Rozmowa

Do triathlonu trafił przypadkiem

Z dobrej strony pokazał się w Poznaniu, gdzie na dystansie średnim należał do czołowych AG. Dla Maćka Lewandowskiego to był drugi duathlon w życiu i zdradza, jak znalazł się w tri.

Jakiś czas temu wystartowałeś w Poznaniu. Jak wspominasz ten start?
Całkiem pozytywne. Co prawda był to mój drugi duathlon w życiu, więc nie mam wielkiego doświadczenia tej formule. Zastanawiałem się, jak rozłożyć siły, lecz finalnie dałem się ponieść i biec oraz jechać na tyle, ile tego dnia byłem w stanie

Czy jesteś zadowolony z osiągniętego rezultatu?
Tak. Uczciwie mogę przyznać, że jestem zadowolony. Skończyłem wyścig jako 4 amator w bardzo mocno obsadzonych zawodach więc dla mnie to duży powód do domu.

Jak wyglądają plany sportowe na dalszą część sezonu?
Chcę skończyć sezon pełnym dystansem w Wolsztynie. Mam tam rachunki do wyrównania.

Jak trafiłeś do triathlonu?
Całkowicie przypadkowo. Po przeprowadzce do Wrocławia z nudów zacząłem biegać. Później okazało się, że mój kolega uprawia triathlon. Opowiedział mi o tym sporcie i już po pierwszej rozmowie wiedziałem, że muszę sam tego spróbować. Pierwsze moje zawody, a raczej „trening pokazowy”, były mocno z biegu, ale już po tym evencie przepadłem. Wiedziałem, że chcę to robić dalej, a przede wszystkim lepiej.

Jak wyglądały początki w tym sporcie?
Najpierw musiałem się nauczyć pływać stylem dowolnym. W październiku zacząłem chodzić na basen, a wspomniany kolega dawał mi lekcje pływania. Po paru miesiącach byłem w stanie już swobodnie przepłynąć paręnaście długości basenu, więc kupiłem zwykłym, najtańszy rower z sieciówki, na którym rozpocząłem treningi oraz naukę kolarstwa. Wszystko sobie dokładnie zaplanowałem i po ośmiu miesiącach przygotować stanąłem na linii startu.

Jak wspominasz triathlonowy debiut?
Można powiedzieć, że miałem dwa debiuty. Pierwszy, to wspomniany „trening pokazowy”, na którym 450 metrów pokonałem, płynąc stylem klasycznym. Następnie pojechałem 20km na pożyczonym od taty rowerze miejskim, a zakończyłem to pięciokilometrowym spacerem. Na mecie byłem przedostatni, ale wyciągnąłem z tego wszystkiego lekcje. Wiedziałem, że do prawdziwego debiutu muszę się przy lepiej przygotować, głównie fizycznie niż sprzętowo. Moje pierwsze oficjalne zawody to ćwiartka w Mietkowie. Byłem dobrze przygotowany i wszystko wyszło tak, jak powinno.

Co na początku sprawiało Ci najwięcej problemów w triathlonie?
Największy problem miałem ze znalezieniem tego balansu i rozłożenia sił. Często zbyt mocno jechałem na rowerze, by później umierać na bieganiu. Z czasem nauczyłem się odpowiednio rozkładać własne możliwości. Choć do tej pory zdarzają mi się przypadki, gdy daje się ponieść fantazji.

Czym zafascynował Cię triathlon?
Przede wszystkim tym, że jest bardzo sprawiedliwy. Twój wynik w większości przypadków zależy od tego, jak sam trenowałeś. W odróżnieniu od sportów zespołowych, w triathlonie nie jesteś od nikogo zależy, nikt nie wpłynie na twój rezultat. Im więcej dasz z siebie na treningach tym lepszy i szybszy będziesz na zawodach.

Jaki był dla Ciebie najbardziej wymagający start do tej pory?
Chyba pełny dystans rok temu w Wolsztynie. Strasznie sponiewierałem się wtedy na biegu. Po samych zawodach miałem ochotę rzucić ten cały triathlon, lecz po paru dniach mi przeszło i najlepsze co może być to przekuć porażkę w jeszcze większą ilość motywacji do treningów. Zmieniłem też trochę mindset. Teraz już nie robię sam sobie wewnętrznej presji, która często jest dla mnie zgubna i destrukcyjna.

Jak udaje się na co dzień łączyć treningi z obowiązkami rodzinnymi i zawodowymi?
Wydaje mi się, że to wszystko jest kwestią dobrej organizacji własnego czasu. Robię treningi wcześnie rano albo w czasie, gdy mógłbym siedzieć na kanapie i oglądać kolejny serial. Osobiście uważam też, że wsparcie rodziny jest w tym aspekcie kluczowe. Jeśli rodzina nie zrozumie Twojej pasji i nie będzie Cię w tym wspierać, to nie warto wchodzić w triathlon, a zwłaszcza w długie dystanse, na poważnie. To chyba nic przyjemnego podczas treningu myśleć tylko o tym, że gdy wrócisz do domu, to żona będzie czekać z kolejną porcją narzekań. Na szczęście jestem w gronie tych szczęśliwców, którzy mają pełne wsparcie wśród rodziny – moja Żona i Córka są moimi największymi kibicami. Motywują mnie każdego dnia jak nikt inny!

Ile czasu w ciągu tygodnia poświęcasz na treningi?
To zależy od momentu przygotowań, w którym się znajduję, lecz myślę, że taka średnia ilość godzin w tygodniu waha się między 10-12 godzin.

W czym odnajdujesz motywację do dalszych treningów i startów?
W rywalizacji z samym sobą, ale też innymi zawodnikami. Nic tak mnie nie napędza do treningów i zmusza do większej wydajności na zawodach jak współzawodnictwo. Zawsze sobie powtarzam, gdy nie mam ochoty zrobić treningu i najchętniej, bym go odpuścił, że w tym czasie moja konkurencja nie śpi. Gdy później zabraknie mi 1-2 sekund na mecie, to sam będę sobie winny, bo odpuściłem właśnie ten trening. To pomaga.

Pod czyim okiem trenujesz?
Trenujesz drugi rok pod okiem Jakuba Adama z Wrocławia.

Jak układa się dotychczasowa współpraca?
Myślę, ze nasza dotychczasowa współpraca układa się bardzo dobrze. Widzę, że treningi wymyślane przez Kubą trafiają do mnie, aktywują mnie i działają tak, jak powinny. Mam wrażenie, że każda minuta treningu jest wartościowa, bez żadnych pustych przebiegów. Jestem coraz szybszy. Więc chyba to najlepszy miernik tego, że się dogadujemy, a robota idzie w dobrą stronę.

Co byś poradził innym amatorom, którzy mają problem z łączeniem obowiązków ze sportem?
Nic na siłę. Nie każdy musi być maratończykiem lub ukończyć pełny dystans. Zauważyłem ostatnio trend, że im więcej tym lepiej. Jeśli nie masz czasu na wielogodzinne treningi do długich dystansów, to może wypadałoby zastanowić się, ile czasu możesz poświęcić na przygotowania do triathlonu lub zawodów biegowych i do tego dostosować własne cele.

Jakie masz marzenia związane z triathlonem?
Pewnie wielu triathlonistów na to pytanie odpowiada: KONA!!! Jakoś nie mam ciśnienia na Hawaje. Jasne, fajnie będzie może kiedyś tam pojechać, lecz na pewno nie w przeciągu najbliższych paru lat. Idąc za tym, co mówiłem o dostosowaniu celów do własnych możliwości, to obecnie na tapecie mam medal MP w AG na dystansie długim oraz chciałbym zbliżyć się jak najbardziej do czterech godzin na domierzonej trasie połówki. Właśnie do tego będę się przygotowywać podczas następnego sezonu. Po nim pewnie pojawią się inne marzenia i cele, ale co to będzie, to zobaczymy, na jakim będę etapie w życiu. Mam jeszcze sporo zapasu. Wiem, co muszę poprawić, nad czym pracować, aby być jeszcze szybszy. Chciałbym być jednym z najlepszych amatorów w Polsce. Wiem, że nigdy nie będę taki szybki jak Kasper, czy Sero, lecz nikt mi nie zabroni gonić ich i starać się robić im coraz większą presję.

Rozmawiał: Przemek Schenk
foto: materiały prywatne

Pokaż więcej

Powiązane artykuły

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Back to top button
X