Robert Karaś ustanowił rekord Polski 8:13:43
Na ten moment kibice i sam Robert Karaś czekali od listopada 2018 roku. Wtedy podczas treningu rowerowego, w jednym z hiszpańskich miasteczek zawodnik uderzył w tył samochodu.
– Jechaliśmy z Maciejem Bodnarem na rowerach przez małą miejscowość – mówił tuż po wypadku nam Robert Karaś. – Odwróciłem się na chwilę sprawdzić, gdzie jest Maciej. Dosłownie na sekundę. I tyle pamiętam. Urwał mi się film.
Kiedy Robert odzyskał przytomność okazało się, że uderzył w samochód, który niespodziewanie zatrzymał się przed przejściem dla pieszych. A wszystko dlatego, że na pasy nagle wtargnęła osoba.
Piesza na przejściu
– Nie miałem szans zahamować – dodawał Karaś. – Niestety, dodatkowe nieszczęście jest takie, że całą siłę uderzenia przyjąłem na twarz i kolano. Kask nie został nawet draśnięty. To cud, że żyję. Miałem wrażenie, że mi wypadły wszystkie zęby. Twarz od razu spuchła. Leciała mi krew. Myślałem, że to już koniec. Nigdy w życiu nie doświadczyłem takiego szoku. Huk i nie wiesz, co się dzieje.
– Widziałem, ile cierpienia zostało na tej drodze – komentował w listopadzie wypadek Maciej Bodnar. – Jechałem za Robertem około 20-30 metrów. Obrócił się do tyłu, w tym samym momencie samochód przed nim zahamował praktycznie w miejscu. Robert nawet gdyby się nie obracał, to moim zdaniem nie miałby szans zahamować, bo nawet nie zdążyłem krzyknąć. Całość uderzenia przyjął na prawą część twarzy. Po uderzeniu osunął się nieco na samochodzie, wstał, zatoczył się i padł na jezdnię. Rzuciłem rower, podbiegłem do niego. Krzyknąłem, żeby ludzie zadzwonili po karetkę, razem z policją – akurat było dwóch funkcjonariuszy nieopodal zdarzenia – delikatnie przesunęliśmy go na brzeg jezdni, osłoniliśmy od słońca i czekaliśmy na karetkę.
Z Hiszpanii do Elbląga
Kilka dni po wypadku Robert wrócił z Hiszpanii do Polski. Do rodzinnego Elbląga. Tam został poddany operacji.
– Cieszę się, że zdecydowałem się na powrót do Polski i operację tutaj – twierdził Robert Karaś. – Podczas zabiegu lekarz wyciągnął mi dwa odłamki kości, które luzem sobie „latały” w czaszce. Zespolił kości dwoma płytkami tytanowymi, z którymi będę żył do końca życia. W fachowym języku brzmi to tak: ropozycja i zespolenie stabilne kości jarzmowej i oczodołu prawego.
Robert w zabójczym tempie wracał do zdrowia. Wszystkie treningi zaczął szybciej niż przewidywali lekarze. Po kilku tygodniach pojawiły się jednak problemy. Wysoka gorączka i choroba znowu zahamowały treningi. Robert opuścił Hiszpanię i wrócił do Polski odzyskać siły w gronie najbliższych. To był dobry ruch. Od tego momentu już wszystko dobrze przebiegało. W kwietniu elblążanin przebywał ponownie na Gran Canaria gdzie ciężko trenował. Przyznał, że forma jest lepsza niż przed wypadkiem.
– Trwa siódmy tydzień obozu i praktycznie w tym czasie zrealizowałem sto procent treningów – powiedział TriathlonLife.pl – A tych mam dziennie trzy. Praktycznie chyba tylko jednego dnia było tak, że głowa już miała dosyć i nie chciało się, ale ciało podawało i trening został zrealizowany. To najlepszy dowód, że wszystko jest w porządku.
Przetracie przed głównym startem
Kolejny krok to miał być start w maju na przetarcie przed jednym najważniejszym wydarzeniem tej części sezonu.
– Główny start 14 lipca 2019 roku IRONMAN Vitoria-Gasteiz w Hiszpanii – powiedział Karaś. – Jestem już zapisany. O kwalifikacje w PRO będzie ciężko, bo jest tylko jeden slot. Muszę wygrać lub być wysoko i liczyć, że zawodnicy przede mną będą już mieli kwalifikację. Liczę, że będzie bardzo gorąco, powyżej 30 stopni Celsjusza, bo ja kocham takie warunki. A jak będzie gorąco, to warunki mogą być ciężkie nawet dla Hiszpanów. Jak tam się nie uda zdobyć kwalifikacji, to start ostatniej szansy będzie w Szwecji w Kalmar, 17 sierpnia 2019 roku. To ostatnia impreza podczas, której można uzyskać slota na Hawaje.
Dobry prognostyk
Jak widać test wypadł rewelacyjnie. Robert Karaś wygrał IRONCAT w Katalonii z dużą przewagą nad drugim zawodnikiem, mimo że wystartował przeziębiony. Jego czas 8:13:43 jest nowym rekordem Polski, który do tej pory należał od 2015 roku do Marka Jaskółki i wynosił 8:14:37. Start Roberta to dobry prognostyk przez 14 lipca 2019 roku, kiedy będzie rywalizował o slota na Hawaje.
Warto jeszcze dodać, że Robert Karaś nie pierwszy raz startował w IRONCAT. Dwa lata temu także wygrał, a jego czas na mecie to 8:29:54.
Marcin Dybuk
foto materiały prywatne Roberta