Kinożer

Trener

Tytuły filmów o trudnych relacjach nastolatków z ich mentorami można by wymieniać w nieskończoność. Wystarczy wspomnieć o „Wytańczyć marzenia”, gdzie Antonio Banderas wprowadzał krnąbrną młodzież w tajniki tańca towarzyskiego. Na myśl przychodzi też „Gang z boiska”, w którym wychowankowie poprawczaka otrzymywali lekcję życia od samego Dwayne’a „The Rocka” Johnsona. Sprawia to, że seans „Trenera” wydaje się zwyczajną powtórką z rozrywki. Tego wrażenia nie zacierają przerysowani i sztampowi bohaterowie drugoplanowi. Wśród nich prym wiedzie Timo Cruz (Rick Gonzalez) – Latynos, który w przerwach od zajęć zajmuje się dilerką.   

Film Thomasa Cartera ma jednak wielką zaletę. Jest nią Samuel L. Jackson. Aktor, wcielający się w rolę tytułowego trenera, charyzmą kradnie każdą scenę. Rozstawia po kątach partnerujących mu kolegów, między innymi Channinga Tatuma, który wtedy nawet nie śnił o obecnym statusie supergwiazdy. Pozostali aktorzy wpisują się w powierzone im role, odgrywając je boleśnie schematycznie. Szczególnie razi postać Kenyona (Rob Brown), którego perypetie z dziewczyną (Ashanti), niepotrzebnie odwracają uwagę i wydają
się być wciśnięte na siłę.

Niektórych drażnić mogą także fabularne klisze i szablonowi bohaterowie. Jednak mimo wad, „Trenera” ogląda się dobrze. Nie jest to dzieło wybitne. Ale gra aktorska Samuela L. Jacksona i świetne zdjęcia pozwalają poczuć emocje towarzyszące młodym ludziom, którzy swą przyszłość zawdzięczają poświęceniu jedynego człowieka, który w nich uwierzył.

Pokaż więcej

Powiązane artykuły

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zobacz również
Close
Back to top button
X