Rozmowa

Robert Wilkowiecki: Czas to produkt uboczny. ROZMOWA

Pokonał domowego Ironmana w czasie 7:35:14. Przy tej akcji Roberta Wilkowieckiego zbierano pieniądze dla dzieci. Rekordzista Polski na długim dystansie po zakończeniu wyzwania podzielił się odczuciami z Filipem Szołowskim.

Zebraliśmy przez Twój start 16 020 złotych. Jaki był Twój cel?
Zrobiłem to dla Fundacji. Mam nadzieję, że zachęciłem wszystkie osoby, które oglądały transmisje do wpłacania pieniędzy oraz aktywności fizycznej. Ciężko jest odnieść się do tego, co tu się wydarzyło. Nie wiem, jak to nazwać (śmiech). Jednak to nie jest istotne. Ważne, że udało się zrobić coś fajnego. Zachęcam wszystkich śledzących do dorzucenia cegiełki w tej zbiórce.

Wilk złamał 8 godzin w Ironman. Co za wynik!

Jak przebiegało pływanie z Twojej perspektywy?
Było dziwnie (śmiech). Stracić 46 minut w miejscu, trochę się dłużyło. Myślę, że ten etap był trochę łatwiejszy niż podczas zawodów na otwartym akwenie. Nie było m.in.: pralki, więc dosyć spokojnie. Rower był trudny, tak jak myślałem. Zaryzykowałem i mocno zacząłem. Przez pierwsze dwie godziny generowałem 310 watów. Więc była lekka przesada. Bardzo cierpiałem. Ostatnie 20 kilometrów bardzo się ciągnęło. Tym bardziej jeżdżąc na trenażerze i widząc wolno zmieniające się cyferki (śmiech). Na szczęście nie musiałem walczyć z oporami wiatru. Mimo to na trenażerze nie ma chwili odpoczynku. Trudno porównać to z normalnym etapem kolarskim, choć było bardzo ciężko. Na biegu wiedziałem, że czas 7:35 jest w zasięgu. Po pierwszym kilometrze rozpędziłem się, żeby utrzymać równe tempo. Do 20 kilometra było dobrze. Jednak potem pojawił się kryzys. Nogi mocno odczuły rower. Mimo to pierwszy raz tak dobrze przebiegłem na bieżni mechanicznej. Więc to było trudne wyzwanie  dla głowy. To była jedna z cięższych rzeczy, którą kiedykolwiek zrobiłem. Walczyłem sam ze sobą.  Nie było tutaj rywalizacji. To było ciężkie przede wszystkim pod względem psychicznym. Cieszę się, że to przetrwałem. Jestem ciekawy, jak to przełoży się na normalny wyścig. Bo to jest zupełnie coś innego. Czuję, że poprawiłem się zwłaszcza na rowerze. Nie było wiatru i nie zawsze trzeba mocno jeździć, ale trzeba ułożyć taktykę. Nie wiem, co musiałbym zrobić w zeszłym roku, żeby osiągnąć tyle watów. Jednak bardzo się cieszę, że tak to poszło do przodu. Na biegu tak samo. Fajnie to wygląda.

Było widać pod koniec etapu kolarskiego, że nie jest lekko. Czy to był Twój największy kryzys?
Od setnego kilometra żałowałem, że tak mocno zacząłem. Jednak kto nie ryzykuje, ten nie pije szampana. Ja wypiłem i było fajnie (śmiech). Cieszę się, że zaryzykowałem, bo sprawdziłem granice organizmu. Chciałem zobaczyć, jak to będzie wyglądało. Chciałbym tę moc przełożyć na pozycje aero. To była ciekawa zabawa.

Etap biegowy też zacząłeś mocno. Czułeś, że to jest ten dzień?
Czułem się dobrze na rowerze. Widać, że ta praca w Hiszpanii zaprocentowała. Wchodząc na bieżnie, usłyszałem, że jest pięć godzin, więc pomyślałem, że można się pokusić o dobry czas i zrobić jeszcze większy show. Strefa zmian to była toaleta (śmiech). Więc zapraszam na obozy triathlonowe do Wrocławia (śmiech).

Jak ten wynik może przełożyć się na realny wynik np. w Barcelonie?
Ciężko powiedzieć. Będę się nad tym zastanawiać. Dużo zależy od przebiegu wyścigu. Liczy się rywalizacja i miejsce na podium. Czas jest efektem ubocznym. Widzę po treningach, mocy i tempie, że to idzie do przodu. Mam nadzieję, że pokazałem z odpowiednim wsparciem, które dostaję od ludzi i sponsorów, myślę, że powoli pukam do drzwi do rywalizacji na najwyższym poziomie. Choć ciężko jest mi odnieść, jak to mogłoby wyglądać w Barcelonie. Te cyferki są rzeczą umowną. Zdradzę, że w podświadomości przygotowuję się na te cele. Podzielę się tajemnicą, że w zeszłym roku po Barcelonie zmieniłem hasło do komputera, bo miałem cyferkowo 0750. Myślę, że będę musiał zmienić. Skoro teraz powiedziałem, to na pewno (śmiech). Są już nakreślone cele z trenerem. Dzisiaj była fajna zabawa. Zobaczymy, jak to będzie wyglądało.

Opracował Przemek Schenk

Pokaż więcej

Powiązane artykuły

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Back to top button
X