Poradnik

Trenażer zło koniecznie, czy aby na pewno?

Paweł Mitruś: Ten poradnik pokaże w jaki sposób można lepiej znosić jazdę na trenażerze i ile dobrego z tego wyciągnąć.

Mamy zaawansowaną jesień, słońce wstaje późno i wcześnie kładzie się spać. Poza pracą można już praktycznie pojeździć tylko w weekendy. Zimą będzie jeszcze gorzej! Do tego ubranie się i umycie roweru pochłania dodatkowy czas, a jak już uda nam się wyjść na zewnątrz to łatwo o przeziębienie albo glebę. Nic dziwnego, że większość amatorów klepie „kilometry” w tym okresie na trenażerze. Zdecydowana większość (w tym ja), robi to nawet poza sezonem! I tu pojawiają się stwierdzenia: „nie da się wytrzymać kręcąc 2-3h w jednym miejscu”, „nienawidzę jeździć na trenażerze”. Ten poradnik pokaże w jaki sposób można lepiej znosić jazdę na trenażerze i ile dobrego z tego wyciągnąć.

Trenażer, a jazda w terenie – bezpośrednie przełożenie na trening

Zacznijmy od tego, czy w ogóle słusznie patrzymy na trenażer jako „zło koniecznie”. Ja uważam, że jest to po prostu inny i bardzo skuteczny (szczególnie w treningu triathlonisty) bodziec treningowy. Gdzie indziej możemy pojechać długi interwał ciągle pedałując, na podobnej intensywności, bez zmian kadencji? Nigdzie! Dodatkowo nic tak jak trenażer nie ułatwia treningu siłowego, gdzie możemy dobrać bardzo duży opór dla niskiej kadencji. Na zewnątrz nie do zrobienia. Trenując w miejscu, dużo łatwiej skupić się też na poprawie poszczególnych elementów jak np. płynności pedałowania. Jeżdżąc na zewnątrz musimy zadbać przede wszystkim o bezpieczeństwo, trudniej o taką punkową izolację. Z drugiej strony trenażer nie odda tego co mamy na zewnątrz – konieczność przyspieszenia, zmagania się z wiatrem czy nierówną nawierzchnią. Nie jesteśmy w stanie poprawić ogólnej techniki jazdy, czy wchodzenia w zakręty. Podsumowując – te rodzaje treningów się uzupełniają, nie wykluczają.

Trenażer – jak trenować, aby nie zwariować

Gdy rozmawiam z innymi o treningu na trenażerze, głównie słyszę narzekanie. Jednym za nudno, innym za gorąco, a jeszcze innych bolą cztery litery. To lecimy po kolei, jak się rozprawić z tymi problemami.

Za gorąco – największy progres w treningu rowerowym zrobiłem w momencie zakupu porządnego wiatraka. Z obecnej perspektywy uważam, że nie da się trenować nie mając takiego sprzętu. W zależności od pory roku możemy zwiększać jego moc lub ustawiać trenażer tak, aby wiatrak nawiewał powietrze bezpośrednio zza okna. W takim setupie jestem w stanie kręcić ponad 3h treningi w środku lata.

Mała rzec, a cieszy i rozwiązuje wiele problemów…


Żywienie około treningowe. Co jeść, a o czym zapomnieć

Niski komfort – mi bardzo przeszkadza, gdy leje się ze mnie strumieniami pot. Dlatego jeżdżę w czapeczce kolarskiej (lub takiej zwykłej z daszkiem) i pod ręką mam ręcznik. O wiele lepiej znoszę jazdę w zwykłym podkoszulku (nie koszulce kolarskiej), lub po prostu bez koszulki.

Głowa nie wytrzymuje – żeby być szczerym, był to dla mnie chyba największy „game changer” w poprzednim sezonie. Nasłuchałem się ludzi, którzy jeżdżą do Netflixa lub w trakcie słuchają (czytają!?) książki. Nie dawałem rady, różne filmy/seriale, nie byłem się w stanie koncentrować się na mocnym treningu i ekranie jednocześnie. Aż nie stworzyłem swojej własnej playlisty, składającej się z kawałków które dodają mi dużo energii. Od tej pory nie ma niemożliwych treningów, a na każdą trudniejszą okazję dobieram mocniejszy zestaw muzyki. W moim przypadku jest to dużo polskiego rapu, ska, czy power metalu. Zachęcam jednak do znalezienia swoich kawałków. Podpowiem jedynie, że nie musi być to coś czego słuchacie na co dzień, najlepiej rytmiczna muzyka, którą dobrze znacie i możecie w najtrudniejszych momentach podśpiewywać.

Nie mogę wysiedzieć – bo swoje trzeba po prosty wyjeździć. To normalne, że bez X godzin w siodle, zawsze coś będzie bolało. Jeżeli po czasie nie przechodzi, to znaczy, że warto zastanowić się albo nad zmianą siodła (producenci bardzo często załączają za małe rozmiary), albo wizytą u bike fittera.

Zainwestuje w dobre siodełko…

Sąsiedzi się skarżą – pierwszy sposób na wyeliminowanie tego problemu to zakup mat tłumiących drgania jakie wywołuje trenażer. Podobne podkładało się kiedyś pod pralkę, żeby nie skakała za bardzo przy wirowaniu. Dobrze działa również jazda na niższej kadencji, co sprawi, że generujemy mniej drgań. Przy okazji wyjdzie bardzo dobry trening siłowy. Ja zachęcam przede wszystkim do zainwestowania w lepszy sprzęt i zakup trenażera z systemem oporu fluidowego. Nie tylko jest bardziej komfortowy jak chodzi o hałas, ale dużo wygodniej robi się na nim treningi.

Poza tym polecam dobre przygotowanie do treningów, zaopatrując się w odpowiednią ilość picia i jedzenia. Ja osobiście bardzo często proszę moja narzeczoną w trakcie (przy tych najtrudniejszych treningach) o podanie mi coli z lodówki. To naprawdę uratowało już niejeden trening. W sezonie 18/19 około 60% wszystkich moich treningów (jakieś 130h) przejeździłem na trenażerze, z czego najdłuższy trwał prawie 3h i 45min. Pamiętajcie jednak, że czasem są takie jednostki, że musi boleć i będzie bardzo trudno. Muzyka może ułatwi skończenie takiego treningu w kilku/kilkunastu procentach, ale na pewno nie pojedzie tego za was. Na mojej liście jest jeszcze wypróbowanie wielce osławionego Zwifta, ale o tym może następnym razem.

Paweł Mitruś,
Autor bloga: sport, work, balance

Pokaż więcej

Powiązane artykuły

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Back to top button
X