Rozmowa

Alicja Ulatowska: Życie jest za krótkie, aby się przejmować

Maciej Mikołajczyk: Inauguracja nowego sezonu już za nami. Jak wyglądały twoje zimowe przygotowania?

Alicja Ulatowska: W tym roku moje przygotowania zimowe znacznie różniły się od poprzednich. Niecały rok temu rozpoczęłam współpracę z profesjonalną firmą treningową TGU oraz z nowym szkoleniowcem, Luisem Miguelem Gomezem. Od tego czasu mój plan treningowy totalnie się zmienił. Trenuję nie tylko więcej, ale też intensywniej. Do podstawowego treningu triathlonowego doszła mi siłownia i kilka innych fantastycznych jednostek treningowych, których wcześniej nigdy nie wykonywałam. Jestem naprawdę zadowolona, bo czuję, że ten system treningu naprawdę jest dla mnie dobry i się sprawdza. Nie jest łatwo, ale widzę ogromny progres. Z treningu na trening czuję się coraz mocniejsza.

Nie wierzę, że talent jest wystarczającą wartością. To był dla mnie wielki skok w profesjonalne życie zawodnika. Nie spodziewałam się jednak, że życie profesjonalnego triathlonisty może być takie kosztowne.

Moje osiągnięcia pasują do życia profesjonalnego zawodnika, niestety samo życie już nie. Cały czas muszę dokładać oszczędności, żeby być pewna, iż wszystko jest na dobrej drodze. Opłacanie trenera, serwisu rowerowego, regularne badania krwi, abym była pewna, że jestem zdrowa. Dietetyk, fizjoterapeuta, zagraniczne obozy, gdyż w Polsce niestety nie mamy warunków do takiego treningu. Wyjazdy na zawody, podróże, cały sprzęt treningowy do wszystkich trzech dyscyplin. Są to ogromne pieniądze, które naprawdę ciężko pozyskać. Dlatego dzięki takim ludziom jak Paweł Pietrzak, Grzegorz Pisarek, mojemu klubowi, czy firmom TGU Sport i OTE Sports mogę kontynuować karierę. Z tego miejsca, bardzo proszę o pomoc. Jeżeli znalazłaby się jakaś firma zainteresowana współpracą, to byłabym ogromnie wdzięczna..

Sezon 2019 zaczęłaś od mocnego uderzenia. Byłaś czwarta w zawodach Pucharu Europy we Francji. Czy przed startem spodziewałaś się tak dobrego występu?
Nie spodziewałam się, że aż tak dobrze wypadnę. Po pojawieniu się tej imprezy w kalendarzu ITU, trener od razu stwierdził, że ten start będzie dla mnie idealny i powinnam się tam ścigać. Zaczęłam organizować loty, nocleg, pociągi i przy finansowej pomocy Pawła Pietrzaka, mogłam polecieć do Francji. Nie był to tani start, więc tym bardziej cieszę się, że zostałam sklasyfikowana tak wysoko. Leciałam z założeniem, że jeżeli znajdę się w czołowej „dziesiątce”, to będzie dla mnie wspaniały wynik. W kwalifikacjach czułam się fatalnie, a po nich jeszcze gorzej. Skończyłam czwarta, więc mogłam walczyć ponownie o finał. Po godzince wzięłam udział w repasażu i czułam się zupełnie inaczej, jakby pierwszy start był formą rozgrzewki. Do finału przystąpiłam z dużym spokojem, bez stresu, z myślą, że 8-10 lokata będzie dla mnie sporym sukcesem. Po wystrzale startera i pierwszych ruchach w wodzie czułam się wyśmienicie, najlepiej spośród tych trzech wyścigów. Kiedy biegłam, byłam mocno zaskoczona, że jestem w stanie utrzymać tempo prowadzących. W momencie, gdy zajmowałam około szóstej pozycji, postanowiłam zaatakować i ostatecznie linię mety przekroczyłam jako czwarta.

Jak podsumujesz całe te zawody, biorąc pod uwagę poziom rywalizacji, organizację imprezy i panującą podczas nich atmosferę?
Dzień przed startem, gdy mogliśmy zapoznać się z basenem, woda miała 21 stopni. Przepłynęłam 400 metrów i poszłam na inny basen. Byłam kompletnie zmrożona. W dniu startu temperatura wody wzrosła o trzy stopnie, więc było już całkiem znośnie. Kiedy w ogóle pierwszy raz weszłam do budynku i zobaczyłam basen postawiony na platformie, który otoczony był dwustumetrową bieżnią, byłam zauroczona. Już wtedy wiedziałam, że impreza będzie epicka. Cała organizacja stała naprawdę na wysokim poziomie. Mimo dużej liczby startów, nie było żadnego czasowego poślizgu. Wszystko było dopięte na ostatni guzik. Wolontariusze zajmowali się wnoszeniem i
wynoszeniem sprzętu ze strefy zmian i szło to im sprawnie. Atmosfera genialna. Mnóstwo efektów świetlnych, głośna muzyka, ognie, pokazy. Czułam się tam jak u siebie. Uwielbiam takie eventy. Nie tylko poziom organizacji był wysoki, ale poziom zawodów także. Przyjechały takie sportsmenki jak Sandra Dodet, Alessia Orla oraz wiele innych triathlonistek, które znajdują się w pierwszej setce rankingu ITU.

Apetyt rośnie w miarę jedzenia. Czy czujesz niedosyt po zajęciu czwartej lokaty? Dużo zabrakło Ci do podium?
Do Francji poleciałam z nastawieniem, że miejsce w najlepszej „10” będzie dla mnie ogromnym sukcesem. Zaraz po zakończeniu rywalizacji siedziałam na krzesełku z Włoszką Alessią Orlą i rozmawiałyśmy o tym, jaki wpływ na nasze stopy ma bieganie na boso. Generalnie, to nie przyswoiłam do siebie tego dobrego wyniku. Wraz z pierwszym telefonem, powoli zaczęło do mnie docierać, że ścigałam się o podium i mogłam na nie wskoczyć. Zaczęłam analizować w głowie, gdzie powinnam zaatakować, żeby uzyskać wyższą pozycję. Do wygranej zabrakło mi dwóch sekund, a do „pudła” jednej. Na szczęście w odpowiednim momencie trener wylał na mnie kubeł zimnej wody, przypominając, że naszym celem było TOP 10, a teraz jestem niezadowolona z czwartego miejsca. Miał rację. Zaczęłam celebrować największe osiągnięcie.

Te zawody odbyły się w hali. Wolisz taką formę rywalizacji, czy jednak starty na świeżym powietrzu?
Taki triathlon odbył się pierwszy raz w historii. Każdy zawodnik jechał tam, nie wiedząc, czego ma się spodziewać. Jak dla mnie cała impreza była naprawdę imponująca. Bardzo lubię, kiedy coś się dzieje. W tym przypadku działo się bardzo dużo. Oprawa zawodów sprawiła, że nie czułam najmniejszego stresu. Cały czas świetnie się bawiłam. Wyścigi były szybkie, na najwyższych prędkościach, jakie mogliśmy wykręcić. Akcja-reakcja. Na pewno jeżeli będę miała taką okazję, to nie odpuszczę tego startu w przyszłym roku. Starty na świeżym powietrzu też mają swój urok i dają masę radochy.  

Ten sukces dał Ci porządnego kopa do dalszej pracy?
Oczywiście, że dostałam porządnego kopa. Zawsze jestem gotowa, aby ciężko trenować. Kocham to co robię i nawet mi to wychodzi. Mam inną relację ze sportem na dzień dzisiejszy niż kiedyś. Robię wszystko po to, żeby się tym cieszyć. Nie odczuwam żadnej presji i takowa mnie nie interesuje.

Jestem zdrowa, szczęśliwa, niczego mi nie brakuje. Życie jest zbyt krótkie, aby się przejmować, więc każdy dzień należy celebrować.

Z Alicją Ulatowską rozmawiał Maciej Mikołajczyk z TriathlonLife.pl
Foto materiały prywatne

Pokaż więcej

Powiązane artykuły

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Back to top button
X