Rozmowa

Hawaje pretekstem do zwiedzenia świata

#polskie HAWAJE Start w Gdyni miał być jednorazowym startem na pełnym dystansie, a wygrana kategorii sprawiła, że wywalczył slota na Hawaje. Krzysztof Liszka przyznaje, że nie nastawia się na żaden wynik.

Już tylko tygodnie dzielą nas od mistrzostw świata Ironman na Hawajach. Jak ostatnie przygotowania?
Zostały trzy tygodnie do startu, a jeszcze nie ogarnąłem wszystkich kwestii logistycznych. Na pewno mogło być lepiej. Mam kupiony bilet na Hawaje i zarezerwowany rower, więc nie przejmuje się resztą. Pod względem sportowym nie planowałem nic specjalnego. Robię po prostu to, co lubię: głównie jest to rower, czasem przy gorszej pogodzie potruchtam po okolicy, czasem popływam.

Na jakich zawodach udało się wywalczyć slota na Konę?
Wygrałem kategorię M18 na tegorocznym IM w Gdyni. W momencie zapisywania się na zawody planowałem je po prostu ukończyć: zaprezentować dwugodzinną żabkę, potem odpocząć, pokręcić i pozwiedzać na rowerze, a na koniec jakoś doturlać się do mety. Pomimo kraula na całym dystansie, z wody wyszedłem bez większego zmęczenia. Rower też pojechałem zbyt luźno. Więc bieganie zacząłem jak zawsze zbyt szybko. Wykręciłem 11:15.  Zrealizowałem cel i ukończyłem Ironmana.

Czy tegoroczny start będzie Twoim pierwszym na tej historycznej imprezie?
Tak, Gdynia miała być jednorazowym wybrykiem, ale w takich okolicznościach i podczas takiej imprezy powtórzenie tego wysiłku powinno być bardzo przyjemne.

Jakie nastawienie będzie Ci towarzyszyć na Hawajach?
Niektórzy trenują całe życie i marzą o starcie na Hawajach. Mi udało się to w debiucie, bez konkretnych przygotowań. Jednak są to mistrzostwa świata. Staram się solidnie przygotować i jak najlepiej zaprezentować. Mam sporo luzu i chcę się przede wszystkim dobrze bawić.

Czym jest dla Ciebie start na Hawajach?
Start na Hawajach traktuję jako idealną okazję do pozwiedzania tamtej części świata i przeżycia fajnej przygody. Na pewno nie nastawiam się na żaden wynik sportowy oraz rywalizację z najlepszymi. Po prostu wykorzystuję okazję, która może się już nie powtórzyć, chyba że za 40 lat w kategorii M65.

Czy z powodu debiutu na Hawajach masz jakieś obawy przed tymi zawodami?
Pływanie nie jest moją mocną stroną. Więc start bez pianki może sprawiać problemy. Sporo słyszy się też o mocnych bocznych podmuchach na rowerze, wilgotności i ekstremalnych temperaturach, ale żaden z tych aspektów specjalnie mnie nie przeraża. Mam nadzieję, że nie zmieni się to pozytywne nastawienie.

Pod jakim jeszcze kątem przygotowujesz się pod Hawaje?
Kręcąc na Zwifcie, zamiast Netflixa odpalam czasem YouTube i oficjalny kanał Ironmana, na którym można znaleźć skróty imprez z ubiegłych lat. Konę już nadrobiłem, więc mniej więcej wiem, jak wygląda impreza, ale wszystkie kwestie organizacyjne staram się ogarnąć na bardzo podstawowym poziomie, żeby przeżyć, odebrać pakiet i zdążyć wrzucić rower do T1. Prześledziłem Athlete Guide, kilka wątków na Reddicie od doświadczonych kolegów z całego świata i moja amatorska ciekawość została zaspokojona. Moim celem na rowerze jest zwiedzanie. Więc jeżdżenie na Rouvy sobie podarowałem, żeby trasa zarówno rowerowa jak i biegowa była choć częściowo zaskoczeniem.

Jesteś zadowolony z dotychczasowych startów w tym sezonie?
Jeśli chodzi o starty triathlonowe, to startowałem tylko na 1/4 IM w Radłowie. Zapisałem się na te zawody tylko dlatego, że miałem na nie blisko i chciałem zobaczyć, jak wygląda strefa zmian na żywo. Złamałem wtedy 2:30, co było dla mnie miłym zaskoczeniem. IM w Gdyni poszedł znacznie lepiej, niż się spodziewałem. Choć czułem lekki niedosyt wiedząc, że urwanie 11 godzin było w moim zasięgu. Jestem bardzo zadowolony z obu startów.

Czy masz określone oczekiwania względem startu na Hawajach?
Kona słynie z tego, że nie jest dobrym miejscem na bicie życiówek. Moja nie jest jednak zbyt wyśrubowana. Jeśli nic mnie nie zaskoczy, a tamtejszy klimat nie zabije, to będę celować w podobny wynik. Przede wszystkim planuję dobrze się bawić i zebrać fajne wspomnienia.

W jakich okolicznościach trafiłeś do triathlonu?
Podczas pandemii zacząłem sporo jeździć na rowerze i trenażerze. Zrobiłem everesting, który wydawał mi się zbyt prosty, więc szukałem sobie kolejnych wyzwań. Zapisałem się na maraton – też był nudny. Przebiegłem go bez większych problemów i już wtedy wiedziałem, co będzie dalej. Naturalnym krokiem było dorzucenie pływania, które w moim przypadku opierało się głównie na żabce i rozpoczęcie zabawy w triathlon. Od razu wiedziałem też, że na dystanse krótsze niż 1/4 IM szkoda się w ogóle ubierać, a pełny dystans wydawał się w sam raz i w to celowałem.

Jak wyglądały początki w tym sporcie?
Od samego początku wiedziałem, gdzie leżą moje mocne i słabe strony. Zacząłem przygotowania od regularnego basenu i częstszego biegania wraz z ograniczeniem roweru. Tak przynajmniej sobie założyłem. W praktyce niewiele się zmieniło i dalej to rower najbardziej lubię oraz zajmuje mi najwięcej czasu. Nadal jestem na początku przygody, więc może moje podejście jeszcze ulegnie zmianie.

Jak było podczas debiutu?
Debiutowałem na wspomnianym wcześniej 1/4 IM w Radłowie – jak zawsze na całkowitym luzie. Stwierdziłem, że start na ćwiartce będzie dobrym miejscem na debiut i poznanie triathlonu od środka. Wieczór przed startem założyłem lemondkę i zrobiłem na niej pierwsze 40km. Podczas zawodów pierwszy raz pływałem w piance i na otwartym akwenie. Na pewno nie byłem dobrze przygotowany. Pomimo tego, że wszystko poszło po mojej myśli, to lista błędów z pewnością była znacznie dłuższa.

Co na początku sprawiało Ci najwięcej problemów w triathlonie?
Przygodę z triathlonem rozpocząłem od wszystkich możliwych błędów, ale nie nazwałbym ich problemami. Zapisałem się od razu na pełny dystans, który był docelową imprezą, po której miałem dać sobie spokój. Zdecydowanie najtrudniej było mi zrezygnować z części treningu rowerowego na rzecz basenu i biegania, które zazwyczaj było domeną okresu zimowego.

Co widzisz w triathlonie?
Adrenalinę związaną z samym startem. To specyfika praktycznie każdego sportu, która jest tak samo odczuwalna na wyścigu szosowym, na maratonie i triathlonie. Pomieszanie tych wszystkich dyscyplin wydaje się też trudniejsze. Przez to jest bardziej wyjątkowe i mniej się nudzi.

Jak łączysz treningi z obowiązkami rodzinnymi i zawodowymi?
Niestety bardzo często mi się nie udaje tego łączyć. Staram się wciskać pierwszy trening rano. Zazwyczaj jest to basen, krótka siłownia lub bieganie. Z racji dość luźnego podejścia do treningu bardzo często się on nie odbywa, co skutkuje dynamicznymi zmianami w ciągu dnia, ale zazwyczaj mogę sobie na to pozwolić. Pracując z biura, zawsze dojeżdżam rowerem na około przez pobliskie hopki, co jest drugim treningiem. Pracując zdalnie, oszczędzam sporo czasu na dojazd. Wtedy staram się wygospodarować czas na wieczorny trenażer. W weekend jadę na rower z samego rana, więc wszystko mam załatwione jeszcze przed południem i nie stanowi to większego problemu. Zawsze znajdę też chwilę na krótki relaks i zabawę z kotkami. Niestety często jest to środek nocy.

Ile czasu w ciągu tygodnia poświęcasz na treningi?
To zależy głównie od pory roku. W lecie nabijam godziny długim rowerem, w zimie trochę więcej biegam. Zazwyczaj jest to przedział pomiędzy 15-20 godzin tygodniowo. Nie lubię też się regenerować, więc codziennie staram się coś robić – tylko czasami lżej. W 2022 roku nie miałem jeszcze dnia, w którym nie trenowałem i nawet po starcie w Gdyni na drugi dzień już o 7 byłem na basenie. Chciałbym utrzymać taką tendencję jak najdłużej, bo po prostu odpowiada mi taka rutyna.

Kto Cię trenuje?
Jestem sam sobie trenerem. Robię to, co mi się podoba.

Jakie masz marzenia związane z triathlonem?
Traktuję to jako zabawę i urozmaicenie treningów kolarskich. Myślę, że właśnie tegoroczny start na Hawajach mogę uznać za spełnienie marzenia. Z rzeczy bardziej przyziemnych to dobrze byłoby wystartować jeszcze w połówce i zrobić tam czas w okolicach 4:30.

Czy ten slot i zbliżający się start na MŚ sprawi, że przekonasz się do przyszłorocznych startów w tri?
Na pewno chciałbym sobie już odpuścić pełny dystans, który moim zdaniem zabiera zbyt dużo czasu i jest męczący zarówno dla zawodników, ale przede wszystkim dla kibiców. Z drugiej strony ciekawym doświadczeniem byłoby sprawdzenie się na dystansie ultra, ale chyba trzeba gdzieś trzeba postawić granicę i zająć się życiem. Mam wszystko, czego potrzebuję do startów. Niewykluczone, że zapiszę się na jakieś wyścigi w ciekawych miejscach. Na razie rzucił mi się w oczy Dubaj i moje ukochane Wyspy Kanaryjskie, które regularnie odwiedzam przynajmniej 2 razy w roku i kontroluję stan asfaltu na podjeździe pod Teide.

Rozmawiał: Przemek Schenk
foto: materiały prywatne

Pokaż więcej

Powiązane artykuły

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Back to top button
X