Rozmowa

Jacek Tyczyński: Nie miałem „dnia konia”

Zajął drugie miejsce na 1/4IM w Ślesinie. Do tego dobre starty zanotowali jego podopieczni. Jacek Tyczyński szykuje się na zawody w Suszu.

Jakie masz odczucia po starcie w Ślesinie?
To był start, na którym nie czułem się rewelacyjnie. Mimo to pozwoliło mi to na zajęcie drugiego miejsca. To cieszy, natomiast różnica pomiędzy Robertem, a mną była za duża. Stać mnie na więcej.

Jak czułeś się na trasie?
Na trasie miałem mieszane uczucia. W wodzie odczuwałem wrażenie, że płyniemy wolno, a kiedy próbowałem prowadzić w grupie, czułem, że jest ciężko. Na rowerze na pierwszej pętli czułem się bardzo średnio. Na drugiej odżyłem. Bieg natomiast był rewelacyjny, 3:18/km to bardzo dobre tempo na niełatwej trasie.

Czy drugie miejsce na 1/4IM i czas 1:55:05 spełniły Twoje przedstartowe oczekiwania?
Nie wiedziałem do końca, czego się spodziewać pod kątem wyniku czasowego jak i miejsca. Przed startem nie czułem świeżości, dlatego nie miałem konkretnych oczekiwań.

Jak przebiegała sama rywalizacja?
Rywalizacja tego dnia była specyficzna. Robert odjechał nam na samym początku, większość zawodników jechała zupełnie sama. Ja również, do 40 kilometra jechałem, nie mając nikogo w zasięgu wzroku. Na biegu po wyprzedzeniu drugiego Maćka Bodnara na 3-4 kilometrze samotnie i pewnie zmierzałem już do mety. Odstępy między nami były spore, więc każdy robił trochę swój wyścig, przynajmniej ja tak miałem.

Zobacz też rozmowę z Tomaszem Rudnikiem

W którym momencie poczułeś, że to nie jest tzw. dzień konia?
Ogólnie rzadko czuję dzień konia (śmiech). Tego dnia od początku nie czułem specjalnego gazu. W triathlonie na dłuższych dystansach jest też tak, że nie musisz czuć spektakularnego powiewu świeżości, żeby mieć dobry start. Tak też do tego podchodzę. Natomiast tego dnia czułem się trochę jak na treningu.

Czemu zawdzięczasz tak wysokie miejsce mimo nie najlepszego samopoczucia na trasie?
Myślę, że zdecydował o tym dobry bieg. Po latach systematycznego treningu nawet w gorszy dzień nie schodzisz poniżej pewnego poziomu. Ten sezon wyraźnie mi to pokazuje. Pojawiła się powtarzalność, a z tym pewność siebie. Nawet przy pewnym poziomie zmęczenia jestem w stanie dowieźć niezłe liczby.

Oprócz Ciebie wystartowali też Twoi podopieczni. Jak oceniasz ich starty jako trener?
Większość startujących była na pudle w kategoriach wiekowych. Kasper Tochowicz był najlepszym amatorem. Krzyśkowi Owczarkowi zabrakło sekund do złamania dwóch godzin. Karol Kozak utrzymywał się na rowerze w okolicach Sergiusza Sobczyka i Łukasza Kalaszczyńskiego, kończąc z wynikiem 2:04. Dawid Musiał, czy Maciek Rycyk zajęli czołowe miejsca w kategoriach z czasami 2:05. Marcin Chojnacki był trzeci w kategorii z życiówką i czasem 1:08, jadąc na rowerze szosowym. Wojtek Stefański wygrał kategorię na 1/8, Gabriela Kaczka była na pudle w kategorii. To był naprawdę udany dzień w biurze (śmiech).  Cała ekipa Triwise Team zaliczyła udany weekend w Ślesinie jak i w Rzeszowie.

Przed tymi zawodami spędziłeś kilka dni na obozie w Szklarskiej Porębie. Jak wyglądał ten wyjazd?
W Szklarskiej byłem ze sporą grupą moich podopiecznych, z którymi realizowaliśmy sporo sesji razem. Udało się stworzyć świetny klimat i środowisko do ciężkiej pracy. Jestem bardzo dumny z tego, jak przełożyło się to na wyniki w miniony weekend, bo każdy z uczestników miał naprawdę udany start!

Czy były jakieś założenia na tym mini zgrupowaniu?
Pracować ciężko, odpocząć i bawić się dobrze! Do tego poznać się lepiej i spędzić ten czas wspólnie, zabierając ze Szklarskiej wspomnienia, wiedzę i formę.

Jak wyglądają najbliższe plany?
Susz triathlon, a potem wracamy do Szklarskiej.

Rozmawiał: Przemek Schenk
foto: materiały prywatne

Pokaż więcej

Powiązane artykuły

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Back to top button
X