Robert Karaś zwycięsko rozpoczął przygodę ze sztukami walki
Wczoraj jeden z najpopularniejszych polskich triathlonistów spróbował sił w nowym dla siebie sporcie. Robert Karaś zanotował wygraną w pojedynku z Filipem „Filipkiem” Marcinkiem.
Karaś przystępował do tej walki na zasadach K-1 po okresie przygotowawczym, podczas którego zmagał się z kilkoma problemami zdrowotnymi (m.in.: złamana stopa). Mimo że jego rywal miał za sobą kilka stoczonych walk w MMA oraz w K-1, to przewidywano wyrównane starcie, które może potrwać pełny dystans. Tak też było.
Walka z rywalem i kontuzją
Pierwsza runda była wyrównana, gdzie Marcinek skupiał się na low kickach, zaś Karaś starał się kontrować ciosami, choć nie udało mu się przełamać rywala. Wpływ na to mogły mieć te kopnięcia w zakroczną nogę (lewą), które z czasem mógł odczuwać „Filipek”.
Na początku drugiej rundy Robert Karaś przy poślizgnięciu najprawdopodobniej źle stanął i zaczęły się problemy z lewym kolanem. Nie uszło to uwadze rywalowi, który starał się okopywać tę nogę. Mimo tego triathlonista nie poddawał się i odpowiadał ciosami na te low kicki. Samo tempo walki i ilość zadawanych ciosów mogło też wzbudzić podziw oraz zadowolenie wśród kibiców obserwujących to starcie. Końcówka rundy była już po stronie Karasia, który zaczął przyśpieszać, ale Marcinek wytrzymał napór rywala do gongu kończącego rundę.
Wygrana Karasia decyzją sędziów
Trzecia runda szła już pod dyktando Karasia, który zaczynał przeważać bardzo dobrą kondycją, choć rywal do końca starał się odpowiadać (wrócić też do walki po nieintencjonalnym kopnięciu w krocze). Ostatecznie zawodnicy dotrwali do końca regulaminowego czasu walki. Jednogłośną decyzją sędziów wygrał Robert Karaś, który podzielił się pierwszymi spostrzeżeniami po walce w rozmowie z Mateuszem Kaniowskim.
– Czuję się dobrze, natomiast jest inaczej niż na treningach. Nie da się tego wszystkiego wykonać w debiucie. Do tego w pierwszej minucie wypadło mi kolano po kopnięciu Filipka. Potem z pięć razy mi wypadało podczas walki. Bardziej skupiałem się nad tym, niż na samym pojedynku. Nie bolała mnie noga, ale miałem ją operowaną 12 lat temu. Myślę, że te wiązadła znowu się zerwały i będzie trzeba przejść operację. To będzie trudne, bo za dwa dni miałem być na zgrupowaniu w Hiszpanii i przygotowywać się do triathlonu – mówił Robert Karaś po walce, jeszcze w oktagonie.
Przemek Schenk
foto: Robert Karaś Instagram