Rozmowa

Rita Biskupska: Połączenie gór i triathlonu było idealne

W debiucie w zawodach górskich wygrała w Radkowie. Cała otoczka tej imprezy zrobiła na niej ogromne znaczenie. Rita Biskupska zakończy sezon triathlonowy w Płocku.

Wygrałaś w Radkowie na 1/4. Jakie wrażenie zrobiły na Tobie same zawody?
Wrażenie można określić jednym potocznym słowem „ WOW”, które wypowiadałam kilkanaście razy na trasie. Kameralne zawody usytuowane w przepięknym miejscu. Mimo dużej odległości od miejsca zamieszkania nie żałuję ani jednego kilometra spędzonego w aucie. Z powodów służbowych nie mogłam dotrzeć w piątek na objazd trasy, co spowodowało lekki niepokój. Natomiast okazało się, że trasa była bardzo dobrze oznaczona, co potwierdza wspaniałą organizację.

Co Cię w nich urzekło, że wrócisz jeszcze na start w Radkowie?
Kocham góry i triathlon, a połączenie tych dwóch pojęć ze sobą okazało się strzałem w dziesiątkę. Do dziś wspominam widoki na trasie kolarskiej i biegowej. Spokój i cisza na trasie,  jaka panowała na podjeździe, jest nie do opisania. Trzeba to przeżyć samemu. Z czystym sumieniem mogę stwierdzić, że start w Radkowie przyniósł mi tyle radości jak żaden inny. Całą trasę kolarską przejechałam z wielkim uśmiechem na twarzy. Co  mogło dość komicznie wyglądać. Do tego atmosfera po starcie była wyjątkowa. Kawa z widokiem na góry i ciągle  trwający wyścig nie ma sobie równych.

Jak oceniasz sam wyścig?
Przede wszystkim pogoda, słońce, które nas od rana rozpieszczało, było idealne do ścigania.  Wyścig odbywał się w dość kameralnym gronie, co też miało swój urok. Rodzinna atmosfera sprawiała, że czułam się jak u siebie. Dystanse były tak rozłożone, że nawet przy wąskiej trasie kolarskiej nie było tłoczno. Wisienką na torcie okazała się meta pod górę.

Jakie miała założenia?
Założeń było kilka- czerpać przyjemność, podziwiać widoki i cieszyć się starem. Udało się to wszystko spełnić, a na dodatek z bonusem, czyli wygraną.

Patrząc jedynie na suche wyniki, można byłoby mieć wrażenie, że było łatwo na trasie. Jak to wyglądało w rzeczywistości?
Z poziomu suchych wyników jestem zadowolona. Próbowałam oszacować swój możliwy czas na podstawie wyników z poprzednich lat. Natomiast to była wielka niewiadoma. Jako cel założyłam wynik poniżej trzech godzin, to się udało (śmiech). W rzeczywistości okazało się, że podjazd nie taki straszny, a bieganie pod górę da się lubić.

Zobacz też:

Sergiusz Sobczyk: Ironman chciał mnie położyć VIDEO

Miałaś jakieś problemy na trasie?
Niestety miłe i przyjemne skończyło się po pięciu kilometrach biegu. Nogi chciały, ale fizjologia wygrała i skończyło się na przymusowym pit stopie (śmiech). Natomiast na ósmym  kilometrze złapała mnie kolka, z którą „dobiegłam” do mety. Małe, ale uprzykrzające start problemy nie odebrały przyjemności ze startu.

Czy to był twój debiut w zawodach górskich?
Tak i mam nadzieję nie ostatnimi zawodami w górach.

Co Cię przekonało do starty w Radkowie?
Start w Radkowie miał być ostatnim w tym sezonie oraz miłym zakończeniem tego dziwnego spontanicznego lata 2020 roku. Jednak spontaniczności ciąg dalszy i przede mną jeszcze jeden start. Zachęcające dla mnie było też to, że ze  w dobrym towarzystwie mogłam spędzić weekend.

W jaki sposób podchodziłaś do tej rywalizacji?
Start miał się opierać głównie na czerpaniu przyjemności z okolic i dobrej zabawie. Ja i trener nie nakładaliśmy na mnie założeń. Myślę, że dopiero teraz znając trasę, mogę zastanawiać się nad poprawieniem czasu z tej trasy.

Jakich informacji o aktualnej formie przekazał Ci ten start?
Start przekonał mnie przede wszystkim, że z dobrym nastawieniem da się lubić bieganie pod górę.

Do jakich startów obecnie się przygotowujesz?
Obecnie mam w planie start w Płocku, na ostatnim triathlonie w moim kalendarzu. Po nim chciałabym spróbować smak zawodów na MTB.

Rozmawiał: Przemek Schenk
foto: materiały prywatne

Pokaż więcej

Powiązane artykuły

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Back to top button
X