Rozmowa

Jaskółka: W polskim triathlonie brakuje młodzieży

W triathlonie jest od 25 lat. Dwukrotnie reprezentował Polskę na igrzyskach. Marek Jaskółka dzieli się typami na olimpijskie wyścigi oraz m.in. porównuje triathlon w Polsce oraz w Niemczech.

Jako były olimpijczyk czekasz z wypiekami na twarzy na rywalizację młodszych kolegów, czy już masz do tego dystans?
Mam dystans, ale jestem podekscytowany i cieszę się na rywalizację mężczyzn i kobiet w niedzielę oraz poniedziałek. Jestem ciekawy przebiegu tych wyścigów.

Kto jest Twoim faworytem wśród mężczyzn?
Moim faworytem jest Vincent Luis, czyli mistrz świata z zeszłego roku. Choć to jest wielka niewiadoma, bo poprzedni sezon był trudny dla wszystkich. Wielu zawodników nie miało dobrych warunków do treningów. Nie mieli, gdzie startować. Praktycznie wszystkie zawody odpadły oprócz MŚ i paru innych. Więc było bardzo mało imprez na wysokim poziomie. W tym roku faktycznie odbyły się tylko dwa wyścigi z serii MŚ w Yokohamie oraz w Leeds. Nie wszyscy zawodnicy z listy olimpijskiej wystartowali w nich. To jest wielka niewiadoma, co będzie się dziać.

ROZMOWĘ Z MARKIEM JASKÓŁKĄ MOŻNA TAKŻE POSŁUCHAĆ 

Mimo to myślę, że Luis pokażę się z dobrej strony. Mam na liście też bardzo młodego zawodnika z Wielkiej Brytanii, Alexa Yee. Wygrał wyścig w Leeds. Jest w stanie fenomenalnie pobiec, na pewno poniżej 30 minut. Nazwałbym go czarnym koniem. Trzeba też zwrócić uwagę na Norwegów. Po medal olimpijski mogą sięgnąć zarówno: Kristian Blummenfelt, Gustav Iden czy Casper Stornes. Jest kilku kandydatów do medali. Mam takie życzenie, aby mój podopieczny, Niemiec Justus Nieschlag był wysoko. Trenowałem go jeszcze za czasów, kiedy byłem trenerem niemieckiej kadry. Nadal mam z nim kontakt i wiem, że jest dobrze przygotowany. Mimo że kwalifikację na IO zdobył dwa miesiące temu. Jestem ciekawy tej rywalizacji.

Ciekawie będzie też w rywalizacji kobiet. Jest kilka kandydatek do medali i takich zawodniczek, co mogą sprawić niespodziankę.
Tak, myślę, że musimy spojrzeć na zawodniczkę z Holandii – Maya Kingma. Była czwarta w Yokohamie oraz wygrała w Leeds. Mam ją wysoko na liście. Oczywiście nie można zapomnieć o Nicoli Spirig, która mimo ponad 40 lat, na pewno będzie dążyć do medalu. Jest też Flora Duffy no i Amerykanki: Katie Zaferes, Taylor Knibb oraz Summer Rappaport.

Choć nie wiadomo, w jakiej formie są poszczególne zawodniczki, bo nie wszystkie startowały na tych mistrzowskich imprezach. Ciężko powiedzieć, kto będzie. Igrzyska Olimpijskie rządzą się własnymi prawami. Nawet jak na dwóch poprzednich wygrał faworyt Alistair Brownlee, to cofając się bardziej wygrywali zawodnicy, którzy nie byli w gronie kandydatów do złota. Dlatego sądzę, że będzie ciekawie. Zobaczymy też, jak triathloniści poradzą sobie z warunkami atmosferycznymi, bo będzie gorąco oraz wysoka wilgotność. Dlatego będą musieli uważać, aby się nie odwodnić.     

Trasa kolarska też będzie trudna. Są miejsca, gdzie będą musieli się pilnować.
Tak, trasa będzie szybka. Myślę, że nie jest jakoś wymagająca. Są zakręty, ale nie ma długich podjazdów. Sądzę, że będzie jedna duża grupa. Na pewno trzeba zwrócić uwagę na Norwega Blummenfelta, który nie jest najlepszym pływakiem, ale jest fenomenalnym kolarzem. Dlatego myślę, że dociągnie drugą grupę po pływaniu do pierwszej na rowerze. Nie wiadomo, co będzie z Hiszpanem Mario Molą, który kilkakrotnie został mistrzem świata. W zeszłym roku nie wyszły mu mistrzostwa. Jego forma pozostaje niewiadomą. Myślę, że na rowerze stworzy się duża grupa i  wszystko się rozstrzygnie na 10 kilometrach biegu. Wtedy Brytyjczyk Alex Yee może pokazać klasę i nawet sięgnąć po olimpijskie złoto.

Z jednej strony młody Brytyjczyk, z drugiej mocni Norwedzy, którzy zrobili w zeszłym roku niesamowite postępy na biegu, a z trzeciej Hiszpanie. Co jest przyczyną tego, że po raz kolejny wśród mężczyzn nie ma żadnego Polaka na IO?
To jest trudne pytanie. Nie da się na nie jednoznacznie odpowiedzieć. Może ma to związek z systemem szkolenia. Mam dobre porównanie w tym zakresie między Polską, a Niemcami. Tam jest dużo ośrodków olimpijskich, gdzie trenują wszyscy zawodnicy. Myślę, że tego brakuje w Polsce. Jest kilka ośrodków w Polsce, gdzie jest kilku triathlonistów. Na pewno nie brakuje nam trenerów. Znam kilku dobrych szkoleniowców w kraju. Myślę, że po prostu mamy największe braki w liczbie zawodników. Powinno być więcej imprez dla dzieci oraz młodzieży. W zeszłych latach organizacja imprez poszła w stronę komercji. Liczą się 1/2IM, czy długie dystanse, a tak naprawdę młodzież na tym przegrywa. Powinno więcej organizować imprez dla młodych ludzi.


Jaskółka

Jakie są jeszcze różnice między Polską a Niemcami?
Przede wszystkim Niemcy mają z czego wybierać. Dużo zawodników ma licencję. Na pewno w ostatnich latach dużo zmieniło się w Polsce. Kiedy startowałem 10 lat temu, to pamiętam, że 150 osób miało licencję. Teraz jest dużo więcej. Widać też, że więcej Polaków startuje na zawodach typu Challenge, czy Ironman 70.3. Jest dużo amatorów, ale brakuje nam młodzieży, która jest gotowa do zmagań. To jest powiązane z ciężkim treningiem, wieloma wyrzeczeniami. To jest styl życia. Więc myślę, że braki są w młodych ludziach, którzy podjęliby decyzję o takiej drodze sportowej.

Skąd biorą się młodzi ludzie w Niemczech?
Ciężko odpowiedzieć. W Niemczech jest też dużo szkolnych imprez. Wszystko zaczyna się w szkołach. Dużo jest placówek sportowych. Sam miałem okazję pracować w takiej szkole. Teraz też pracuję w placówce, ale nie sportowej. Mimo to organizujemy wiele zawodów. Wydaje mi się, że to jest jeden ze sposobów ogólnej promocji sportu. Po prostu brakuje ludzi w Polsce.

Wróćmy do historii. Pekin i Londyn. Wynikowo miałeś pecha. Jak z perspektywy czasu uważasz, które igrzyska były dla Ciebie ważniejsze?
Byłem bardziej nerwowy przed Pekinem. To były moje pierwsze IO i chciałem pokazać się z jak najlepszej strony. Niestety, nie udało się z powodów zdrowotnych. To było spełnienie marzenia. Porażka, jaką odniosłem w Pekinie, była powodem podjęcia walki o start w Londynie. Gdyby jej nie było, to myślę, że nie wystartowałbym na IO cztery lata później. W Londynie też były piękne zawody.

Na trasie znajdowało się ponad milion kibiców. Było tak głośno, że nie słyszałem własnego oddechu na rowerze. W Londynie najbardziej wspominam trasę kolarską. W Pekinie było dużo mniej kibiców. Organizacja była podobna. Pamiętam, jak byliśmy w wiosce olimpijskiej. Cała struktura nie różniła się na obu zawodach. Był basen, restauracja. Była możliwość nawiązania kontaktu z innymi zawodnikami. W Pekinie było bardzo gorąco i wilgotno, a w Londynie w miarę chłodno. Dzień przed naszym startem padał też deszcz. W Pekinie startowaliśmy bez pianki, a cztery lata później już ją mieliśmy. Każde zawody miały zalety i wady. Trudno powiedzieć, gdzie było lepiej. Obie imprezy były dla mnie specjalnymi wydarzeniami.

Jakbyś miał porównać IO i Ironmana, co dzisiaj jest dla Ciebie ważniejsze?
Jeśli mówimy o długim dystansie, to myślimy o triathlonie. IO to nie tylko tri. Tam jest wiele innych dyscyplin. Dla mnie igrzyska olimpijskie są ważniejsze od Ironmana. To impreza mająca do czynienia nie tylko z triathlonem, ale też z wieloma innymi sportami. Jeśli chodzi o sam triathlon, to widzimy, że Ironman też medialnie odgrywa olbrzymią rolę. On odbywa się co roku, a IO co cztery lata.

Gdzie był większy doping kibiców, w Londynie, czy na Hawajach?
Na pewno w Londynie, ponieważ na Hawajach na pierwszych 15 kilometrach stało w miarę dużo kibiców, a potem prawie ich nie było. Każdy praktycznie był ze sobą. W Londynie było odwrotnie. Masa kibiców przy trasie. To jest nieporównywalne.

W triathlonie spędziłeś 25 lat. Które momenty były najważniejsze i utkwiły najbardziej w pamięci?
Na pewno IO w Pekinie oraz Londynie. Było też wiele innych pięknych startów. Pamiętam np. ME w Walencji w 2004 roku, gdzie byłem na piątym miejscu. To był klucz do sukcesu. Wtedy wszedłem w szkolenie PZTri. Należałem do kadry A. Mogłem jeździć na zawody oraz obozy. To stworzyło możliwości do przygotowań do MŚ oraz ME. Poza tym było mnóstwo Pucharów Świata, gdzie zdobywałem medale. Przykładowo po IO w Londynie w 2012 roku zdobyłem drugie miejsce w Tongyeong. To był super start. Oczywiście nie zapomnę o starcie na Hawajach w 2014 roku. Rok później też ME na długim dystansie, które wygrałem. Było parę imprez, z których mogę być dumny.

Czym różniła się praca z kadrą Polski i Niemiec?
Niczym. Może niemieccy zawodnicy osiągnęli więcej sportowych sukcesów, ale nie powiedziałbym, żeby mentalność, czy treningi były inne. Zawodnicy z Polski też ciężko trenowali. Przykładowo mam na myśli Sylwestra Kustera, który był zacięty i trenował przez wiele lat. Tamci zawodnicy byli pracowici i znali drogę do sukcesu. Jeśli chodzi o samo szkolenie ze strony związku (nimieckiego – dop. red.), to było bardziej poukładane.

Na przykład była lepsza organizacja. Loty były lepiej dopasowane. Wszystko było dopięte na ostatni guzik. Jak przyjechaliśmy, to była osoba odpowiedzialna za organizację obozu. Było trzech trenerów. Byłem odpowiedzialny za młodzieżowców. Obecny trener Jana Frodeno był od seniorów. Nad nami mieliśmy jeszcze jednego szkoleniowca, który był dyrektorem sportowym. Przyjeżdżał co tydzień i analizowaliśmy tygodniowy przebieg treningu. Wymienialiśmy się informacjami oraz planowaliśmy sezon. Więc to było dokładniej oraz precyzyjniej zorganizowane. Czasem miałem uczucie, że to było chaotyczne w Polsce. Padały spontaniczne decyzje, które nigdy nie były planowane.

Którego zawodnika najbardziej zapamiętałeś w kadrze Polski oraz Niemiec?
Wymieniłem już Sylwestra Kustera, którego trenowałem przez wiele lat. Jeździłem z nim na wszystkie obozy. Towarzyszył mi na wielu zawodach. Najbardziej go zapamiętałem. Do tego też Filip Szołowski i Marcin Florek, z którym m.in.: startowałem w PŚ. W Niemczech to bardziej pamiętam Justusa Nieschlaga, który teraz wystartuje na IO, ale też miałem kontakt z Anne Haug. Było mnóstwo dobrych zawodników, którzy niestety posypali się po drodze.

Jak to się stało, że porzuciłeś piłkę nożną i trafiłeś do triathlonu?
W piłce nożnej jest się zależnym od innych zawodników. Brakowało mi też szybkości, która jest niezbędna w tym sporcie. W 1992 roku była zorganizowana taka impreza triathlonowa dla amatorów. Wystartowałem. Bardzo mi się spodobało. Podobała mi się kombinacja tych trzech dyscyplin, czyli pływania, roweru i biegania. Polubiłem ten sport i stał się moją pasją. Od tamtej pory przestałem grać w piłkę nożną. W tamtych czasie grałem w juniorach, ale stwierdziłem, że to nie jest dla mnie sport. Wolę indywidualną dyscyplinę, gdzie sam mogę zapracować na sukces, a nie jestem zależny od innych zawodników.

Jaskółka

Jak się rozstrzygała u Ciebie kwestia reprezentowania Niemiec, czy Polski?
Startowałem w niemieckich barwach w uniwersyteckich mistrzostwach świata. To było w 2002 roku. Wówczas poznałem kilku Niemców, którzy startowali w kadrze. Rok później chciałem wskoczyć do niemieckiej reprezentacji, ale niestety nie udało mi się ta sztuka. Wówczas moje wyniki sportowe nie były wystarczające. Mój ojciec był odważny i zadzwonił do Polskiego Związku Triathlonu. Ówczesny prezes bardzo się ucieszył, że jest ktoś, kto chciałby reprezentować Polskę. Pierwszy start w barwach Polski miałem na ME w Karlovych Varach. Byłem dumny i szczęśliwy, że mogłem zabłysnąć na mistrzowskiej imprezie.

Spodziewałeś się tego, że będziesz najbardziej utytułowanym reprezentantem Polski?
Nigdy nie myślałem o tym. Oczywiście IO były moim celem. Uwierzyłem w to, że mogę to zrealizować w 2004 roku. Wtedy byłem w stanie walczyć z najlepszymi zawodnikami Europy. Byłem świadomy, że to jest możliwe.

Komu najbardziej kibicujesz obecnie w triathlonie?
Justus Nieschlag, jemu najbardziej kibicuję. Do tego też dochodzi Mario Mola oraz Javier Gomez, którego dobrze znam. Pojawiło się wiele zawodników, których w ogóle nie znam. Kojarzę ich tylko z list startowych. Dlatego ciężko mi czasem powiedzieć, co potrafi dany triathlonista.

Ile obecnie amatorsko poświęcasz czasu na trening?
Obecnie uprawiam triathlon dla zdrowia. Nigdy nie miałem kontuzji, a od trzech miesięcy nie mogę biegać. Staram się raz dziennie biegać, pojeździć na rowerze lub pływać. Od trzech lat mam nową pasję – kitesurfing.

Jednym z zawodników, których trenujesz, jest Bartosz Banach, nad którym my mamy patronat medialny. Jak oceniasz te kilka miesięcy wspólnej pracy?
Bartek przeszedł do mnie w zeszłym roku w listopadzie. Znałem go wcześniej, bo spotkaliśmy się na obozie w 2016 roku. Ciekawy jestem, jak się rozwinie. Obaj stwierdziliśmy, że brakuje regularnego treningu przede wszystkim na biegu. Dlatego położyliśmy duży akcent na tę płaszczyznę. Był zawsze dobrym kolarzem. Myślę, że rower nigdy nie był dla niego problemem. Staraliśmy się też w zimie poprawić pływanie. Teraz koncentrujemy się na długim dystansie. MP w Malborku są najważniejszym celem w tym sezonie. Mamy nadzieję, że poprawi wynik i pozycję z zeszłego roku.

Rozmawiał: Marcin Dybuk
foto: materiały prywatne

Pokaż więcej

Powiązane artykuły

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Back to top button
X