Rozmowa

Rafał Medak: Zawodnik to nie auto. Nie wzmocnisz mocy z dnia na dzień

Sześć razy startował na Hawajach. Pracował z najlepszymi trenerami na świecie. W końcu sam zaczął trenować innych. Jego zawodnicy osiągają świetne wyniki. Jemu jednak ciągle jest mało. Poszukuje polskiego diamentu, który będzie walczył z najlepszymi na świecie. W rozmowie z TriathlonLife.pl opowiada m.in. o tajnikach dobrego treningu.

Marcin Dybuk, TriathlonLife.pl: Jak się trenuje Polaka, który „wykręcił” najlepszy czas w historii Polaków na Kona?

Rafał Medak: Trenowanie Mariusza (Mariusz Olejniczak, Polak mieszkający w Irlandii, który podczas Ironman Hawaje 2018 ukończył zawody w czasie 8:46:50, co jest rekordem wśród Polaków startujących w tych legendarnych zawodach – dop. Red.)  to skomplikowana układanka.  Rozumiemy się  bardzo dobrze, ale nie jest to najłatwiejszy zawodnik do trenowania ze względu na jego zawód.  Mogłoby się wydawać, że prowadzenie klubu fitness pozwala na bardziej efektywne pogodzenie treningów z pracą. Niestety, treningi triathlonowe i fitness nie współgrają ze sobą zbyt dobrze.  Mariusz często sam prowadzi zajęcia. A to prowadzi do dodatkowego zmęczenia.  Często musieliśmy iść na kompromis. Jeżeli chodzi o ułożenie treningów, ich intensywność, czasem zdarzało się, że trzeba było wprowadzać wymuszony odpoczynek.  Z drugiej strony Mariusz to zawodnik bardzo dobrze zorganizowany i zdyscyplinowany. Dobrze rozumie organizm i nie boi się ryzyka.  Wielu zawodników PRO mogłoby się sporo od niego nauczyć.

ROZMOWA Z MARIUSZEM OLEJNICZAKIEM – Kim jest najszybszy Polak na Hawajach?

– Kim są Twoi zawodnicy?
– Trenuje zawodników od początkujących do elity. Pomagam każdemu osiągnąć szczyt sportowych możliwości, bez względu na to od jakiego poziomy zaczynamy i jakie zawodnik ma doświadczenie w triathlonie. Często powtarzam, że każdy ma swój „Everest” i często właśnie Ci najmniej uzdolnieni mają największe zacięcie i najciężej trenują.  Mnie wyniki wszystkich cieszą tak samo, nie ważne jak wysoko plasują się na zawodach. Ważniejsze jest to jak wykonali zadanie, czy osiągnęli założony cel? Jeżeli początkujący poprawi się o 20 minut, a najmocniejszy wygra kategorie bez większego wysiłku, bo konkurencja nie była mocna to, kto dał z siebie więcej, kto miał lepszy start i komu należy się większe uznanie? Dla mnie to oczywiste.

Prowadzę zawodników z różnych krajów. Wielu z nich to Polacy, ale kilka osób, jak Mariusz, nie mieszka w kraju. Pozostali to obcokrajowcy. Kilku Anglików/Angielek, dwie Hiszpanki, po jednej osobie ze Szwajcarii, RPA, Finlandii, Kazachstanu. Na obozach zwykle mamy przekrój rożnych narodowości.

– Co jest kluczem do sukcesu w trenowaniu?
– Indywidualne podejście, zrozumienie zawodnika i komunikacja.  W trenowaniu „on-line” jest to nawet ważniejsze niż aspekty techniczne. Każdego zawodnika trzeba „rozgryźć”. Trzeba zidentyfikować słabsze i mocniejsze jego strony, nie tylko fizyczne ale i psychiczne.  Trzeba nie tylko zaaplikować odpowiednie jednostki treningowe, ale też dopilnować, aby trening był wykonany poprawnie. Niezbędne jest reagowanie na wydarzenia dnia codziennego. Znaczenie ma nie tylko warsztat techniczny i doświadczenie trenera, ale także intuicja. Często zawodnicy komentują, że ich „pilnuje”, ale jeśli mam być odpowiedzialny za ich wzrost formy i wyniki, to chce wiedzieć, że wykonują trening poprawnie. Kilku pewnie przytłoczyłoby jedno z moich ulubionych powiedzeń z filmu Vabank: „żadnych  własnych pomysłów”.

– Do czego przywiązujesz największą uwagę w programach treningowych?
Szeroko rozumiane dobro zawodnika. Układam programy, tak aby pozwoliły na poprawę kondycji i formy zawodnika w odpowiedzialny sposób.  Dostosowuje treningi do możliwości fizjologicznych i zasobów czasowych.  Często też potrzebna jest ich edukacja. Uświadomienie, że trening, to jedna ze sfer życia i że musi być zachowana równowaga. Trening musi być wkomponowany w taki sposób, aby uzupełniał i wzbogacał nasze życie, a nie dodatkowo komplikował.  Często rozpisuje zawodnikom mniej treningów niż tego oczekują. W połowie przypadków bardzo zmotywowani zawodnicy są zbyt dużymi optymistami jeśli chodzi o czas, którym w rzeczywistości dysponują. Jak dostaliby więcej treningów, to staraliby się je wykonywać kosztem snu i regeneracji, czy nawet czasu jaki poświęcają rodzinie, a stąd już tylko krok do przetrenowania czy wypalenia.

– Zawodnicy, których trenujesz mają często dużo obowiązków, a mało czasu. Na co w takim razie powinniśmy położyć największy nacisk?
Większość moich zawodników, to osoby pracujące na całych etatach, często w korporacjach. Kilku prowadzi biznesy. Trenuje też lekarkę, po dwóch prawników i dziennikarzy. Są to ludzie dysponujący ograniczoną ilością czasu, ale wszyscy są ambitni. Dokładnie rozumiem takich ludzi, wiem z jakimi trudnościami i decyzjami się borykają.  Również trenowałem przez kilkanaście lat pracując po 60-80 godzin tygodniowo, często też w weekendy. Więc nie tylko doskonale rozumiem takich zawodników, ale też wiem jak zmodyfikować  zasady trenowania, aby zmaksymalizować efekt treningu wykorzystując czas jaki posiadają. W moim przypadku osiągałem wysoka formę i zamierzone wyniki nawet przy bardzo wymagającej pracy zawodowej w bankowości w Londynie. Największy nacisk należy położyć na efektywną organizacje czasu i dyscyplinę. Pomoże to nie tylko w trenowaniu, regeneracji, ale także w innych sferach życia.

– Co masz konkretnego na myśli?
Podam ci przykład jednego z zawodników, który bez względu na to czy trenuje czy nie, do domu wraca o tej samej godzinie. Jeżeli nie trenuje to dłużej zostaje w firmie, bo zawsze coś jeszcze jest do zrobienia. Jeżeli ma trening to chce wyjść wcześniej, w związku z tym jest bardziej efektywny w pracy, albo więcej deleguje zajęć do podwładnych. Od kiedy rozpoczęliśmy współprace to trenuje bardziej regularnie, lepiej się czuje, jest mniej zestresowany, zrzucił kilka kilogramów, a firma dalej prosperuje dobrze. Ludzki organizm potrzebuje wysiłku, aby poprawnie funkcjonować, ale niestety nie każdy jest w stanie wygospodarować czas na nawet krótki trening.

– Jak uważasz jako trener, jak często zawodnik powinien się badać? Co i czy w ogóle?
– Zdecydowanie trzeba się badać regularnie. Zalecam wykonywanie kompleksowych badań minimum dwa razy w roku. Oczywiście, zawsze jeśli nie czujemy się najlepiej przez dłuższy okres czasu i jeżeli kilka dni odpoczynku nie poprawia sytuacji. Zwykle kompleksowe badania krwi pozwalają na znalezienie przyczyny.  Zawsze zalecam konsultacje z lekarzem specjalistą. Najlepiej sportowym, który rozumie wymogi sportów wytrzymałościowych i wpływ jaki wymagający trening na wyniki badań.

– Co uważasz za trenerski sukces? 
Długoterminowy rozwój zawodnika przy jednoczesnym minimalizowaniu ryzyka kontuzji czy przetrenowania.  Nazywam to „odpowiedzialnym trenowaniem”.  Łatwo jest zwiększyć objętości jednostek treningowych zbyt szybko, a to może prowadzić do problemów.  Zanim zacznę współpracę z zawodnikiem dla mnie bardzo ważne jest poznanie jego przeszłości sportowej. Ma to bardzo duże znacznie w sposobie naszej dalszej wspólnej pracy. Oczywiście, jeśli mamy wysokie cele, zbliżamy się do wymagających startów i ciężko trenujemy to ryzyko kontuzji zawsze istnieje. Najważniejsze jest wczesne reagowanie na jakiekolwiek symptomy, wyciąganie wniosków na temat ich przyczyn i stosowanie działań profilaktycznych jak na przykład rozciąganie, regularny masaż czy rolowanie.  Z doświadczenia wiem, że kontuzje w dużej części spowodowane są też nieodpowiednim doborem sprzętu, na przykład butów do biegania, ustawienia roweru, czy kontynuowaniem treningu, kiedy czujemy, że coś się napina. występuje jakiś ból. o którym nie informujemy trenera. Jeżeli zawodnik jest zdrowy i poprawia się z sezonu na sezon, to dla mnie, jest to sukces.  Ale podkreślam, że nie powinno się oczekiwać cudów. Wzrost formy to proces długoterminowy. Każdy reaguje na bodźce treningowe inaczej i w rożnym okresie czasu. Wzmocnienie mięśni, stawów czy poprawa wydolności układu oddechowego to dłuższy proces.  Nie da się zawodnika poprawić z dnia na dzień, tak jak zwiększyć moc samochodu przez przeprogramowanie komputera. 

– Jak sądzisz, dlaczego w Polsce mamy jedynie niewielu zawodników i zawodniczek, którzy mogą konkurować z najlepszymi na świecie?
W Polsce mamy wiele utalentowanych osób. To widać w innych dyscyplinach sportu. Być może w triathlonie tacy zawodnicy nie zostali jeszcze odkryci albo nie zostali odpowiednio wytrenowani i jedynie jest ich kilku. Bacznie obserwuje rozwój zawodników krajowej Elity i uważam, że jest kilku młodych zawodników, którzy za kilka lat powinni być w stanie konkurować z najlepszymi jeżeli będą się rozwijać.  Triathlon w Polsce do niedawna był sportem niszowym i uprawiało go niewielu zawodników i zawodniczek. W 2007 roku ubiegałem się o licencje PZTri, aby wystartować na Mistrzostwach Świata amatorów w Hamburgu. Z tego co pamiętam to moja licencja miała numer 62. Czyli tylko tylu było zarejestrowanych zawodników w Polsce. Teraz mamy ich tysiące, co bardzo cieszy. Młodzież  zaczyna interesować się triathlonem i trenować w klubach. Wierzę, że z tego narybku rozwinie się grupa utalentowanych zawodników. Zresztą już widać poprawę. Konkurencja rośnie,  więc i wyniki powinny iść z konkurencją w parze.

Cześć druga poniżej

Rozmawiał Marcin Dybuk, TriathlonLife.pl
Foto materiały prywatne Rafała Medaka

Pokaż więcej

Powiązane artykuły

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Back to top button
X