Rozmowa

Radek Pawłowski: Robię przerwę od triathlonu

W zeszłym roku startował na Hawajach. To były jego ósme ukończone zawody na pełnym dystansie. Radek Pawłowski postanowił po sezonie 2019 zrobić roczną przerwę od triathlonu.

Skąd wziąłeś się w triathlonie?
Triathlon był dla mnie powrotem do sportu. Szukałem też sposobu, żeby wrócić do zdrowego trybu życia. Przygodę ze sportem zaczynałem, jako młody człowiek. W USA trenowałem wioślarstwo na poziomie juniorskim oraz akademickim. Potem pracowałem ciężko jako prawnik na Manhattanie. Z tego względu trochę się zaniedbałem. Wtedy stwierdziłem, że muszę wrócić do aktywności fizycznej.

Od czego zacząłeś powrót do sportu?
Zacząłem się odchudzać, biegając. Potem doszło do tego pływanie. Miałem jeszcze rower, więc siłą rzeczy, też następnie kręciłem. Kiedy jechałem pociągiem do Zakopanego, to mi kolega powiedział, że uprawiam triathlon i powinienem się tym zająć. Wtedy rzeczywiście zacząłem czytać na temat tego sportu. Stwierdziłem, że ta dyscyplina i długie dystanse mi pasują.

Po ilu latach treningu zadebiutowałeś w triathlonie?
Po dwóch latach.

Pawłowski

Zobacz też:

Co to jest trening SMART?

Jakie to były zawody?
Zadebiutowałem w Malborku na 1/4IM w 2013 roku. Wówczas uważałem, że ta liczba kilometrów do pokonania jest szczytem możliwości człowieka. Jednak nie pamiętam już, jaki wynik wtedy uzyskałem. Myślałem, że położę się ze zmęczenia w T2. Błagałem Boga, żeby ten wyścig się skończył. Jednak w momencie przekroczenia linii mety, wiedziałem, że chcę kontynuować przygodę. Wówczas poznałem też Maćka Dowbora. Wtedy już był wytrenowanym triathlonistą.

Z kim po tym starcie zacząłeś współpracę?
Zacząłem trenować z Mikołajem Luftem. Ta współpraca bardzo mi pomogła. Rozwinąłem się pod Jego okiem. Jesteśmy przyjaciółmi. Czasem trenujemy razem. Choć trenuje u Tomka Kowalskiego od 2016 roku.

Dlaczego zmieniłeś trenera?
Po prostu relacja z Mikołajem zrobiła się przyjacielska, a nie typowo zawodnik – trener. Wtedy poszukałem nowego trenera. W ten sposób trafiłem pod opiekę Tomasza Kowalskiego.

Jak oceniasz współpracę z nim?
Uważam, że Tomek Kowalski jest świetnym trenerem oraz człowiekiem. Potrafi dobrze wyczuć oczekiwania i ambicje sportowca. Nie zawsze jest najważniejszy wynik kosztem wszystkiego, ale też indywidualny cel z dużym uwzględnieniem sytuacji życiowej danego zawodnika. Dlatego cenię go ze względu na to, że potrafi zrozumieć moje długotrwałe cele, a nie podpala się jednym dobrym sezonem. Zresztą na początku naszej współpracy Tomek pytał się mnie, kim chciałbym być za 5-10 lat. Ja nie zacząłem przygody z triathlonem dla krótkoterminowych celów. Ja chciałbym uprawiać sport do końca życia.

W jaki sposób praca wpływa na tę sportową pasje?
Jestem prawnikiem. Dużo czasu pracuję zdalnie. Mam to szczęście, że nie mam sztywnych godzin pracy. Dlatego mogę pogodzić treningi z obowiązkami zawodowymi. Czasem robię jeden lub dwa treningi w środku dnia. Różnie to się układa. Wyjeżdżam często też zagranicę.

Czytaj także:

Radków stałą triathlonową marką

A jaki masz stosunek do obowiązków rodzinnych?
Z tym wiąże się jedna moja decyzja. Zdecydowałem się na roczną przerwę od startów. Jednak to nie oznacza, że przestaje trenować. Nadal będę uczestniczył w zajęciach, aby utrzymać formę. Chcę odpocząć od takiego ciśnienia. Bo to bardzo wpływa na moją dostępność dla rodziny. Niestety tego czasu brakowało, dlatego podjąłem decyzję o przerwie.

Startowałeś w sezonie 2019 m.in.: na MŚ Hawaje. Czym były dla Ciebie te zawody?
One były zwieńczeniem moich wysiłków. Choć start na Hawajach był narzucony bardziej presją zewnętrzną. Nie miałem takiego ciśnienia odnośnie uczestnictwa w tej imprezie. Bo wiedziałem, że to jest kwestią czasu. Pewnie mógłbym wcześniej ułożyć kalendarz startowy w ten sposób, aby wystartować wcześniej na Konie. Jednak byłem bardzo szczęśliwy, że miałem okazję tam być w roli zawodnika. Te zawody są naprawdę unikatowe.

Czy jeszcze jakieś zawody w przeciągu dotychczasowej przygodzie z tym sportem byś mógł wyróżnić?
Wcześniej zrobiłem osiem razy dystans Ironmana, 20x 1/2IM. Mam z wieloma imprezami bardzo dobre wspomnienia. Na pewno muszę wyróżnić zawody w Afryce. Do tego nie można zapomnieć o wspaniałej imprezie w Gdyni. Jednak to impreza na Hawajach jest epicka. Składa się na to wiele czynników m.in.: skala trudności zawodów, konkurencja zawodnicza, warunki atmosferyczne oraz organizacja zawodów. Ta atmosfera powoduje, że tworzy się cały festiwal, który trwa tydzień. Startowałem we Włoszech, czy w Afryce, gdzie organizacja stała na bardzo wysokim poziomie, ale jednak na Hawajach jest jeszcze lepiej. Moim największym triathlonowym osiągnięciem uważam start na połówce w Danii w tym roku. Tam ukończyłem ME na szóstym miejscu z wynikiem 4:14, poprawiając się w każdej z dyscyplin.

Pawłowski

Zajrzyj do:

Miłosz Sowiński: Mam nadzieję, że wyczerpałem limit pecha

Czy byłeś dobrze przygotowany na tamte zawody na Hawajach?
Wywalczyłem slota dopiero w sierpniu w Estonii. Z tego względu nie miałem dużo czasu na przygotowania. Dlatego jechałem tam z nastawieniem, żeby ukończyć honorowo ten wyścig. To nie był szczyt mojej formy. Mimo to skupiałem się nad utrzymywaniem tego, co udało się wcześniej wypracować. Miałem za sobą ciężkich siedem makro cyklów przez ostatnie cztery lata po 12-16 tygodni każdy. Bo co roku dwa razy startowałem na pełnym dystansie. To się skumulowało w bardzo duże zmęczenie nie tylko fizyczne, ale też psychiczne.

Czy to były najważniejsze zawody w sezonie?
Dla mnie startem A to była Estonia. Dlatego na Hawaje dotarłem na dziewięć dni przed zawodami. To była sugestia Tomka. Gdyby Kona byłaby najważniejsza, to na pewno chciałbym być na miejscu jeszcze wcześniej. Bo trzeba dostosować się do warunków atmosferycznych oraz do innej strefy czasowej. Najlepsi zawodnicy potrafią przyjechać nawet cztery tygodnie przed zawodami. Niestety nie da się przygotować do tych warunków w Polsce.

Wspominałeś, że do tej pory zrobiłeś osiem IM. Kiedy ukończyłeś ten dystans po raz pierwszy?
To było w Vichy we Francji w 2015 roku. Doznałem strasznego szoku z powodu tak długiego dystansu do pokonania. Ściganie się na pełnym IM w porównaniu do ½ to jest zupełnie inna sprawa. Byłem kompletnie upokorzony tym dystansem. Na biegu odcięło mnie po sześciu kilometrach. Jedynie dzięki sile woli udało mnie się ukończyć tamte zawody. Wówczas czas nie był ważny.

Po rocznej przerwie od triathlonu chciałbyś tylko wrócić do tego sportu, czy myślisz też o innych dyscyplinach?
Rozważałem powrót do wioślarstwa. Kusi mnie ta opcja. Chciałbym też zaliczyć kilka startów w biegach narciarskich. Jednak kiedy spojrzę na triathlon, to on idealnie wpisuje się w moje potrzeby. Dlatego myślę, że to będzie jeszcze moja pasja na długie lata. Choć nie wykluczam pojedynczych startów w innych sportach.      

Rozmawiał: Przemysław Schenk
foto: materiały prywatne

 

Pokaż więcej

Powiązane artykuły

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Back to top button
X