Sergiusz Sobczyk: Czuję się silny przed mistrzostwami świata IM 70.3 w St. George
Zajął drugie miejsce OPEN, jako amator, podczas Ironman 70.3 Venice-Jesolo. To był ostatni test dla Sergiusza Sobczyka przed mistrzostwami świata w Utah podczas, którego sprawdził kilka nowości, które wprowadził do treningu.
Za Tobą ostatni test przed mistrzostwami świata Ironman 70.3, czyli Ironman 70.3 Venice-Jesolo. Jakie masz odczucia po tych zawodach?
Jestem pozytywnie nastawiony po Wenecji. Potrzebowałem tego startu pod wieloma względami. Paradoksalnie najmniej pod kątem sportowym, bo wiedziałem, że start jest częścią treningowego tygodnia. Oczywiście to nie jest tak, że każdy, nawet najsłabszy wynik przyjąłbym za okej, ale liczyłem się z tym, że mogą być pewne odchyły od optymalnej dyspozycji w poszczególnych dyscyplinach.
Jak podchodziłeś do tego startu, mając z tyłu głowy MŚ Ironman 70.3?
Podchodziłem jako do sprawdzianu i potwierdzenia dla kilku aspektów związanych z performance’m startowym. Od jakiegoś czasu współpracuję z psychologiem sportowym, Kamilem Damentką, który w środowisku triathlonowym powinien być bardzo dobrze znany. Czułem, że praca, jaką wykonujemy, zaczyna na mnie bardzo dobrze działać na treningach i chciałem sprawdzić to w boju. Wyszło turbo dobrze i to taki główny pozytywny czynnik startu w Wenecji. Współpraca z Kamilem i efekty, jakie zauważam, napawają mnie wybitnie dobrze przed mistrzostwami świata. Szczegółów jest wiele i z chęcią bym się nimi podzielił, ale to temat na oddzielną serie pytań i wpis. Drugim aspektem była lekka modyfikacja żywienia w trakcie zawodów. Po własnej analizie ostatnich dwóch lat i diagnozie problemów, jakie miewałem w trakcie startów, wyszło, że jednym z czynników wspólnych była kofeina. Zrezygnowałem z niej w 95% w Wenecji (oprócz coca coli). Na ten moment uważam, że to był strzał w dziesiątkę. Przyswajalność pokarmu miałem świetną, zero problemów żołądkowych, czy spektakularnych „bomb”, jak to bywało w moim przypadku. W tym aspekcie również zdecydowałem się na konsultacje ze specjalistką, ale to na tyle świeża sprawa, że nie ma na razie o czym mówić.
Nastawiałeś się na konkretny wynik, czy raczej generalny test formy przed najważniejszym startem w sezonie?
Paradoksalnie najmniej myślałem o końcowym wyniku. Miałem ustalone poszczególne zadania do wykonania, kilka mniejszych testów.
Jak przebiegał sam start do czasu problemów technicznych?
Start od początku przebiegał przyzwoicie. Pływacko ostatnio jestem chwiejny i przeciętny wynik 26’40” mnie nie wystraszył, czy spowodował zrezygnowania. Problemy techniczne zaczęły się od razu na rowerze. Na pierwszym zakręcie i górnym chwycie poczułem nadmierny luz w kierownicy. Początkowo myślałem, że problem nie będzie ulegał pogorszeniu. Zakładałem możliwość, że dojadę tak do końca. Po bodajże 8-9 km musiałem się zatrzymać i szukać osób, które miałyby klucze imbusowe. Kierownica rozkręciła się bardzo mocno, zgubiłem jedną z trzech głównych śrub mocujących.
Czy po tych technicznych problemach odzyskałeś właściwy rytm na reszcie trasy kolarskiej?
I tak i nie. Straciłem na tym jakieś 5-6 minut. Nie ukrywam, że w momencie, jak nikt nie mógł mi pomoc i mijały kolejne sekundy, rozważałem, czy ma to dalej sens. Pomyślałem jednak, że tak też może być na mistrzostwach (oby nie!!), a wyścig się nie skończy, póki nie dotrę na metę. Mam tu na myśli, że wszystko może się wydarzyć i ciągle można walczyć i wygrywać. W końcu nie wiadomo, co przytrafi się rywalom. Wsiadłem na rower i walczyłem jak lew o pozycje i czasy. Waty na etapie kolarskim miałem rekordowo niskie i nie mogłem wejść na odpowiednie obroty. Skupiałem się na innych aspektach, ale możliwe, że słabość była związana z wybiciem z rytmu.
-
Zajrzyj do: Za drugim podejściem na pełnym złamał 9h
Jak Ci szło na biegu?
Na biegu szło mi rewelacyjnie. Pełne skupienie, mentalność łowcy, chciałem polować na rywali. Chciałem gonić i fizycznie się sponiewierać. To był mój najszybszy półmaraton w triathlonie. 1h13’ to satysfakcjonujący wynik na domierzonej (może nawet ciut dłuższej?) trasie.
Dobiegłeś na metę, jako drugi amator OPEN. Czy jesteś zadowolony z tego wyścigu?
Tak, jestem zadowolony. Zrobiłem, co mogłem. Jest dobrze, a będzie lepiej.
Czy to dobry prognostyk przed mistrzostwami świata?
Czuję się silny przed mistrzostwami. Wiem, co muszę poprawić, o co zadbać, a co wykonać identycznie. Wydaje się, że nic nie może mnie zaskoczyć albo inaczej, na wszystko, co się wydarzy, będę w stanie zareagować prawidłowo.
Jakie wnioski wyciągnąłeś po starcie we Włoszech z myślą o MŚ Ironman 70.3?
Wnioski mam takie, że już wiem, co mam robić pod każdym aspektem wspomnianym powyżej.
Ile planujesz poświęcić czasu na aklimatyzację przed zawodami w St. George?
W USA będę na dziewięć dni przed zawodami. To czas na aklimatyzację, spokój i skupienie, bez obowiązków życia codziennego.
Z jakim nastawieniem staniesz na starcie najważniejszych zawodów dla siebie w tym sezonie?
Po pierwsze, mentalnie podejdę do zawodów identycznie jak do długiego, ciężkiego treningu. Bez zbędnego dolewania oliwy do ognia presji i oczekiwań. Będę mieć zestaw zadań do wykonywania i na tym się skupię. Skoncentruję się na sprawdzonych technikach motywacyjnych, dbając o koncentrację i każdą sekundę wysiłku. Zrobię wszystko co w mojej mocy, bo chcę wygrać.
Na czyje wsparcie będziesz mógł liczyć przy trasie?
Razem ze mną będzie moja rodzina. Żona Ewcia i synek Igor. Wspierają mnie niesamowicie w ostatnim czasie. Do tego będzie kilka osób towarzyszących startującym z Polski oraz miliony Polaków przed telewizorami i trackerem Ironman, prawda?
Rozmawiał: Przemek Schenk
foto: materiały prywatne