Rozmowa

Sergiusz Sobczyk: Pierwszy start pod szyldem Ironman był wyjątkowy

Podczas Ironman Lanzarote wywalczył slota, wygrywając w kategorii wiekowej i zajmując drugie miejsce. Sergiusz Sobczyk szykuje się już do Ironman 70.3 Warszawa.

Drugie miejsce OPEN, wygrana w kategorii wiekowej i zdobyty slot. Założenia  przedstartowe przed Lanzarote zrealizowane w 100%?
Tak, zdecydowanie! Celem był po pierwsze slot, po drugie dobra i równa dyspozycja. Mimo że tempo biegu w drugiej części siadło, to nadal uważam, że był to spadek będący w widełkach wynikających z wymagającego startu, jakim jest IM Lanzarote.

Jak odnalazłeś się na etapie pływackim?
Było naprawdę nieźle! Od początku płynęło mi się dobrze, tzn. czułem nieźle wodę.  Utrzymywałem wysoką frekwencję pracy ramion, kontrolowałem dobrze nawigację. Po australijskim wyjściu w połowie dystansu byłem pozytywne zaskoczony, że czas z zegarka pokazywał pływanie poniżej 26’(moje najszybsze na domierzonej trasie), mimo że płynąłem z zapasem, wiedząc, że tego dnia jeszcze sporo przede mną. Druga pętla była wolniejsza, ale moim zdaniem wynikało to głównie ze zmiany warunków na trochę cięższe, jak większa fala czy słońce, które wstało już na dobre, utrudniając maksymalnie płaski i krótki nawigacyjny oddech. Poza tym zaczęły się wymijanki z wolniejszymi zawodniczkami i zawodnikami, którzy byli jeszcze w trakcie pierwszej pętli.

Jak było na rowerze?
Zacznę od końca, czyli od zjazdu do T2. Czułem, że nogi są bardzo okej. Dobrana intensywność w trakcie trasy była prawidłowa, a żywienie i nawodnienie na odpowiednio wysokim poziomie. To dawało mi komfort w poczuciu, że schodzę na bieg w dobrym stanie. W trakcie roweru nie miałem kryzysów, ale to była zróżnicowana trasa, w trakcie której raz czułem się ciut lepiej, a raz gorzej. Był moment około 15-30 minut, w którym jechałem za mocno i poczułem, że utrzymanie tej intensywności może okazać się zejściem z roweru z pustym bakiem. Było to w momencie, kiedy nadrobiłem trasę i zacząłem wyprzedzać osoby, które od początku roweru były za mną.

W poście po zawodach przyznałeś, że wtedy nadrobiłeś 2-3km. Co było przyczyną tej sytuacji?
Patrząc na wiele zawodów, uważam, że takie są “uroki”, a dokładnie ryzyko idące z bycia amatorem w czubie stawki. Organizacja czy wolontariusze po momencie skupienia po zawodnikach PRO, mają moment rozluźnienia i braku skupienia i organizacji. Później to mija,  jak na trasie znajdują się spore fale startujących amatorów, a organizacja ma pełne ręce roboty. Na około 30-40km na zjeździe zamiast na rondzie zawrócić, pojechałem na wprost. Nie było barierek, zablokowania tego zjazdu pachołkami czy taśmą. Osoby kierujące ruchem stały jak dobrze pamiętam na środku ronda, rozmawiając ze sobą. Dopiero jadąc dalej po czasie, zauważyłem, że okoliczne ulice nie są zablokowane a wyjeżdżających samochodów jest coraz więcej, to zawróciłem. Drugi raz przejeżdżając przez to samo rondo, kiedy zawodników AG było już więcej, to organizacja i kierowanie ruchu były lepsze.

Jak oceniasz samą organizację tych zawodów?
Zawody pod kątem organizacji ruchu były kiepskie. Brakowało pachołków, taśm, oddzielania trasy na kierunki ruchu. Na rowerze kilkukrotnie mocno zwalniałem, nie do końca będąc pewnym, w którym kierunku powinienem jechać. Bieg był bardziej intuicyjny niż kręty rower, ale tam elementów oznakowania trasy było jeszcze mniej. W pewnym momencie trasa kierowała zawodników na lewy pas ruchu. Przez to, że brakowało oddzielenia drogi to na każdej z 3 pętli część zawodników biegła prawidłowo, część pod prąd. Inną rzeczą było to, że trasa biegu prowadziła po promenadzie, gdzie nie było jakiegokolwiek oddzielenia od turystów, a linię biegu można było obrać indywidualnie. Można było biec ciągle ścieżką rowerową (chyba, bądź po prostu bardziej miękką, z innej nawierzchni) bądź można było wybrać krótszą drogę, bardziej ścinając zakręty, ale biegnąc kostką (czy czymś w tym rodzaju). Wybory zawodników były różne. Na rowerze nadrobiłem dokładnie trzy kilometry,  porównując mój dystans z zegarka do innych zawodników. Szkoda, byłby czas zbliżony do gościa z 1 miejsca AG overall, ale co ma wisieć, nie utonie, jak to mawia mój trener.

Jak czułeś się na biegu?
Do 15km było bardzo swobodnie. Musiałem się hamować, żeby nie biec za szybko. Do 21-22km było ok, później zaczęło się robić stopniowo coraz ciężej. Na tym etapie paradoksalnie miałem do siebie najmniej zaufania. Nie ze względu na dyscyplinę, bo jest ona moją najmocniejszą, w której normalnie czuję się najbardziej świadomy tego, co dokładnie dzieje się w moim organizmie w trakcie wysiłku. Miałem za sobą stosunkowo ciężkie chorowanie i antybiotyk, które w kluczowym momencie przygotowań zabrało mi 2-3 tygodnie. Do tego trasa, która była bardziej wymagająca niż płaskie Mazowsze, do którego byłem przyzwyczajony. Całokształtem bieg był w granicach akceptacji, ale stać mnie na dużo więcej.

Jakie miałeś odczucia, wbiegając na metę?
Niesamowicie cieszyłem się, że to już koniec. Druga i trzecia pętla na biegu straszliwie mi się dłużyły. Na zegarku miałem już 30km a miałem wrażenie, że ta trasa prowadzi jeszcze przez kolejne 20km… Wbiegając na metę, cieszyłem się, że jestem na dobrej drodze do realizacji  planów.

Podczas wyścigu nie zabrakło interakcji z kibicami. Czy to dodawało Ci sił na wymagającej trasie?
Ciężko powiedzieć. Był to dla mnie pierwszy start spod szyldu Ironman i na pewno to sprawiało, że był wyjątkowy. Inna rzecz, że nie narzucałem przed startem na siebie presji rywalizacji. Robiłem swoje, przez co była przestrzeń na interakcję z kibicami. Interakcja z kibicami to przyjemne uczucie, chwilowe dreszcze na całym ciele, ale finalnie to trochę wybija z rytmu, może nawet zabiera trochę sił. Tak czy inaczej na 100% byłem zawodnikiem, który najbardziej dziękował kibicom za ich doping. Finalnie to sprawiało, że tego dopingu było coraz więcej. Widzieli to kolejni kibice, ja kolejny raz dziękowałem sam bijąc brawo, pokazując kciuk w górę, czy machając itd.

Jakie wyciągnąłeś na świeżo wnioski po pierwszym oficjalnie skończony Ironmanie?
Żywieniowo jestem zdecydowanie lepiej przygotowany, niż byłem, co daje mi możliwość bycia lepszym. Drugie to, to że kierunek rozwoju, treningu, skupienia na szczegółach, jaki obrałem kilka miesięcy temu, jest słuszny i dający efekty.

Co dalej?
Ironman 70.3 Warszawa z celem kwalifikacji na MŚ IM 70.3 w Lahti. Później Susz (mam nadzieję, że mistrzostwa Polski na dystansie średnim). Docelowo Top 3 w AG na mistrzostwach świata IM 70.3 i IM 140.6

Rozmawiał: Przemek Schenk
foto: Sergiusz Sobczyk FB

Pokaż więcej

Powiązane artykuły

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Back to top button
X