osobiste. Co najważniejsze moje zdrowie nie ucierpiało po tym starcie. Może powoli rodzi się moja nowa droga. 

Czy planujesz jeszcze jakieś starty w tym sezonie?
W tym sezonie został mi jeszcze jeden start. Są to Mistrzostwa Świata IM 70.3 w St. George w Utah. Po tych zawodach czeka mnie w końcu, po intensywnym roku, roztrenowanie.

Rozmawiał: Przemek Schenk
foto: materiały prywatne

Pokaż więcej

Powiązane artykuły

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Back to top button
X