Rozmowa

Damian Lewandowski ustanowił rekord Polski na dystansie 5-krotnego Ironmana

W mediach pojawiła się informacja, że pierwszym Polakiem, który ukończył 5-krotnego Ironmana jest Piotr Młynarczyk. Lecz Ty się z tym nie zgadzasz. Jak wygląda sytuacja z Twojej perspektywy?
Wbiegając na metę słyszałem słowa spikera: „Proszę Państwa, miejcie to na uwadze, Damian jest PIERWSZYM POLSKIM SPORTOWCEM, który ukończył wyścig na dystansie pięciokrotnego Ironmana. Świetny występ (…)”. Sędzia główny zawodów na mecie gratuluje mi osiągnięcia. Jestem w niebie. A w mediach puszczana jest informacja, że pierwszym Polakiem, który ukończył ten dystans jest Piotr Młynarczyk. Cały mój team, koledzy oraz znajomi są w szoku. Myśleliśmy że to jakaś pomyłka. Dodatkowo, to co mnie najbardziej irytuje, to fakt, że w artykule Piotra nie ma wzmianki o wynikach. Umieszczone jest tylko lakoniczne stwierdzenie, że w zawodach brało udział 30 zawodników, z czego trzech Polaków. Żeby jeszcze jakaś wzmianka w tekście np. o rekordzie Polski, albo choćby o samych wynikach. To byłoby przyzwoicie. Ja przecież wyprzedziłem moich polskich rywali. Jednego o ponad 13 godzin, a drugiego o ponad 19 godzin. Obecnie kiedy emocje opadły, po prostu czuję żal, że „ktoś” wpadł na taki fajny pomysł, jak zmanipulować opinię publiczną. Mogę się jedynie domyślać, że sponsorzy moich rywali, gdy dowiedzieli się, że ja startuję w zawodach uknuli taką intrygę. Mam przecież na koncie trochę występów, w tym 12 miejsce na Mistrzostwach Świata w Triple Ironman. Teoretycznie moi polscy rywale nie powinni mieć ze mną szans. W praktyce po prostu była deklasacja. To była taka ustawka medialna, aby sponsorzy byli zadowoleni. Ja od kilku dni tłumaczę znajomym, że nie przegrałem tylko wygrałem. Niektórzy myślą nawet, że byłem trzecim Polakiem. Zawody w ultra triathlonie w Austrii zawsze są organizowane na basenie. Z tego względu organizator musi tak rozegrać tę część pływacką, aby zawodnicy zmieścili się na pływalni. Dlatego zawodnicy są podzieleni na dwie grupy. Jedna startuje wcześniej,  druga później. Słabszych puszcza się w tej pierwszej fali, żeby mieli więcej czasu na ukończenie zawodów. Ja z Piotrem byliśmy przewidziani do startu w drugiej grupie, a Mateusz w pierwszej. Przed zawodami Piotr poprosił o przeniesienie do wcześniejszej fali. Argumentował to kończącymi się winietami. Organizator wyraził zgodę. Różnica między startami wynosiła 17 godzin. Mój team zapytał sędziego czy to ma jakikolwiek wpływ na wyniki końcowe. Odpowiedź była, że nie ma to najmniejszego znaczenia. Gdybym dostał informację, że zawodnicy startujący w pierwszej fali są „uprzywilejowani” na pewno bym interweniował. Oczywiście regulamin nie przewiduje żadnego uprzywilejowania. Sport ma być czysty, a wszyscy mają takie same szanse. Chronologicznie wbiegł najpierw na metę Piotr, później ja, a na końcu Mateusz. Na liście wyników wygląda to następująco:

10 miejsce Open: Damian Lewandowski: 97:45:56
17 miejsce Open: Piotr Młynarczyk: 110:58:05
18 miejsce Open: Mateusz Pietruliński: 116:52:53

Tłumaczenie się z takiej sytuacji jest dla mnie bardzo krępujące i żenujące. W tej chwili wylewa się na mnie fala hejtu ze strony znajomych Piotra i Mateusza.
 

Czy ktoś wcześniej próbował wyjaśnić całą sytuację?
Jesteś pierwszym dziennikarzem, który stara się wyjaśnić tą chorą sytuację. Dzwoniąc do mnie też myślałeś, że przegrałem w tych zawodach. Wcale się temu nie dziwię. Ludzie czytają nagłówki. Komu by przyszło do głowy sprawdzać wyniki.
 

Dowody Damiana

Czy masz jakieś dowody potwierdzające Twoje stanowisko?
Oczywiście dysponuję nagraniem z mety zawodów, które potwierdza moje słowa. Na mojej stronie na Facebooku jest ono dostępne. Mam też listę startową, zgodnie z którą Piotr powinien startować razem ze mną – w drugiej fali. Wysłałem również wiadomość do organizatorów, aby wydali w tej sprawie stosowane oświadczenie. Czekam na odpowiedź.
 

Jak oceniasz uzyskany wynik z tych zawodów?
Jestem bardzo szczęśliwy z dziesiątego miejsca w zawodach, gdzie dwóch zawodników poprawiło poprzedni rekord świata na dystansie 5xIM. To spełnienie marzeń. Jako amator oraz nauczyciel matematyki w szkole średniej dokonałem czegoś niesamowitego. Oprócz wymiaru sportowego, to dużo radości sprawił mi fakt, że wielu kolegów pomogło mi w udziale i przygotowaniach w zawodach. To była bezinteresowna pomoc. Zostałem doceniony przez nich jako człowiek. Z tego jestem chyba najbardziej wdzięczny.
 

Jaka to była pomoc?
Gdy cztery miesiące przed zawodami, poinformowałem kolegów o tym starcie to od razu zaczęli działać. Powiedzieli, żebym skupił się na treningu, a oni się wszystkim zajmą. Założyli stronę na Facebooku. Zrobili zrzutkę. Poinformowali niektóre media o moim starcie (Adam Kazimierczyk, Tomek Górecki, Jarek Sosnowski, Paweł Wiśniewski, Tomek Nowakowski). Potem moi przyjaciele pomagali, jak mogli. Dlatego jestem szczęśliwy z powodu sportowego oraz ludzkiego.
 

Co działo się na mecie?
Zawodnik Jurij Tarca, którego zepchnąłem na 11-stą pozycję, zachował się znakomicie. Jego marzeniem było zajęcie miejsca w czołowej dziesiątce. Na mecie podszedł do mnie. Wręczył czeskie zimne piwo. Potem zaczął klaskać. Mój team zapytał go dlaczego się cieszy, bo wypada z pierwszej dziesiątki. Przecież ja go wyprzedziłem i nie spełnił marzenia. Jurij odpowiedział coś w rodzaju, że on może mnie wyprzedzić. Bardzo się wzruszyłem. Gratulował mi, a ja wypiłem to piwo. Niby przeciwnik, a tak naprawdę przyjaciel. Potem przybiegł do mnie zwycięzca zawodów oraz rekordzista świata Richard Jung. Pogratulował mi ukończenia startu. Dla takich chwil człowiek żyje.
 

Co zdecydowało o tym, że rozpocząłeś przygodę z triathlonem?
Przez całe życie lubiłem sport. Na początku wiele lat trenowałem karate. Później po studiach, zacząłem pracę zawodową. Założyłem rodzinę. Zrobiłem doktorat na Politechnice Wrocławskiej w 2011 roku. Od tamtej chwili miałem więcej czasu, aby się poruszać. Zdecydowałem się na debiut w triathlonie.
 

Gdzie wtedy wystartowałeś?
Stanąłem na starcie lokalnych zawodów w moim rodzinnym Płocku na dystansie sprinterskim. Spodobał mi się ten sport. Potem powoli z każdym rokiem, startowałem na dłuższych dystansach. Kiedy zrobiłem dwa Ironmany w Malborku oraz Borównie chciałem spróbować czegoś nowego. Same poprawianie czasów to nie dla mnie. Ja mam duszę himalaisty, który chce zdobywać nowe szczyty.
 

Kiedy wystartowałeś w pierwszym ultra?
Było to w Słowenii w 2016 roku. To była piękna przygoda. Narobiłem tam sporo błędów m.in.: żywieniowych oraz taktycznych. Jednak najważniejsze jest to, że dotarłem na metę. Nawet zająłem trzecie miejsce w kategorii wiekowej. Rok później wystartowałem, jako pierwszy Polak na Mistrzostwach Świata w potrójnym Ironmanie. Tam zająłem przyzwoite 12 miejsce. W zeszłym roku udało mi się zrobić dwa Ironmany w Polsce. Dałem radę pokonać granicę 10 godzin. Takimi krokami doszedłem do dystansu 5-krotnego Ironmana.
 

Co ci się spodobało w triathlonie?
To, że łączy trzy dyscypliny. Można pływać, jeździć na rowerze i biegać. To jest dla mnie wspaniała sprawa. Trudno mi byłoby zrezygnować z którejś z dyscyplin. Najbardziej lubię rower, ale bieganie po lesie też kocham. Pływanie to trening ogólnorozwojowy. Przyda się każdemu.
 

Kto jest Twoim trenerem, który Ciebie przygotowuje do zawodów?
Nie mam takiej osoby. Sam układam sobie plan treningowy i go realizuję. Nie mam też wsparcia dietetycznego. Trenuję metodą prób i błędów. Jestem zawsze szczęśliwy, kiedy zrealizuję dany pomysł i dodatkowo okaże się sukcesem.
 

Skąd wziął się pomysł na próbę ukończenia pięciokrotnego Ironmana?
Miałem na koncie ukończonego dwukrotnego oraz trzykrotnego Ironmana. Szukałem czegoś nowego. To była naturalna konsekwencja. Dlatego zapisałem się na te zawody. To był mój debiut. Ale nie przypuszczałem, że uda mi się go ukończyć na tak wysokim miejscu oraz ustanowić rekord Polski.
 

Czy planujesz próbę ukończenia dziesięciokrotnego Ironmana?
Wiem, że byłbym w stanie to zrobić. Na tym 5- krotnym Ironmanie dobrze się czułem. W porównaniu do większości zawodników, biegłem do końca. Gdyby te zawody trwały dłużej to bym nadal mógł funkcjonować. Szacuję, że w pół roku byłbym w stanie się do tego przygotować. Ale ja kończę pseudo karierę triathlonową na tym 5-krotnym Ironmanie. To było takie zwieńczenie całego wysiłku.
 

Jak wyglądały przygotowania do Ultra Triathlon Quintuple?

Do tego musiałem namówić żonę. To nie było wcale proste. Można powiedzieć, że namówienie żony, to jest czwarta konkurencja ultra triathlonu. Kiedy to się udało, zacząłem treningi. To było cztery miesiące przed zawodami. Jednego dnia zajmowałem się bieganiem. Następnego jeździłem rowerem itd. Robiłem tak na zmianę. Wydłużałem też pokonywane dystanse. Doszedłem do dwóch ciężkich treningów dziennie. W kulminacyjnym momencie to było tygodniowo 500 kilometrów rowerem, 130 kilometrów biegu oraz dwie jednostki pływania.

W jakim stopniu przygotowania wpływały na życie rodzinne?
To było straszne. Miałem cztery miesiące wyrwane z życia. Kończyłem pracę oraz obowiązki domowe i szedłem biegać o 18, 19 godzinie. Trenowałem też po nocach. Ten okres kosztował mnie bardzo dużo. Ale było warto. Teraz jestem szczęśliwym człowiekiem.
 

Jak wyglądało w Twoim przypadku przygotowanie logistyczne do tego dystansu?

Po prostu moi koledzy pomogli mi wszystko zorganizować. Jeden miał duży samochód. Pojechał ze mną. Był odpowiedzialny za transport. Pojechaliśmy dwoma autami. Po raz pierwszy podczas zawodów ultra nie miałem problemów logistycznych. Mieliśmy mnóstwo miejsca. Zabrałem m.in.: kuchenki gazowe, leżaki, trzy rowery oraz… lodówkę. Jestem strasznie wzruszony, że mogłem liczyć na pomoc tak wielu osób.
 

Ile osób miałeś w ekipie wspomagającej oraz kto za co odpowiadał?
Moja żona Monika była odpowiedzialna za przygotowanie jedzenia. Masowała mi nogi, kiedy doskwierały mi bóle. Na zawodach był mój przyjaciel Michał Ruciński. Towarzyszył mi po raz trzeci na starcie ultra. Odpowiadał za załatwienie różnych spraw organizacyjnych. Ostatniego dnia przebiegł ze mną na zawodach 40 kilometrów. Byli też Tomek i Klaudia Nowakowscy. Tomek odpowiadał za transport. Oprócz tego, gotował mi oraz sprawdzał prognozy pogody. Kontrolował, kiedy mam odpoczywać, a kiedy jechać na rowerze lub biegać. Na starcie był też Waldek Gieres. On jest prezesem Płockiego Towarzystwa Triathlonu Delta. W tym roku klub obchodzi 25-lecie istnienia. Fajnie się złożyło z tym moim startem. Waldek miał za zadanie pomaganie w razie problemów technicznych na rowerze. Jestem mu wdzięczny. Bo pojechał w zastępstwie. Dzień przed wyjazdem na zawody, mój serdeczny przyjaciel Leszek Bukowski wycofał się z wyjazdu z powodów rodzinnych. Bez tych wszystkich osób mój sukces nie byłby możliwy.  
 

Kończę karierę na długich dystansach

Dlaczego kończysz karierę?
Mam wspaniałą rodzinę, dwoje dzieci Igorka oraz Zuzię. Mój syn idzie do klasy ósmej. Za rok będzie składał papiery do liceum. Dlatego musimy więcej popracować naukowo w domu, żeby się dostać do lepszego liceum. Więc nie zamierzam robić 10-rotnego Ironmana z powodów rodzinnych. Pewnie zdarzy mi się pościgać na krótszych dystansach. Nie wykluczam sporadycznych udziałów w zawodach na dystansach do Ironmana.
 

Czujesz się sportowo spełniony?
Oczywiście, to co chciałem to osiągnąłem. Choć nie spodziewałem się takich sukcesów. Mam wspaniałe dzieci oraz wspierającą żonę. Do tego najlepszych przyjaciół, więc co tu można więcej chcieć od życia.
 

Dziękuję za rozmowę.
 

Przemysław Schenk
foto: materiały prywatne
 

Czytaj także:

Piotr Młynarczyk pierwszym Polakiem na mecie 5-krotnego Ironmana

Pokaż więcej

Powiązane artykuły

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Back to top button
X