Rozmowa

Bartosz Nowicki: Jedyne, co nas ogranicza, to my sami

W zeszłym roku ukończył wszystkie trzy edycje zawodów IRONMAN 70.3 w Polsce. Podczas Enea IRONMAN 70.3 Gdynia Bartosz Nowicki wywalczył upragnioną przepustkę na Mistrzostwa Świata IRONMAN 70.3, które odbędą się w fińskim Lahti pod koniec sierpnia.

IRONMAN Poland: Słyszysz: „triathlon”, myślisz…
Bartosz Nowicki: Motywacja, zaangażowanie, dyscyplina. Kropla drąży skałę.

To jeszcze hobby, pasja, czy wręcz sposób na życie?
Odpowiedź nie jest jednoznaczna – zależy, jak do tego podejdziemy. Jeżeli kluczem będzie to, czy triathlon jest moim źródłem utrzymania, to zdecydowanie jest to hobby, bo zawodowo od wielu lat jestem związany z branżą informatyczną i bezpieczeństwem. Gdy spojrzymy nieco szerzej i pomyślimy np. o wyjeździe na drugi koniec świata, aby wziąć udział w zawodach, wcześniej odpowiednio przygotowując się do tego logistycznie i finansowo  – to pewnie będzie to pasja. Bo jak inaczej to wytłumaczyć? Jeżeli w końcu dodamy fakt, że poświęcam na triathlon kilkanaście godzin tygodniowo, dostosowując czas treningów do pozostałych obowiązków zawodowych oraz rodzinnych, aby tworzyło to spójną całość, to bez dwóch zdań jest to też sposób na życie.

Kilka lat temu daleko Ci było jednak do sportowego trybu życia. Triathlon okazał się sposobem na walkę z nałogiem. Opowiesz o tym więcej?
Z perspektywy czasu mogę powiedzieć, że sport, a w szczególności triathlon, był i nadal jest moją drugą stabilną podstawą, poza terapią. Dzięki nim możemy teraz rozmawiać. Historia mojej choroby raczej nie odbiega od jej klasycznego przebiegu – granica między szkodliwym piciem lub braniem a uzależnieniem jest naprawdę cienka. Przez ponad trzy lata systematycznie, krok po kroku traciłem kontrolę nad kolejnymi sferami życia. Ostatecznie w 2019 roku straciłem pracę, miałem problemy finansowe, a prawdziwą kulminacją była decyzja o wyprowadzce moich najbliższych i rozwód. W takim momencie masz dwie opcje. Możesz odpuścić i poddać się, ale to zazwyczaj kończy się tak samo: dwa metry pod ziemią… Możesz też jednak wziąć na klatę to wszystko, co się wydarzyło, podjąć się leczenia, terapii, aby wreszcie od początku do końca spróbować żyć inaczej. Początki były cholernie trudne. Świadomość, że jestem uzależniony od trzech z pięciu najbardziej uzależniających substancji według WHO i przyznanie się do tego przed samym sobą –  to jeden z wielu etapów, jakie musiałem przejść. Ale krok po kroku, systematycznie odbudowując zaufanie, po kolei naprawiałem to, co można było jeszcze naprawić.

Równolegle do terapii postanowiłem również zacząć treningi, a właściwie do nich wrócić, ponieważ miałem już wcześniej kontakt ze sportem. Z dzisiejszej perspektywy mogę powiedzieć, że przed terapią bardziej udawałem sportowca, niż faktycznie nim byłem. Pamiętam, że 30 minut biegu było dla mnie na tyle trudne, że w międzyczasie robiłem dwa „pitstopy”. Po 2 miesiącach regularnych treningów, zdecydowałem się na udział w zawodach w Gdyni, które ostatecznie ukończyłem z czasem 6 godzin i 37 minut. Pamiętam każdy kilometr tej trasy, a emocji, które towarzyszyły mi wówczas na mecie nie można porównać absolutnie do niczego. Z perspektywy czasu, wynik oczywiście nie jest imponujący, ale w 2019 roku zrobił robotę. Jestem pewny, że to jedna z najlepszych decyzji, jakie wtedy podjąłem. Dziś, po trzech latach mogę z czystym sumieniem powiedzieć, że jedyne co nas ogranicza, to my sami. Jesteśmy w stanie robić rzeczy wspaniałe, niebywałe i inspirujące. A dopóki my sami się nie skreślimy, nikt nie ma prawa tego robić.

Można mówić o triathlonie jako o swojego rodzaju uzależnieniu?
Triathlon może być pewnego rodzaju uzależnieniem, choć jeśli odnieść się do definicji, to musielibyśmy uznać, że ma na nas negatywny wpływ, nie jesteśmy w stanie tego kontrolować i niejako jesteśmy przymuszeni do treningu. Bardzo często jednak spotykam się z osobami, które podobnie jak ja zdecydowały się na podjęcie terapii i wybrały sport jako formę powrotu do zdrowia. Co ciekawe, to właśnie odzyskanie kontroli i realny wpływ na wynik decydują o tym, że wybierają akurat triathlon. Dla mnie istotny jest też fakt, że nie jest to łatwa dyscyplina sportu. Triathlon wymaga od nas dużo więcej niż samo bieganie, jazda na rowerze czy pływanie – przynajmniej na poziomie amatorskim. To sprawia, że wracam na linię startu kilkanaście razy w roku.

W najbliższym sezonie pod okiem nowego trenera, Filipa Szymonika, będziesz przygotowywał się do startu w MŚ IRONMAN 70.3 w Lahti. To główny cel na 2023 rok?
Z Filipem niedawno rozpoczęliśmy współpracę. Dopiero się poznajemy i uczymy siebie nawzajem. Faktycznie, moim głównym celem startowym będzie udział w MŚ IRONMAN 70.3 w Lahti. Natomiast szerzej celem jest praca zespołowa w ramach teamu THIS IS SPARTA, który tworzę razem z Dominiką Kessler. Podejmując decyzję o współpracy z Filipem, chcieliśmy, aby nowy trener pokierował również rozwojem i realizacją celów Dominiki. Ma za sobą naprawdę świetny rok jako debiutantka, a cele na ten sezon są ambitne. W minionym roku miałem przyjemność startować we wszystkich trzech imprezach IRONMAN 70.3 w Polsce i w 6 lokalizacjach na dystansie 1/4, po drodze debiutując jeszcze na dystansie 1/8 oraz uczestnicząc w sztafecie. Chciałbym, aby nadchodzący sezon był równie intensywny.

Szczęśliwa dla Ciebie okazała się Gdynia, gdzie zdobyłeś slota na MŚ. Plan był chyba jednak inny – nastawiałeś się na walkę o przepustkę do Lahti już w Warszawie…
Apetyt rośnie w miarę jedzenia. Po udanym starcie w Citi Handlowy IRONMAN 70.3 Warsaw 2021, kiedy to zrobiłem życiówkę, podkręcenie wyniku w kolejnej edycji wydawało się naturalnym kierunkiem. Celem było osiągnięcie wyniku na poziomie 4:15 – 4:20. Życie jak zwykle zweryfikowało plany… Po przyzwoitym pływaniu i udanym rowerze, w strefie T2 złapały mnie skurcze, na które nie znalazłem skutecznej metody już do samego końca zawodów. Skończyłem z czasem 4:43, co przy mocnej obsadzie tych zawodów w mojej kategorii wiekowej oznaczało pożegnanie się ze slotem na mistrzostwa świata.

Jak sam wspomniałeś, ukończyłeś w minionym sezonie wszystkie trzy polskie „połówki” IRONMAN. Gdybyś miał wybrać jedną szczególną cechę każdej z nich, co by to było?
Gdynia, Warszawa i Poznań mogą zaproponować każdemu coś indywidualnego i szczególnego, czego w innych miejscach nie dostaniemy. Warszawa to bez wątpienia najszybsza trasa spośród wyżej wymienionych. Fakt, że mieszkam w sąsiedztwie stolicy,  jest też dużym ułatwieniem pod względem logistycznym. Trasa rowerowa oraz przejazd tunelem na Wisłostradzie były dla mnie mega przeżyciem. To jedyna okazja, aby trasa, którą zazwyczaj pokonuję w drodze do pracy, stała się miejscem sportowej rywalizacji. Na koniec 4 płaskie pętle biegowe dają duże szanse na bicie rekordów. Lubię też termin tych zawodów – w czerwcu w zasadzie na dobre rusza w Polsce sezon triathlonowy i to doskonała okazja na weryfikację swojej formy. Z Gdynią mam zdecydowanie najwięcej wspomnień i pozytywnych emocji. Tam debiutowałem na dystansie średnim, tam po przerwie wróciłem do sportu, tam też zdobyłem slota na mistrzostwa.  Obiektywnie rzecz biorąc, Gdynia to przede wszystkim niesamowita meta usytuowana na plaży oraz największa liczba kibiców. Do tego dość wymagająca trasa rowerowa i na deser strefa zmian w najbardziej widowiskowej lokalizacji. Absolutnie świetne jest też to, że w Gdyni wszystko mamy blisko siebie. Jeżeli więc zabieramy ze sobą kibiców, to będą mogli śledzić nasz wyścig praktycznie na każdym etapie. Podczas pierwszej edycji Enea IRONMAN 70.3 Poznań wszystko było dla nas nowe, ale w pamięci zapadła mi strefa mety, którą mijamy na każdej pętli biegowej. Dodatkowo, bardzo zróżnicowana trasa biegowa. Myślę też, że przy sprzyjających warunkach pogodowych, trasa rowerowa może być naprawdę szybka – tym razem mocno przeszkadzał tam wiatr. Start w Poznaniu był jednak świetnym zakończeniem mojego sezonu 2022.

A którą z tych imprez można uznać za Twoją ulubioną?
Zdecydowanie jestem zakochany od zawsze w Gdyni i to jest miłość odwzajemniona. Miałem okazję ścigać się tam już 5 razy i na 100% spotkamy się ponownie w 2023 roku.

Czy w planach na przyszłość jest miejsce na pełny dystans IRONMAN?
Zaskakujące, że coś, co jeszcze chwilę temu było w sferze marzeń, za chwilę może stać się po prostu kolejnym celem do realizacji. W 2019 roku marzyłem o ukończeniu zawodów, skutecznym zakończeniu terapii i odbudowaniu zaufania do samego siebie. Dziś jestem szczęśliwym ojcem, któremu można zaufać i który stawia przed sobą nowe wyzwania. W Gdyni miałem okazję ścigać się ramię w ramię z zawodnikami z pełnego dystansu i muszę przyznać, że pojawiła się myśl, że to jest kolejne wyzwanie na mojej liście. W tym sezonie cele są inne, ale wszystko wskazuje na to, że w 2024 roku spotkamy się na pełnym dystansie w Gdyni i… przyznaję, że jaram się jak pochodnia na tą perspektywę.

Dużo startujesz. Co ciekawe, również w zimie, bo brałeś udział choćby w poprzedniej edycji Indoor Triathlon Series w Warszawie i Piasecznie. Potrzebujesz takiego urozmaicenia w okresie przygotowawczym?
Tak, zdecydowanie „nosi mnie” przed sezonem. Zdecydowanie polecam taki impuls w okresie przygotowawczym. To przede wszystkim okazja, by spotkać się z innymi zawodnikami. Poza tym, może nie każdy wie, ale na imprezach Indoor Triathlon Series pracują świetni fotografowie – Ci sami, którzy uwieczniają nas później na imprezach IRONMAN Poland w lecie. Z przyjemnością oglądam zdjęcia po sezonie, mając również pamiątki z triathlonów pod dachem w Piasecznie i Warszawie.

materiały prasowe

Pokaż więcej

Powiązane artykuły

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Back to top button
X