Rozmowa

Sabina Bartecka: Płakałam jak dziecko ze wzruszenia

Do Skierniewic jechała ze sportową złością. Tam odniosła drugie zwycięstwo open w dotychczasowej przygodzie. Sabina Bartecka jest podbudowana przed najważniejszym startem w sezonie.

Jechałaś do Skierniewic sportowo wkurzona po Challenge Gdańsk. Jakie były tego powody?
W Gdańsku nie zrealizowałam założeń treningowych. Nie zrobiłam wattów na rowerze. Nie pobiegłam też w przewidywanym tempie. Zabiła mnie pogoda. Nienawidzę upału, a kilka dni przed zawodami i w dniu zawodów termometry pokazywały 35 stopni Celsjusza w cieniu. Nie chcę nawet wiedzieć, jaka była temperatura przy asfalcie! Już drugi raz przyszło mi startować na bardzo ważnych zawodach w takim upale. Za pierwszym razem był to Diablak Extreme Triathlon w 2019 roku, który ukończyłam jako pierwsza Polka w historii tych zawodów, ustanawiając rekord trasy. To były góry! I tam nie był tak ważny czas!      

Czy ta sportowa złość była dodatkową motywacją na trasie?
Oj tak! Tym razem wiedziałam, że nie będzie żadnego odpuszczania, od początku do końca gaz!

Sabina Bartecka: Rajd w Tatrach dobrym treningiem   

Poza tym przed zawodami jechałaś rajd dookoła Tatr. Czy to zmęczenie odczuwałaś podczas wyścigu?
O ile w Gdańsku miałam skwar, to tydzień później podczas rajdu prawie zmarzłam! Rajd zaczął się w strugach deszczu, a temperatura wynosiła sześć stopni! Jednak w górach przy zjazdach temperatura odczuwalna była znacznie niższa. Myślę, że około zera stopni! Po godzinie jazdy byliśmy już tak wychłodzeni (jechaliśmy 6-osobową grupą), że drżeliśmy z zimna i myśleliśmy o zejściu z trasy. Później poprawiła się pogoda. Mogliśmy podziwiać panoramę Tatr.

Pod koniec złapał nas jeszcze grad, a górskie drogi zmieniły się w rwące potoki, ale sam rajd był naprawdę super! Pierwszy raz przejechałam na rowerze 219 km, a 3300 m przewyższeń z pewnością zmęczyło nogi, ale lubię jeździć po górach. Do tego podobała mi się formuła jazdy: ścigaliśmy się tylko na sześciu premiach górskich, z których każda miała od 4 do 9 km. To były mocne podjazdy, m.in. Gubałówkę i Młynne. Nachylenie dochodziło do 22 procent! Udało się zająć drugie miejsce!            

Z jakim celem stanęłaś na starcie w Skierniewicach?
Złamania pięciu godzin i zrealizowania założeń treningowych ustalonych przez trenera. Miałam pilnować mocy na rowerze i tempa na biegu!

Jaki był plan na pływaniu?
Miałam się zmęczyć bardziej niż zwykle i tego się trzymałam! Do tej pory tę część triathlonu pokonywałam raczej w komforcie, chyba że była pralka! 

Wyszłaś z wody z czasem 32:38. Zgodnie z założeniami?
Wynik mnie zaskoczył. Już w Gdańsku dobrze popłynęłam, ale teraz to już była petarda (moje najlepsze pływanie podczas zawodów), a nie był to mój maks! Trener Szymon Lindner mówi, że jestem przygotowana na znaczne szybsze pływanie. Muszę tylko odblokować głowę!

Zobacz też rozmowę z Bartkiem Sarbakiem

Jak było na rowerze?
Do pokonania były cztery pętle. Było trochę nawrotek, dojazdówek i górek. Więc trasa nie była super szybka. Mimo to jechało mi się bardzo dobrze. Trzymałam się wyznaczonych wattów. Udało się pokonać 90 kilometrów z prędkością 35 km/h. Jestem bardzo zadowolona.     

Czy pojawiały się jakieś problemy na trasie kolarskiej?
Wypadł mi bidon, ale wcześniej zrobiłam spory łyk wody. Więc starczyło do punktu odżywczego. No i z ciekawostek na trzeciej pętli drogę zagrodziły mi dwa duże dzikie wilczury. Z daleka myślałam, że to wilki i bardzo zwolniłam. Na szczęście nie uznały mnie za interesujący obiekt!

Na bieganiu miałaś już cztery minuty przewagi nad drugą zawodniczką. Czy myślałaś o zmniejszeniu tempa?
Nie, raczej chciałam jeszcze je podkręcić. Zależało mi, aby utrzymać wyznaczone tempo.  Miałam biec 4:40-4:50 i tego się trzymałam. Przy okazji wpadła życiówka w półmaratonie!    

Sabina Bartecka: Radość, euforia, pełnia szczęścia!

Jakie towarzyszyły Ci uczucia przy przekroczeniu linii mety z nową życiówką na 1/2IM?
Radość, euforia, pełnia szczęścia! Nogi aż ugięły się pode mną i zaczęłam płakać jak dziecko ze wzruszenia. Drugi raz w życiu byłam pierwsza, ale na Diablaku nie miałam takiego powitania jak w Skierniewicach! Nawet nie przypuszczałam, że przekraczaniu linii mety, kiedy wygrywa się zawody, towarzyszą tak ogromne emocje! Nie myślałam też, że kiedykolwiek tego doświadczę. Płakałam chyba z pięć minut! Dałam niezłe show!     

Jak oceniasz pierwszą część sezonu?
Zaczęłam bardzo mocno. Od trzeciego miejsca open podczas duathlonu w Katowicach oraz drugiej lokaty open podczas 1/4 IM w Osieku, gdzie miałam najlepszy bieg i rower wśród kobiet oraz straciłam tylko 40 sekund do pierwszego miejsca. Mój entuzjazm trochę zmalał po połówce w Gdańsku, ale na otarcie łez wywalczyłam slota na mistrzostwa świata Challenge w Samorin.  

Jakie masz cele na resztę sezonu?
Przede mną największy sprawdzian i najważniejszy start w tym sezonie – Ironman Gdynia i pełny dystans. Mam nadzieję, że tym razem dopisze pogoda i będę mogła pokazać na co mnie stać!

Co Cię czeka oprócz Gdyni?
Poza Gdynią mam jeszcze przełożone połówki w Poznaniu i Sierakowie. Na razie tyle.

Rozmawiał: Przemek Schenk
foto: materiały prywatne

Pokaż więcej

Powiązane artykuły

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Back to top button
X