Rozmowa

Powrót do tri po dwóch latach

Wystartował podczas IM 70.3 Turcja. To był jego powrót do triathlonu po dwuletniej przerwie. Rafał Fazan stawia na dobrą zabawę sportem.

Jak czujesz się po zawodach Ironman 70.3 Turcja?
Bardzo dobrze, jestem zadowolony ze startu. Piąte miejsce w kategorii, niemal poprawiona życiówka na tym dystansie, przy bardzo frywolnym podejściu do treningów pozwalają mi czuć się całkiem dobrze. Tak naprawdę ten start nie był planowany. Sam pomysł, żeby zapisać się na zawody, zrodził się dopiero we wrześniu. Wtedy mój przyjaciel Bartek zdobył slota na MŚ IM 70.3 2022 w Warszawie. Pomyślałem, że fajnie byłoby pojechać razem. Tym milszą niespodzianką był fakt, że gdyby nie straty w strefach zmian życiówka byłaby poprawiona o kilka minut.

Co czułeś, stając na starcie, co w ostatnich dwóch latach zdarza się Tobie bardzo rzadko?
To prawda, od startu na Hawajach w 2019 praktycznie nie brałem udziału w zawodach. Wyjątkiem w przerwie od startów był udział w Triathlon Alp d’Huez, który traktowałem jak start typu „adventure race” i ciekawą przygodę. Zapisaliśmy się tam z Bartkiem dość dawno temu, ale zawody były przekładane ze względu na COVID. Ostatecznie odbyły się w lipcu tego roku.

Jaki był dla Ciebie ostatni regularny sezon, czyli 2019?
Sezon 2019 był bardzo intensywny i zakończony epickim startem na ostatnich, jak dotąd MŚ IM na Hawajach. Do tego był bardzo trudny dla mnie od strony zdrowotnej. Od początku roku borykałem się z poważnymi dolegliwościami. Cały sezon lawirowałem, próbując łączyć treningi z intensywną rehabilitacją. Po starcie na Konie postanowiłem zrobić w końcu dłuższą przerwę w 2020 roku. Chciałem dać organizmowi konkretnie się zregenerować. Odpocząć od treningów i startów. Wybuch pandemii zdecydowanie był tutaj pomocny. Choć nie chciałem, żeby to poszło na taką skalę.

W związku ze wszystkimi okolicznościami jakie miałeś uczucia, stając na starcie w Turcji?
Miałem bardzo mieszane uczucia. Z jednej strony bardzo się cieszyłem samym startem w zawodach oraz atmosferą, która tam panuje. Chciałem też się sprawdzić i udowodnić sobie, że wciąż mogę bawić się w triathlon na podobnym poziomie jak kiedyś. Miałem nadzieję, że nie będę zamykał stawki, mimo długiej przerwy w treningach i startach. Z drugiej strony bałem się, czy wysiłek i przeciążenia na zawodach nie spowodują nawrotu kontuzji. To mogłoby ostatecznie pogrzebać marzenia o jakiejkolwiek aktywności sportowej.

Jak przebiegał sam start?
Na start udałem się dość wcześnie, w lekkim deszczu. Już w strefie startowej ustawiłem się w grupie na 30 minut. Rolling start okazał się być wyzwaniem dla organizatorów. Ewidentnie wszyscy chcieli jak najszybciej znaleźć się w wodzie i ruszyli całą masą po wystrzale. W zasadzie zostałem wepchnięty na start. Ledwo zdążyłem założyć okularki, wbiegając do wody. Przypomniałem też sobie, jak wygląda pralka na pierwszych metrach pływania. Morze nieco rozkołysane, wiatr i fale. Trasa: dłuższa pętla, australian exit i krótsza pętla, bardzo fajna. Szybko to zleciało mimo dość trudnych warunków i pomyłki nawigacyjnej. Potem dobieg do T1, w której tradycyjnie guzdrałem się niemiłosiernie. Wyjazd na rower w deszczu z duszą na ramieniu, żeby się nie poślizgnąć na mokrym asfalcie na pierwszych metrach lub na pierwszym zakręcie. Potem już poszło. Moje obawy, że ostatni miesiąc przygotowań spędzony wyłącznie na trenażerze raczej mnie rozleniwił. Cofnął, niż rozwinął. Okazało się inaczej.

Wyszedł najmocniejszy rower w mojej historii startów na połówkach. Trasa mega szybka, po dobrym asfalcie, kompletnie płaska, z trzema nawrotami. Problemem była mokra nawierzchnia po deszczu i kałuże. Strasznie dużo osób łapało gumy. Sporo też było wywrotek, trzeba było bardzo uważać. Mocno koncentrowałem się na tym, żeby cało dojechać do T2 i pokazać się od najlepszej strony na biegu. Wtedy wyszło słońce [śmiech]. W końcu października w Turcji wciąż jest bardzo ciepło, ale tutaj pogoda załamała się dzień wcześniej. Do tego temperatura spadła do 18 stopni. Podobnie było też na starcie i na etapie kolarskim, a później chmury ustąpiły. Momentalnie zrobiło się gorąco. Tempo, które sobie założyłem przed startem na etapie biegowym, udało mi się utrzymać do 15 kilometra.  Ostatnie sześć kilometrów to już była walka o utrzymanie wyniku poniżej 4:30, co udało się na koniec.

Na trasie panowały trudne warunki atmosferyczne. W jaki sposób poradziłeś sobie z nimi?
Cudowna pogoda utrzymująca się przez cały czas przed startem załamała się już w sobotę.  Prognozy pierwotnie przewidywały prawdziwy „armagedon” – burze z piorunami i gradem, dokładnie w czasie naszego startu. Na szczęście się nie sprawdziły. Najgorsze przesunęło się na wieczór po zawodach i nadeszło w czasie ceremonii rozdawania slotów. Niemniej padać zaczęło już w sobotę wieczorem i nie przestało do samego startu. Wybierając te a nie inne zawody na „powrotny debiut”, kierowałem się m. in. chęcią startu w pięknych i przyjemnych (CIEPŁYCH) okolicznościach przyrody. Wyszło jak zwykle. Przez cały niemal tydzień przed startem pływaliśmy co rano z żoną w morzu, które nie miało żadnej zmarszczki.  Temperatura powietrza wynosiła 23-25 stopni (woda też 23). W dniu startu trochę wiało i były konkretne fale, a temperatura spadła do 18 stopni. Najgorzej wypadło to na części rowerowej.

Woda wymyła śmieci i szkła z pobocza na ulicę. Naprawdę nigdy wcześniej nie widziałem tylu osób zmieniających dętki na trasie. Sporo było też upadków. Gładki asfalt pokryty warstwą wody okazał się być bardzo śliski. Trzeba było bardzo uważać. Nauczony doświadczeniem przed startem napompowałem koła słabiej niż zwykle. Starałem się też omijać kałuże w miarę możliwości i traktować wszystkie linie oraz namalowane znaki poziome na asfalcie jak potencjalne tafle lodu. Potem wyszło słońce. Więc końcówka biegu była nieco utrudniona. Do tej pory myślałem, że takie warunki są zarezerwowane dla IM70.3 St. Polten. Tam zazwyczaj potrafiło być mega zimno i mokro na rowerze. Po tym wychodziło słońce i etap biegowy odbywał się niemal zawsze w warunkach tropikalnych.

To był Twój dopiero drugi start od Hawajów 2019. Czy na trasie odczuwałeś tę długą przerwę od zawodów?
W zasadzie to nie. O ile pierwszą połowę 2020 roku niemal całkiem sobie odpuściłem, wiosnę wręcz przeleżałem. Od drugiej połowy zacząłem się już lekko, ale regularnie ruszać głównie  jeździć na rowerze. Trochę też biegałem. Przez kolejny rok stopniowo zwiększałem objętość. Porwałem się też na wiosenne wyjazdy rowerowe z kolegami w „ciepłe kraje, regularnie jeździliśmy z żoną w weekendy „na ciastki”, nawet kilkadziesiąt kilometrów w jedną stronę. Wybiegania zacząłem już robić nawet po kilkanaście kilometrów. Doszło pływanie na basenie. Wszystko to pozwoliło mi odbudować kondycję i wytrzymałość. Więc spokojnie patrzyłem na start pod kątem samej możliwości pokonania dystansu i dotarcia do mety. Trochę pozostało niepewności: czy została mi jeszcze rutyna startowa, czy pamiętam „procedury”, czy o czymś istotnym nie zapomnę. Ostatecznie wyszło nie najgorzej. Spadek tempa na ostatnich kilometrach biegu mogę zrzucić na upał.

Jakie są powody tak długiej przerwy od Kony 2019?
Przyczyną były problemy zdrowotne. Ostateczna diagnoza nie powstała. Z grubsza wyglądało to na przechodzoną kontuzję kręgosłupa, która pojawiła się na początku 2019 roku i wyglądało, że bez konkretnej interwencji chirurgicznej się nie obejdzie. Z dzisiejszej perspektywy myślę, że to był cały zespół przeciążeniowy, który objawił się kontuzją w najsłabszym ogniwie – kręgosłupie. Z nim wcześniej już miałem problemy. Sezon 2018 był dla mnie bardzo wymagający, dwa starty na pełnym dystansie, 10 miejsce w Klagenfurcie, trzecie na IM Maryland. Do tego dochodziły trzy połówki z kwalifikacją na MŚ i start w RPA w ramach przygotowań do zawodów w USA. To było sporo dla mojego organizmu i pewnie wymagało dłuższej regeneracji po ostatnim starcie. Niesiony euforią po zdobyciu slota na Hawaje dość szybko zacząłem przygotowania do kolejnego sezonu. Nie zareagowałem też adekwatnie na pierwsze objawy. Zakładałem, że uda mi się wyjść z tego bez przerywania treningów i nie rezygnowałem z zaplanowanych startów. Efekt był taki, że z jednej strony zakwalifikowałem się i wystartowałem (razem z żoną) na MŚ IM70.3 w Nicei. Z drugiej miałem coraz większe problemy z chodzeniem i bieganiem. Etap biegowy na Konie niestety w dużej części przespacerowałem i przetruchtałem.

Jak wyglądał proces rehabilitacji i dojścia do zdrowia?
Sprawy tak się niefortunnie potoczyły, że któregoś dnia mój stan się gwałtownie pogorszył. Doznałem ciężkiego ataku bólu, nie byłem w stanie się podnieść i musiałem zacząć od dwóch tygodni w łóżku. Potem zrobiłem sobie całkowity reset. Po pierwsze rezygnacja z jakichkolwiek pomysłów i ambicji około startowych i ponad miesiąc przerwy od jakiejkolwiek aktywności. Później na początek spacery, lekka gimnastyka, potem krótkie przejażdżki rowerowe, po jakimś czasie truchtanie – czysta rekreacja. Do tego lekkie ćwiczenia rehabilitacyjne powszechnie stosowane przy problemach z kręgosłupem. Najważniejsze, że wszystko na luzie, bez napinki, bez ciśnienia, bez treningów rozpisanych w kalendarzu. Wróciłem też po latach przerwy do nurkowania. Postawiłem na zróżnicowane aktywności, relaks, dużo słońca, totalny luz. No i wsłuchiwanie się we własny organizm, jego reakcje i wysyłane sygnały.

Określasz, że obecnie jesteś na pół emeryturze. Czy jest jeszcze możliwy powrót do regularnych treningów i startów?
Rzeczywiście tak to kiedyś określiłem. Ująłem w ten sposób mój pomysł na rekreacyjne podejście do triathlonu. Sprowadza się to do utrzymywania aktywności ruchowej, rower 2-3 razy w tygodniu, podobnie bieganie, od czasu do czasu basen. Ale bez rozpisanych planów treningowych, bez ciężkich treningów jakościowych. Dużo jeżdżenia ze znajomymi na kawę w weekendy. Do tego dochodzą wypady na kilka dni z rowerami w fajne miejsca, bieganie po lesie. Miało też być bez startów w zawodach, ale skusiłem się w ostatniej chwili na udział w 1/2IM w Turcji. Jak to często bywa, zaraz po zawodach zapisałem się na 1/2IM Mallorca. No i teraz mam też kwalifikację na MŚ IM70.3 w 2022 roku. Więc z tą pół emeryturą chyba nieco się pospieszyłem. Pozostawiam sobie towarzyską odsłonę zabawy w sport i w triathlon. Wszystko z umiarem i nie rezygnując z innych aktywności. Mam zamiar przy tym dobrze się bawić w dobrym towarzystwie.

Rozmawiał: Przemek Schenk
foto: materiały prywatne

Pokaż więcej

Powiązane artykuły

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Back to top button
X